Home / Tag Archives: meksyk (page 4)

Tag Archives: meksyk

Ostatnie taco

Z Muzeum Templo Mayor, które mieści się przy Zocalo (Rynek) wyszłyśmy wykończone i wściekle głodne. – Mama, jeeeeść! – co rusz dolatywał mnie cienki pisk Gajenki. Stałam na Zocalo i rozglądałam się w koło, rozpaczliwie kombinując, gdzie tu zdobyć choć trochę jedzenia. Zocalo jak Zocalo – budynki rządu na jednym boku, na drugim gigantyczna katedra, sklepy i – jasne, restauracje – ale za ciężkie pieniadze. Ale Meksyk to Meksyk, w odróżnieniu od miast Europy tu ZAWSZE jest ktoś, kto po ...

Czytaj całość »

Życzenia

    Ranek.   Ostatni dzień roku.   Gaj śpi, mama już nie.   Mama siedzi i sobie duma, jak zmienialy sie jej noworoczne życzenia i jak bardzo odzwierciedlały one to, co w jej życiu, głowie i sercu sie wydarzało.   W jakiejś tam nieokreślonej przeszłości życzyłam wszystkim szczęścia i radości. Potem minął czas – i życzyłam miłości. Trochę potem – dystansu do życia i odnajdywania słońca nawet w deszczowe dni. Jeszcze potem – zdrowia i odwagi w spełnianiu marzeń. ...

Czytaj całość »

Dobro

Dziś w comedorze spotkała nas wzruszająca sytuacja. Otóż siedziałyśmy sobie w takim bardzo zwyczajnym miejscu, gdzie trzy stoliki i dwie panie kucharki, gdzies w małej uliczce zupelnie nieturystycznej części Mexico Ciudad, obie w wysłużonych już polarkach i wycioranych drogą getrach. Przed nami leżała empanada. Jedna, bo stres, w którym żyję od jakiegoś czasu jedzeniu nie służy. Siedziałyśmy więc sobie z Gajonem, pogadując o tym i owym, a empanadka pomału wędrowała do małego brzuszka. Gdy skończyłyśmy, podeszłam do jednej z pań, ...

Czytaj całość »

Oczy

    Przeprawa przez góry. Wysokie, chmurne. Coraz chmurniejsze. Zaczyna padać. Po chwili leje. Jedziemy wolno, bardzo wolno. Siedzę z głową przycisniętą do szyby. Gaja śpi na moich kolanach. W koncu, w tych stugach deszczu zatrzymujemy sie. Ktoś wysiada. Ktoś wsiada. Przy drodze trzy domki. Stare, niziutkie, murowane. Ciężkimi kratami zabezpieczające maleńki dobytek. W ramie okna, okrytego woalem firanki, widzę twarz kobiety. Ma gorzko zacisnięte usta i bialutkie włosy. W pooranej górami twarzy wielkie, zmęczone oczy. Na chwilę spotykamy sie ...

Czytaj całość »

Żmija

    Przy framudze, przylepiona do ciemnego drewna leżała sobie żmija. Leżała sobie spokojnie, cieniutka, może 30  centymetrowy, brazowosrebrny kształt, strażnik domu, pani życia i śmierci. Była jak z Małego Księcia – dluga i chuda jak palec. Nie wiemy kiedy się pojawiła, ani jakie intencje miała, co za szaleństwo zaprowadziło ją na próg naszego domu. Nie zdążyłam z nią porozmawiać, nawet jej nie zauważyłam, przechodząc koło niej kilkukrotnie. Realny byt, okryty niewidzialnością.     Zauważył ją Piotr, atawistycznym krzykiem dając znać stadu o ...

Czytaj całość »

Bańkę łap

– Bańkę łap, bańkę łap, bańkę, bańkę, bańkę łap!.. – śpiewamy z Gajenką nasz ostatni hit. Nagle maluch przerywa w środku wersu, skupia się i zadaje pytanie: – Mamo, a dlaczego się śpiewa „Banke WHAT”? No tak, jako że przez ostatnie kilka dni Gaj bawi sie z chłopcem z Kanady, pojawił się  nam więc na wokandzie język angielski. Oprócz polskiego i hiszpańskiego oczywiscie, którymi Gaj posługuję się sprawnie, z wdziękiem mieszając je w jednym zdaniu. A teraz do kotła językowego zaczęły ...

Czytaj całość »

Pod kocią kuwetą

  Nie ma to jak złapać stopa przy kuchennym stole. Gdy zapytano mnie, dokąd prowadzi nas droga – okazało się, że do Villahermosa nie tylko my się udajemy, ale i z pół goszczącej nas rodzinki. Kochani, nie dość, że nas zabrali, to jeszcze dostarczyli dosłownie do rąk nowego hosta, który wyczekiwał nas na rogu ulicy. – Tylko opiekuj się nimi – rzucili groźnie do śniadego brodacza o swojskim imieniu Euro – po czym wyściskawszy nas – odjechali do swoich spraw. ...

Czytaj całość »

Farmerzy i farmerki

  Kolejny dzień w Juarez zapowiadał się dużo weselej. Siostra Mario wraz z kuzynkami postanowiły zabrać nas na swoje rancho, a przy okazji pokazać trochę okolicy. Nie czyniłam w związku z tym żadnych wielkich przygotowań, ale gdy zobaczyłam dziewczyny, ze zdziwienia otworzyłam aż usta. Cała szóstka nastolatek wyglądała jak wycięta z żurnala. Makijaż, ułożone włosy, obcisłe jeansy i równie obcisłe podkoszulki, obowiazkowe wysokie kowbojki, no i amerykańskie czapki z daszkiem. Dziewczyny wyglądały świetnie, jedna piękniejsza od drugiej, a ja czułam ...

Czytaj całość »

Juarez

  W Juarez żyło nam się jak u Pana Boga za piecem. Nasza couchsurfingowa rodzinka miała krewnych i znajomych w całym miasteczku, już pierwszego dnia z radością wylądowałyśmy na urodziny ciotki, gdzie poznałyśmy wszystkich chyba członków rodu oraz masę znajomych którzy przez dzien urodzin przewinęli się przez jej dom. Nie dość dodać, że na skromną, domową fiestę przygotowano trzy olbrzymie torty, trzy gary rosołu, wiadro ryżu oraz zarżnięto sześć kurczaków z farmy. Ludzie przewijali się, a jedzenia w magiczny sposób ...

Czytaj całość »

Przez Chiapas drogi ciąg dalszy

    Gaj ma tą niezwykle piękną umiejętność błyskawicznego łamania barier. Gdy mama czekała na pierwszego stopa, Gaj w międzyczasie zaprzyjaznił się z panem taksówkarzem, panem sprzedawcą bananowych chipsów i panem sprzedawcą dmuchanych zabawek. W efekcie, gdy wsiadaliśmy do autka, Gajce machała cała trójka, a sama wspomniana uzbrojona była w dwie paczki chipsów. Na teraz i na zaś. Albo – znając Gajkę – dla mamy. Wsiadałyśmy do transportu publicznego, bo niebo zachmurzyło się nagle, a z daleka słychać było grzmoty. ...

Czytaj całość »