Home / Ameryka / Kostaryka / Drogi

Drogi

 Ludzkie drogi są niezwykłe. Wiją się przez życie, zahaczają o inne, czasem zaledwie je muskając, czasem przecinając i zapisując się w pamięci serc na zawsze. Czasem owo przecięcie dróg następuje niespodziewanie, a czasem go wyglądamy, ciesząc się od dawna na przyszłe spotkanie z drugim człowiekiem.

 

 

Z Piotrem Strzeżyszem (onthebike.pl) rozmijaliśmy się wiele razy. Najpierw w Poznaniu, gdzie od czasu do czasu bywałam odwiedzając naszych wspólnych przyjaciół. Potem już tu, w Ameryce Południowej. Oboje nas przytulila Cecylia – szara eminecja Limy, znana doskonale wsród tutejszej Polonii, mająca większą skuteczność dzialania niż polska ambasada. I mająca do tego olbrzymie serce.

Cecylia nie raz przytulała mnie i Gajenkę podczas naszej włóczęgi po Peru, przytulała też Adele i Krisa, ekipę Andrzeja Piętowskiego i wielu innych Polaków, i nie tylko Polaków. Przytuliła też Piotra, który odsapywał w jej niezwykłym domu trudy jednego z etapów podróży. Niestety Piotra u Cecylii już nie spotkałam. Rozminęliśmy sie o 2 dni. Być może gdyby Piotr wiedział, że przyjeżdżam – poczekałby na mnie. Na bank, gdybym wiedziała, że Piotr jest u Cecylii – skróciłabym podróż. Nie wiedzieliśmy o sobie. Jak tam Piotr – nie wiem, ale ja żałowałam bardzo. Na kolejną możliwość spotkania przyszło nam czekać ponad rok. W zasadzie mało by brakowało, a byśmy się znów rozminęli, pomimo tego, że przez kilka dni mieszkaliśmy 5 minut od siebie, nie mając o tym pojęcia. Nawet, żeby było ciekawie, hostel w którym zatrzymał się Piotr, był pierwszym, w którym nomen omen i ja szukałam miejsca, jeno dorm był cały zajęty, a na inny pokój nie było mnie zwyczajnie stać. Więc zamieszkałam w innym hostelu, dwie ulice dalej, 5 minut od Piotra, o jego obecności dowiadując się dokładnie w dniu, w którym przeprowadzałam się do panamskiego CS-hosta, dokładnie na drugi koniec miasta.

Pierwsze spotkanie nie wypaliło. Wraz z Gają i Justyną, która akurat do Panamy przyjechała, pobiegłyśmy sie na spotkanie. Mając wciąż nadzieję, że Strzeżysz dojedzie, siedziałyśmy pod umówionym MacDonaldem prawie 2 godziny, po czym, wysławszy z cafe net wiadomość, że byłyśmy – z powodu zapadającego zmroku wróciłyśmy sobie domu.

Za drugim razem o dziwo się znaleźliśmy, choć umówiliśmy sie w miejscu szalonym – na głównym dworcu autobusowym Panamy, w dodatku w wyprzedażowy piątek. Hałas, ruch, mnóstwo polujących na okazje, rozpychających się łokciami ludzi, którzy z dzikim błyskiem w oku pędzili do galerii, a w tym wszystkim my z Gają, Justyna i Piotr. Znaleźliśmy tylko jedno, jedyne miejsce, w którym nie dudniła muzyka, nie krążyły ludzkie mrówki, a samochodowy hałas był do zniesienia. Zaplecze – haha – jednej z Galerii Handlowych. W zasadzie obstawiałam, że po pięciu minutach zjawi się ktoś, by nas stad wywalić, ale pracownicy przewijali się, rzucali obojętnie okiem i szli dalej, dając spokój trzem spragnionym rozmowy ludziom i brykającej Gajence.

 

Spotkanie z Piotrem. fot. Piotr Strzeżysz

Spotkanie z Piotrem. fot. Piotr Strzeżysz

Spotkanie z Piotrem. fot. Piotr Strzeżysz

Spotkanie z Piotrem. fot. Piotr Strzeżysz

 

Dwie godziny to było zdecydowanie za mało. Nabierając apetytu na więcej, umówiliśmy się kolejnego dnia. Niestety, to był dzień, kiedy musiałam poszukać pomocy szpitala. Zabrało to trochę czasu i mnóstwo energii, i gdy już nasza trójka przemieszczała się w kierunku umówionego miejsca, okazało się, że owej energii i cierpliwości zupełnie brakło po drugiej stronie.

– Trudno. – powiedziałyśmy sobie z Justyną, ruszając w swoją stronę – Ludzie przychodzą i odchodzą. Piotr pojawił się na moment, dał co chciał i co mógł – i zniknął. Też pięknie.

Kolejne spotkanie z innym polskim wędrowcem przyszło niespodziewanie szybko.

Z Jackiem znaliśmy się już przez internet, z resztą z jego wskazówek korzystałam choćby przeprawiając się przez San Blas, jako że Jack wyprzedzał mnie o jakiś miesiąc podróży. Zresztą, nieświadomie jechałam jego śladami, co rusz trafiając na hostów, którzy gościli także jego. Prześmieszne były te zbiegi okoliczności. W końcu okoliczności zbiegły sie tak, ze trafiłam na Jacka w Kostaryce. Podsiedzieliśmy, pogadaliśmy, powygłupialiśmy sie, a na końcu trafiliśmy do gazety, na zdjęciu prezentując się jak stare, dobre małżeństwo z niezłym, haha, stażem.

