Z Moccoa do Puerto Asis nie jest daleko. Prowadzi tam asfaltowa droga, na której, oprócz patroli, raczej nie ma żadnych niespodzianek. W związku z tym, by oszczędzić parę groszy, ustawiłyśmy się z Gajką na stopa.
10 minut – nic. Kolejne 10 min – nic. Następne 10 min – deszcz.
No tak, normalne w dżungli. I tak miło, że tyle wytrzymało.
W związku wiec z ulewą złapałyśmy collectivo i zajęłyśmy najtańsze miejsca na pace. Z 5 dorosłych osób i 2 dzieci siedzących z tyłu tylko 2 osoby nie pościły pawia, a mianowicie ja i Gajka. Ja, bo taktycznie dopadłam najlepsze miejsce przy oknie i Gaj, bo taktycznie od razu zasnął 🙂 Przyznam, ze był to kolejny krok wtajemniczenia w podroży. Kierowca rzucał nami jak worem ziemniaków, ale nie to było najgorsze. Z jakiś przyczyn wciągało spaliny do środka i wewnątrz robiła się komora gazowa. Może ktoś z Was wie, jakie prawa fizyki tu działały, Mirek Kozłowski, pomożesz? Auto mknęło jak strzała, a w środku, mimo dwóch okien, nawiewu z przodu i otwartego tylu można było udusić się od spalin. Jechałyśmy wiec z Gajka w czapkach (dżungla!), wystawiając się przez okno i przetrwałyśmy, ale pozostałym osobom serdecznie współczułam. Wyciągnięte wnioski: nigdy więcej w malej, zamkniętej pace z tylu!
Ze zrozumiałą radością wiec przyjęłyśmy wiadomość o dotarciu do miejsca docelowego..
.. gdzie czekała na nas cudowna i opiekuńcza CSka Luisa Fernanda Chavez Paz 🙂 Na motorze oczywiście 🙂
Bo motory w Puerto Asis były najlepszym środkiem transportu. Motory dla ludzi, konie i ciężarówki dla towarów. Samochodów osobowych widziałam raptem kilka.
I tak własnie trafiłyśmy do rodziny artesanías czyli do rodziny miejscowych artystów robiących najróżniejsze rękodzieła.
Choć przyznam, ze jak zobaczyłam prace pana Taty, to stwierdziłam, ze słowo rękodzieło jest raczej pomyłka. Mimo tego, że jego dzieła zdecydowanie ręką tworzone były..
Mama natomiast, podobnie jak córki robiła najróżniejsze rzeczy – wisiorki, bransoletki, kolczyki – a wszystko z koralików. Uwielbiam te malutkie kolorowe rzeczy, więc aż podskoczyłam z radości, gdy pani Mama zaproponowała mi, że jeśli chcę – to mnie conieco nauczy :)))
Więc pomału, pomału, przy jej pomocy stworzyłam moje pierwsze rękodzieło z chaquiras – prezent dla mojej córeczki :)))
I tak oto obydwie miałyśmy piękne bransoletki. Moją dostałam w prezencie od Ricardo Homero Arciniegaz , swoją Gaj dostał od mamy. Obie nosiłyśmy je z dumą i radością :)))
Puerto Asis niestety, jak dużo miasteczek i wiosek było brudne i pełne śmieci. Gorące apele rozwieszone na drzewach i plotach pomagały niewiele. Brakuje edukacji ekologicznej, aktywnej, w szkołach i przykładu w rodzinach, a przede wszystkim brakuje rzeczy tak podstawowych, jak chociażby kosze na śmieci. I to jest przykre..
Puerto Asis to ostatnia wioska, do której jest dojazd asfaltem. Potem już tylko samolot, helikopter, barka lub lancha. Chrzescijanizm miesza się tu z szamanizmem, a medycyna klasyczna z medycyną ludową. Tam gdzie nie ma lekarzy, leczą szamani. Tam gdzie szamani nie dają rady, próbują pomóc medycy. Wszystko się miesza i jednocześnie pięknie uzupełnia w tym odległym zakątku świata..
Luisa Fernanda Chavez Paz jest nauczycielką angielskiego. Z prawdziwą przyjemoscią byłyśmy gośćmi jej studentów. Ekipa była przygotowana, ja się czułam jak na quizie „100 pytań do..”, a Gaja zapewne jak w programie „Mam talent” Prawdziwy czad nastąpił jednak pod koniec, gdy ekipa wyciągnęła spod ławek – jedzenie :))) Najbardziej tradycyjne, własnoręcznie przygotowane, przepyszne jedzenie :))) Co więcej, dużo zostało, więc konsumowałyśmy później owe pyszności w domu. A co to dokładnie było – nie pamiętam, nazwy egzotyczne, składniki podobnie – muszę poprosić o pomoc Luise 🙂
Amigas y amigos!!! Muchas gracias!!!
Woda w woreczkach. Genialny wynalazek, który odkryłam w Kolumbii. Zdecydowanie tańszy niż woda w butelce, bardziej ekologiczny i wygodny w transporcie.. Mogę napchać do nosidła kilka woreczków, nie zajmują tyle miejsca co butelki, otwiera się je po kolei – i w zależności od potrzeb przelewa do jednej, podręcznej, wiec woda się nie psuje. No i śmieć w postaci woreczka łatwiej donieść do kosza, niż kolejnego PETa 🙂
…
Postuluje wiec wprowadzenie woreczków w Polsce! Ponowne, bo oranżadę w tej postaci wciąż dobrze pamiętam :)))
Gaj błyskawicznie nawiązuje znajomości i po chwili wszystkie okoliczne dzieci stają się jej amigas 🙂 A im dłużej w jednym miejscu jesteśmy, tym amigas mocniej w serce zapadają. I tym trudniej nam wyjechać i tym większą tristeza w dwóch serduszkach, bo mama tez swoje nowe amigas ma i nie chce myśleć nawet, że może już nigdy ich nie zobaczy 🙁
Tak więc zrozumiała jest mina Gajki, gdy czas było ruszyć dalej, bo tuż za rogiem czekała na nas kolejna przygoda – czyli Puerto Asis na wodzie :)))
❤