Home / AZJA / Tajlandia / Maeklong Train i Amphawa Floating Market – wyprawa za 30 bathów – informacje praktyczne – cz. 1

Maeklong Train i Amphawa Floating Market – wyprawa za 30 bathów – informacje praktyczne – cz. 1

– Słuchaj Asia – rzekł któregoś dnia moj współspacz Joel, wertujący tomiszcze Lonely Planet – Tyle już tutaj jestem, a jeszcze nie widziałem ani tego targowiska na torach, ani tego pływającego targu. Problem polega na tym, że to jest kawał za Bangkokiem. Widziałem wycieczki za 600 bth (ok 60 pln), nawet za 1200 batów widziałem, ale tyle przecież nie dam. Patrz,  Maeklong Train i Amphawa Floating Market są w zasadzie obok siebie. Słuchaj.. Może wybierzemy się tam na własną rękę?..

Dwa razy nie trzeba było mi tego powtarzać. W sobotę więc, czyli w dzień targowy, z bólem serca zdarłam sie o 4 rano, by dotrzeć na stację kolejową Wongwian Yai. skąd zaczyna się pierwszy etap podróży – do miejscowości Maha Chai. By dostać się na stację kolejową Wongwian Yai, można użyć kolejki naziemnej i wysiąść na stacji o tej samej nazwie (Wongwian Yai – ciemnozielona linia), a potem przejść 10 minut na samą stacyjkę kolejową, choć ja osobiście polecam zainwestować w taksówkę – zależy z którego miejsca jedziecie, ale dla dwóch osób koszt przejazdu o świcie jest porównywalny/tańszy od tutejszego metra/kolejki. Pierwszy pociąg, który polecam łapać, odjeżdża o 5.30 am , bilet kosztuje 10 bht (ok.1 PLN)

 

 

 

PC020004

PC020005

mapa

 

Tak więc noc była bardzo krótka, a Gajon bardzo dzielny. Bez słowa skargi dał się wsadzić do taksówki, a potem zanieść w nosidle do pociągu. Chętnych na podróż o tej porze nie było wielu, więc Gajek dostał dwa miejsca i podusię pod głowę, by dospać swój czas, a my – czyli ja, Joel i Ewa, która od wczoraj przygarnęła nas do siebie,  przyglądaliśmy się wstającemu słońcu.

 

1

 

 

Maha Chai to ostatnia stacja naszego pociągu. Gdy dotarliśmy na miejsce, Gaj nie zdążył jeszcze zasnąć, równie podeskcytowany podróżą, jak dorosła trójka. Efekt tego był jednak taki, że sił na dreptanie w kierunku promu brakowało. Po to jednak wciąż tacham nosidło – by w sytuacjach awaryjnych, tam gdzie sił słusznie brakuje, lub gdzie małe nóżki nie nadążają – wspomóc je mamy grzbietem. Więc załadowałam moje 17 kilo szczęścia do 3 kilogramowego już nosidła i już, już miałam przecwiczonym milion tysięcy razy ruchem zarzucić małą koze na grzbiet, gdy włączył sie Joel, nieśmiało proponując:

– Może ją ponieść, co?

– JASNE!!!

Jeśli tylko mężczyzna ofiaruje sie nieść twoje kilogramy – trzeba korzystać. Swięta to moja zasada, by oszczędzać grzbiet gdzie się da, bo normalnie nikt z pomocą nie spieszy i trzeba samemu sobie radzić w podróżniczo – dziecięcej rzeczywistości. Zresztą – widząc z jaką lekkościa mężczyźni podnoszą te moje ogromne cieżary,  myślę sobie, że to, co jest dla mnie olbrzymim wysiłkiem fizycznym – dla nich jest niczym wielkim. Teraz też spojrzałam na Joela, zazdroszcząc mu tej fizycznej siły – dla mnie, drobnej dziewczyny – zwyczajnie niedostępnej.