 

Spotkanie z Jackiem Supertrampem.

Spotkanie z Jackiem Supertrampem.

Spotkanie z Jackiem Supertrampem.

Spotkanie z Jackiem Supertrampem.

 

W zasadzie nie pamiętam, jak trafiłam na Kasię Jalan Jalan. Gdzieś, skądś internet wyłuskał i wyrzucił mi jej bloga i tak właśnie zakochałam się w jej delikatnej i promiennej pisaninie. Zresztą tak samo, jak potem zakochałam się w niej samej – wrażliwej, eterycznej blondynce, która od 6 lat jest w Drodze. Albo może to ona pierwsza, mając mój namiar od innej polskiej podróżniczki – Marty, napisała do mnie?Nie pamiętam i w zasadzie nie jest to ważne. Ważnym jest to, że spotkałyśmy się najpierw przez internet, a potem, gdy dowiedziałam się, ze jest za miedzą, postanowiłam pozmieniać wszystkie moje plany i splątać nasze drogi, spotykając Kasię osobiście.

Udało się. Gdy wreszcie, po całodziennej, pełnej przygód podróży dotarłyśmy nocą do TEGO hostelu, Kasia czekała na nas z wielkim garnkiem gorącej zupy. Jezu, jak ta zupa smakowała! I jak smakowały kolejne dni – obok siebie i razem, z przestrzenią na rozmowę, na milczenie, na po prostu bycie.

 

Kasia Jalan Jalan i jej zupa, która uratowała nam życie.

Kasia Jalan Jalan i jej zupa, która uratowała nam życie.

 

A potem do hostelu zjechała wspomniana wyżej Marta, a potem – w zasadzie, gdy już gotowa z plecakiem szłam w kierunku wyjścia – poznałam Agatę – Polkę, która przez przedziwny zbieg okoliczności trafiła tam gdzie my – i tak przez moment tworzyłyśmy największe skupienie polskich podróżniczek w Nikaragui, a być może – haha – w całej Ameryce Centralnej – w jednym miejscu było nas wszak cztery i pół sztuki.

 

Nikaragua. Cztery i pół Polki w Brodatej Małpie.

Nikaragua. Niezwykłe spotkanie w Brodatej Małpie. Od lewej: Kasia Jalan Jalan, Marta, ja, Agata i oczywiście pięterko niżej – Gajeczka!

 

I tak właśnie Drogi nam sie zasłupłały pięknie i zadzieżgneły w ciepłe uczucie schowane w serduchach.

Tęsknię za Kasią, tęsknię za Martą.

Pożegnania nigdy nie były moją mocną stroną.

Tak więc wciąż uczę sie puszczać, uczę się odchodzić, uczę się żegnać i zostawiać, ze spokojną nadzieją na ponowne spotkanie gdzies, w Drodze..  

*****

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Kasia – mała uśpiona poczwarka.

  P1071123edited Gaj w kolorach zanurzony.P1071114edited Jak powtarza Ciotka Plewka – genu nie wydłubiesz:)  

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Gdyby ktoś myślał, że butelkowana woda dostępna w hostelach jest faktycznie butelkowana, to grubo się myli.

  P1091141edited W hostelowej kuchni.   P1071134editededited11 Mały człowiek ma tą cudowną właściwość podróżnika, iż zasypia w każdej sytuacji. Po prostu gdy czuje, że ku temu czas, szuka sobie miejsca, przykrywa się tym, co akurat pod ręką, wzorem mamy Asi i babci Basi kładąc sobie jeszcze cosik na oczka i odpływa w krainę snów..

 

***

15.04.2016, Yucatan, Meksyk

To jeszcze jedna historia o tym, jak dziwnie się plotą ludzkie drogi.

Ana Carolina Squitin Aguiar, czyli po prostu Caro poznałam rok temu w Mancora, gdy to jakieś wstrętne dziady okradły nas z całej gotówki, kart, aparatu, dyktafonu i tysiąca pomniejszych drobiazgów. W momencie krytycznym bardzo pomogła mi Martha Purizaga, która na moment przygarnęła mnie do swego hosteliku, służąc namiotem, kuchnią i dobrym słowem oraz Pamela Azar i właśnie Caro, które właśnie tam poznałam.


Caro jest absolutnie niezwykłą osobowością – od lat przemierza Ameryki swym białym vanem, budując wśród kobiet świadomość niebezpieczeństwa związanego z rakiem piersi. I – co jest nie do uwierzenia – po ponad roku wpadłyśmy zupełnie niespodziewanie na siebie przed hipermarketem w Tulum. Okrzykom powitania nie było końca, a gdy, po wypiciu pysznej mate trzeba było się rozjechać – poklepałyśmy się po plecach, wierząc, że jeszcze nie raz drogi nam się skrzyżują.

Niespodziewane spotkanie z Carolą.

Niespodziewane spotkanie z Carolą.

 

 

 

0 0 vote
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

2 komentarzy
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments
Danka
Danka
4 lat temu

Renia
5 lat temu

Jaki piękny wspomnieniowy tekst. Pamiętam te opowieści.

x

Check Also

Chica polacca y dia de los Muertos

Live z Meksyku 66 – Dia de los Muertos na cmentarzu w Oaxaca czyli Wszystkich Świętych po meksykańsku

Kochani, na Dia de los Muertos zabieram Was na miejscowy cmentarz. To będzie cmentarz prawdziwy, ...