Home / AZJA / Tajlandia / „Na współspacza” – czyli jak zredukować koszty noclegu

„Na współspacza” – czyli jak zredukować koszty noclegu

Obudziłam się rano z niejasnym poczuciem, że coś śmierdzi.

– A, to te myszy – błysnęło mi nagle w głowie – Ugh, co za ochyda..

Zaspana poczłapałam do hostelowej łazienki.

Gdy wracałam z przewietrzoną głową i czystymi nozdrzami, już na recepcji doleciały mnie słodkawe nitki smrodu. Gdy stanęłam przed pokojem, wypełniający go odór wykrzywił mi twarz w grymasie obrzydzenia.

– Jak ja wytrzymałam tu całą noc? – zastanowiałam sie, na bezdechu wyciągając kompa i woreczek z Nescafe – przecież porzygać się można od tego smrodu. No nie, wieczorem nie było tak źle – rozmyslałam – teraz, wraz ze słońcem jest coraz gorzej. Co z Gajką? – popatrzyłam na zegarek, była już dziewiąta – Wcześnie na budzenie malucha. Dam jej jeszcze odrobinke czasu, może sama wkrótce wstanie – postanowiłam, jak najszerzej otwierając drzwi pokoju. – W końcu poszłyśmy spać dobrze po połnocy. 8 godzin to zdecydowanie za mało dla niej.

Na podwóreczku zaszyłam się przy najdalszym od mojego pokoju stoliku. Zaraz przysiadł sie chłopak z talerzem muesli.

– Ale śmierdoli! – zaczał – Nie do wytrzymania! Ja mam pokój obok Ciebie. Zdechło coś za tym płotem, czy co? Nos chce urwać – kontynuował pomiędzy łyżkami śniadania – rozmawiałem o tym z tym Tajem już wczoraj, ale on nic z tym nie robi. Nie chce mu sie, woli po tajsku udać, że problemu nie ma. A przecież jest, im też nos urywa w tej recepcji. Idę pogadać z nimi o zmianie pokoju, Tobie też to radzę. A w ogóle to jestem Joel! – chłopak uśmiechnął się sympatycznie, dojadając ostatnie łyżki płatków.

Joel miał rację. Probem mógł tylko narastać. Należało jak najszybciej poszukać rozwiązania.

– Panowie, coś śmierdzi. Nie da się mieszkać w naszym pokoju. Proszę, dajcie mi nowy. – zagadałam skupionego nad zakurzoną klawiaturą Taja.

– Mamy tylko dwójki -280 bathów.

– Mogę zapłacić tylko 200 bathów.

– To proszę iść szukać innego hostelu.

– Ale to nie moja wina, że macie zwłoki za płotem! – spróbowałam jeszcze coś ugrać

– Nasza też nie – skwitował krótko Taj, odwracając sie do mnie plecami

– Ok – pomyślałam niezbyt szczęśliwa – na szczęscie jest ranek, jest czas, znalazłyśmy jeden tani, znajdziemy następny..

Joel też siedział ze zwieszonym nosem. Już wiedziałam, że od dawna był w drodze i jego budzet był tylko odrobinę wiekszy od mojego. 

– Wiesz co, za rogiem jest tani hostel, ale tam mieszkają tajskie prostytutki. Hałas nocą, rozumiesz. Kawałek dalej tez jest tanio, ale obok dyskoteka. Za mostem jest trochę drożej, ale i dalej do tych wszystkich atrakcji. – komentował – Pewnie będziemy musieli pochodzic trochę po tych najmniejszych pasażach, jeszcze bardziej na tyłach uliczki, może tam coś odkryjemy..

– Najchętniej zostałabym tu – odpowiedziałam zgodnie z prawdą – wiesz, znów pakowanie, tarabanienie się z tymi plecakami, kolejne negocjacje. Ja to już bym w Bangkok chciała – rozmarzyłam się – ale nie no, 280 batów za pokój to nie dam! A może.. – nagle olśniła mnie myśl – Joel.. Ja nie wiem, co Ty na to.. Ale może.. Może byśmy wzięli pokój na spółkę?.. Wiesz, my spokojne jesteśmy, niekonfliktowe, a wyszło by nam 140 batów? – przekonywałam rozentuzjazmowana. Na prawdę nie chciało mi się przenosić – No chyba że wiesz.. Obawiasz się mieszkania z Gają, ja to rozumiem, absolutnie rozumiem, wiesz, bez presji żadnej, po prostu taki pomysł mi przyszedł do głowy.. – dodałam, widząc moją córę w drzwiach naszego pokoiku.

– Ale śmierdzi!.. – zmarszczył nos maluch, lądując na moich kolanach

– Ano. Musimy iść poszukac pokoju bez smrodku, kochana, by nam się dobrze spało.

– Dzisiaj? – skrzywił się dzieć – Ja chcę rysować!

– Dzisiaj – potwierdziłam – ale dopiero jak porysujesz – dodałam pocieszająco – przyniosę Ci pisaczki i zrobię śniadanie.

 

PB210655

 

W międzyczasie Joel, z twarzą zawiniętą w chustkę wspiął sie na wąski mur przylegający do naszego pokoju. Zaglądał to tu, to tam, trochę świecąc latarka po zakamarkach, po czym wrócił, blady i mokrusieńki.

– Rany, jak wali. Myślałem, że się porzygam – zaczął – No leży kot. Już sierści na nim nie ma. Ochyda. Nie do wydostania, jest na samym dole, tuż przy Twojej ścianie, nie ma szans, by się tam wcisnąć. Dobra, bierzemy pokój na pół. Idę gadać z Tajem – zadecydował.

I tak oto zamieszkaliśmy z Joelem, Szwajcarem, który porzucił wygodne życie i niezłą pracę, i ruszył w świat, w poszukiwaniu sensu istnienia. Joel niezwykle mi imponował. Regularnie o 5 am wstawał i przez godzinę biegał po nocnym jeszcze Bangkoku, uprawiał Tai-Chi, trenował boks pod okiem tajskich mistrzów, odżywiał się wegetariańsko i przemyślanie, uważnie obserwował świat, sporo czytał i był przy tym bardzo fajnym, życzliwym i konkretnym człowiekiem. Mieszkało nam się dobrze – gdy on wracał z porannych przebieżek, budził mnie, po czym walił się w łóżko dospać brakujące godziny. Ja wówczas odpalałam kompa i pisałam dokąd się dało. A potem budzili się razem z Gają, jedliśmy wszyscy gotowane przez Joela nieśmiertelne płatki z bananami i każdy ruszał w swoją stronę eksplorować świat.

 

0 0 vote
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

1 Komentarz
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments
Somos dos - migawki z podróży Małej i Dużej

Dla niskobudzetowcow – dorobię mapkę jak tam dotrzeć, lokalizacja super, cicho, tanio, moze trochę niepięknie, ale w końcu do spania tylko miejsce potrzebne. W bonusie obok stacja uzdatniania wody, w której litr kosztuje 10 groszy (tak, tak), tyle ze trzeba swoją butelkę mieć 🙂

x

Check Also

Co zobaczyć w Pai z dzieckiem lub bez – bardzo subiektywny wybór atrakcji

Co można robić w Pai? Niewiele. Na pewno można wypocząć po intensywnych fragmentach podróży, poszwędać ...