Maha Chai żyło już całą pełnią. Słońce dopiero co wytchnęło za horyznont, witając całą główna uliczkę miękkim, porannym światłem. Szliśmy w tłumie ludzi w kierunku rzeki Tha Chin (po wyjściu z dworca skręć w prawo)  kręcących się w wszędzie, kupujących i sprzedających na porannym targu, pokrzykujących, śmiejących się i zaczepiających nas – farangów (biały człowiek), wyraźnie wyróżniających się z kłębiącej się tu społecznosci. Myśmy odpowiadali na te zaczepki, bo dużo życzliwości w nich się widziało i zwykłęj ludzkiej ciekawości. Nasze tajskie „dzień dobry (sabadi kaa) i do widzenia (la gooo) zupełnie satysfakcjonowało tutejszych ludzi, którzy machali nam ręką, mówiąc coś ze śmiechem. A że to było po tajsku, wiec śmialiśmy się z nimi i szliśmy dalej – przed siebie, aż doszliśmy na plac, przy którym, po lewej stronie była przeprawa promowa (nie zgubicie się, wszystko jak na dłoni)

targ

Załadowaliśmy się wiec zgrabnie i płacąc jedyne 3 bth za dorosłą głowę przepłynęliśmy sprawnie na drugi brzeg.

Dalej było równie prosto i kolorowo.

Najpierw, jak w wyścigu żużlowym wystartował tłum motorów. Motocykliści nawet nie wyłączyli ich na promie, serwując uroczy zapach spalin otaczającym ich pasażerom (polecam miejsce na nawietrznej), a potem, uprzejmie puszczając ludzi,  wystartowali najmniej jak Gollob w Lidze Mistrzów i biada temu, kto akurat stał na ich drodze. 

mapa 1

Do drugiej części wioski, z przystanii prowadził przedziwny, drewniany tunel, którym ku radości Gajki też nas obowiązywał. Drobna konsternacja nastąpiła po wyjściu – przed nami były trzy możliwosci drogi i tajski drogowskaz, który rozwiał wszelkie wątpliwości. Dla tych, którzy wybiorą sie naszym szlakiem – z tunelu zalecam skręt w prawo i 10 minut marszu. Gdy po prawej miniecie Buddę o rozmiarach Chrystusa ze Świebodzina, oznacza to, że jesteście już blisko.

 

 

 

PB260100PB260101

 

 

Stacyjka w Ban Laem, z której łapie się pociąg na Mae Klong Train Market jest urocza. Stareńka, podparta przez szereg drewnianych stempli, z malutką, obskurną, brudną jadłodajnią serwującą świetny fried rice (30 bth, polecam), kilkoma miejscami do siedzenia. Złapałam ryż, którego domagała się już mocno głodna Gajką i z tacką w ręce wskoczyłam do pociągu – bilet 10 bth. Dopiero mijając jadłodajnię, z perspektywy wagonu zorientowałam sie, że siedząca na krześle osoba – to może 8 letnia dziewczynka z mocnym porażeniem mózgowym, a przemiła kobieta, która nas obsługiwała, to jej mama, która teraz, cierpliwie i pomału, wkładała do jej buzi łyżeczkę pełną identycznego, jaki miałam dla Gajki smażonego ryżu..

Kolejna godzina z okładem drogi i pyszny ryż rozłożyły nas wszystkich. Pierwszy zasnął Gaj. Zaraz potem oko poleciało Joelowi, a potem film zaczął rwac się i mi. Jedynie Ewa stała w otwartym oknie, wiatr szarpał jej długie włosy, a ona fotografowała świat pełen bud drewnianych, służących za domy, magazynów, podmokłych pól ryżowych, zieleni jasnej i brunatnej wody, pokrywającej przygotowaną pod uprawę ziemię.

Obudziło mnie szarpanie za ramię.

– Asia, obudź się! Patrz! Patrz!

Doskoczyłam półprzytomna do okna, budząc się w locie. Och, bracia, współtowarzysze drogi – dzięki, że zachowaliście czujność! Gdyby  nie Wy – minąłby mnie bardzo atrakcyjny moment – czyli przejazd pociągu przez train market – z perspektywy pasażera!

A patrzeć na prawdę było na co –  na centymetry od kół pociągu i w zasadzie tuż pod wagonami ciągneły się stragany z sałatami, pomidorami, cebulami, ogórkami, ziemniakami, rybami wszelkiej maści i smrodku, mięsiwem, owocami mniejszymi i wiekszymi i bogowie jeszcze wiedzą z czym, a ze wszystkich możliwych dziur obok straganów wystawały pęki ciekawskich turystów, z wyciągnietymi w naszą stronę telefonami, kamerami, aparatami w jednej, a czasem w dwóch rękach robiąc nam i pociągowi, który wolno przetaczał się przez ta niezwykle gęstą przestrzeń, tysiące zdjęc.

 

 

Gdy wreszcie zatrzymaliśmy się  na stacji i spakowawszy Gajkę do plecaka, zeszliśmy na peron, zagłębiając się w pierwszą lepszą uliczkę, zobaczyliśmy tłumek karnie wymaszerowujący z dworca. Ani chybi były to wycieczki z Bangkoku, oferowane na każdym rogu przez Agencje za ciężkie pieniądze. Ja, póki co – nie licząć taksówki i ryżu – wydałam dopiero bathów 23 😀

Do przyjazdu kolejnego pociągu mieliśmy ponad 2 godziny (patrz tabelka rozkładem jazdy zamieszczona powyżej). Cieszyłam sie z tego szalenie, bo Gajka mogła dospać swoje godziny, a my w międzyczasie – zjeść dobre, świeżo przyrządzone śniadanko, napić się tajskiej kawy, pomyszkować po markecie i ogarnąć transport na Pływający Targ Amphawa. A gdy upłynął odpowiedni czas, maluch wstał, skonsumował śniadanie i wciąż na mych plecach powędrował na tory, bo i on ciekaw był szalenie, jak to całe, błyskawiczne składanie rozłożonych wszędzie towarów się odbywa.

 

cdn

 

Podsumowując:

  1. Pociąg: Wongwian Yai do Maha Chai –  ok godziny, 10 bht
  2. Prom przez rzekę Tha Chin – 5 minut, 3 bth
  3. Pociąg: Ban Laem do Mae Klong – ok godziny, 10 bth
  4. Songthaew: Mae Klong do Amphawa Floating Market – ok 15 min, 7 bth (wskazówki w następnym poście)

W sumie wydaliśmy po 30 bth na osobę dorosłą, Gaja nigdzie nie płaciła (5 lat, wzrost 7 latki)
Gdy jesteście zainteresowani szczegółami dostania się na Amphawa Floating Market, koniecznie zajrzyjcie do NASTĘPNEGO POSTA. Jak widać, na własną rękę znów wyszło taniej i ciekawiej, szczególnie że ceny całodniowej wycieczki mogą sięgać 1200 bth, a „zwiedzanie” odbywa się na komendę 😉

 

0 0 vote
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

7 komentarzy
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments
No to Fru
6 lat temu

To musiało być świetne doświadczenie! Widziałam wiele filmików pokazujących przejazd pociągu przez targ ale jeszcze nigdy nie trafiłam na relację oczami pasażera 🙂

Monika | Podróżowisko.pl

Aż wstyd się przyznać, ale my z tym targiem na torach poszliśmy na łatwiznę. Skorzystaliśmy z gotowej wycieczki, którą można było zakupić w hostelu. Niby mieliśmy próbować dostać się tam na własną rękę, ale właściciel naszego noclegowego obiektu był przez cały nasz pobyt (i po tym, jak opuściliśmy Bangkok również) tak pomocny (bezinteresownie!), że stwierdziliśmy, że dodatkowa prowizja od dwóch osób mu nie zaszkodzi 😉 Poza tym wciąż dokuczało nam zmęczenie po długiej podróży, więc nie żałuję. Ale chętnie skorzystam z Twoich wskazówek następnym razem – chciałabym kiedyś jeszcze wrócić w to miejsce. Pozdrawiam!

Jolanta Dobke
6 lat temu

Parę dni temu oglądałam to miejsce w naszej telewizji, nie pamiętam co to był za kanał. Uśmiałam się, akurat przejeżdżał pociąg i wszyscy uwijali się by zdążyć ochronić swój kramik. Pozdrawiam moje ulubione podróżniczki.

Somos dos - migawki z podróży Małej i Dużej
Reply to  Jolanta Dobke

To na prawde pyszny widok, warty wstania o 4 am. Wogole cala ta droga to jedna wielka przygoda, ze zwyklym zyciem w tle – tak jak to strasznie lubimy. A Tom Yum Sup podane po tajsku na malym mercado – wymiata. Tylko piszczalam miedzynarodowo – chili no! CHILII NO!!! 😀

Adam
Adam
6 lat temu

Pierwsze czego się nauczyłem w Thailandii to mai pet (nie ostre) zanim jeszcze umiałem dziękować. Teraz jestem na etapie pet nit noi:)

x

Check Also

Co zobaczyć w Pai z dzieckiem lub bez – bardzo subiektywny wybór atrakcji

Co można robić w Pai? Niewiele. Na pewno można wypocząć po intensywnych fragmentach podróży, poszwędać ...