Home / AZJA / Laos / Laotańska rodzinka

Laotańska rodzinka

Ciąg dalszy – poprzedni wpis znajdziesz TU.

 

Trudno. Zdecydowałam się zaryzykować. Możliwe, że będzie to lepszym rozwiązanie, niż wystawianie się na tnące podmuchy zimna w turystycznej klasie. A jak okaże się, że będzie nam tu źle – będziemy szukać kolejnych opcji.

– Gaja! Przenosimy się! Do super miejsca! Bierz dzieckiaki i chodz za mną! – Z ciężkim plecakiem, kołysząc się jak kaczka, depcząc po palcach i bagażach zaczęłam przepychać się do tył.

– Oooo!!! – powitali mnie Laotańczycy – OOOO! – zdziwili się jeszcze bardziej widząc kryjącą się za mną Gaję

– Sabadi! (Dzień dobry!) – powiedziałam po prostu i zrzuciłam plecak. – Gaja, siadaj tutaj! – wskazałam kącik obok i jak na skrzydłach poleciałam po nosidełko.

W turystycznej klasie powitały mnie pełne współczucia spojrzenia.

– Idziesz na tyły?

– Tak, tam faktycznie jest miejsce – potwierdzałam, przepychając się tym razem z nosidłem.

Gdy przyszlam, Gaja siedziała w kącie dokładnie tak jak ją zostawiłam.

 

 

– Jak tam, maluchu? – zapytałam wesoło

– Dobrze – odrzekł maluch, gramoląc mi się na kolana.

– Bilet? – w tym momencie doszła do nas kasjerka.

– Nie mam.

– 2100 tyś kip.

– COOO? Nie ma mowy! Nie ma miejsca, łódka jest przepełniona! Wczoraj było miejsce – zapłaciłam. Dziś siedzimy na ziemi. O nie, za takie coś nie płacę!

Kobieta milczała. Widziałam po minie, że w sumie to się ze mną zgadza.

– Dobrze, nie płacisz za dziecko, ale za siebie musisz. – odpowiedziała i w ten właśnie sposób dowiedziam się, że dzieci, przynajmniej te turystów, mają normalną stawkę.

– Mogę zapłacić 55 tyś kip, pół ceny dorosłego – negocjowałam twardo, bo faktycznie ludzi było tyle, że łódka wręcz nami kipiała.

– Nie – postawił się stojący za kobietą kontroler – płacisz za siebie, za dzieciaka nie, a w najbliższej wsi ktoś wysiądzie i Ci zrobimy miejsce z przodu.

– Do przodu to mnie nawet wołami nie zaciągniecie! – pomyślałam potulnie uiszczając opłatę. W tej chwili motor zawarkotał i wolno ruszyliśmy przed siebie.

Nie było źle. Warkot faktycznie był głośny, ale ostatecznie bębenków nie rozrywało, a dym wywiewał wiatr wpadający do dolnej części maszynowni. U nas, siedzących jakieś półtora metra wyżej zrobiło się nieco chłodno. Laotańczycy wyciągnęli koc.

– Come, come! – pokiwali zapraszająco do Gai. Pod kocem, w kącie siedziała sobie laotańska trzylatka, wpatrzona w komórkę.

– Idź Gajenka do niej, pooglądasz bajki! – zachęcałam. Gaja, troszkę skrępowana usiadła przy dziewczynce.

– Come, come! – pokiwali teraz na mnie, robiąc mi miejsce pod kocem.

Nie trzeba było mi powtarzać tego dwa razy. Skryłam się pod cienkim przykryciem, które właściwie nie dawało ciepła. Skoczyłam więc do plecaka i spod klapy wyszarpnęłam mój wielki, górski śpiwór.

– Oooo!..  – zdziwili się Laotańczycy najpierw  – Aaaaa! – zacmokali z uznaniem, dotykając kaczego puchu, ukrytego w środku. Po chwili pod kocem i śpiworem siedziałam ja, Gaja i pół laotańskiej rodziny.

 

 

Było ciepło, zacisznie i wesoło. Nic nie rozumiałam, ale nie musiałam, bo sama sytuacja była superciekawa, a śmiech międzynarodowo zaraźliwy.

Po chwili mama dziewczynki wyciągnęła kurczaka, sticky rice i zajzajerowy sos. Dała maluchowi, po czym poczęstowała nas, a potem innych. To było jak sygnał. Wszyscy zaczęli wyciągać jedznie i nim się dzielić. My z Gajką wygrzebałyśmy wielką paczkę ciastek. Nasz kurczak i sticky rice zakupione rano w tajemniczy sposób zniknęły  podczas przeprowadzki. No trudno, zostały nam ciastka, chipsy i chińskie zupki.

 

 

Podjedliśmy sobie wszyscy całkiem nieźle. Czas leciał, droga upływała, powieki zaczynały nam się kleić.

– Nieźle – myślałam sennie, leżąc oparta o worek ryżu – miałyśmy siedzieć na burcie i wpatrywać się w nurt Mekongu. Miałyśmy, chłodzone delikatną bryzą, podziwiać wysokie góry i dziką przyrodę. A tymczasem siedzimy pokuleni pod kocem i tylko czekamy, kiedy wreszcie dopłyniemy na miejsce. Ahoj przygodo, nigdy nie wiadomo, co przyniesiesz!

Nie miałam powodów do narzekania. Ubrana od stóp do głów czasem stawałam w jednym z trzech okienek i patrzyłam na świat. Świat był jednak szarosiny, mglisty i płaczący mżawką. W tym świetle wysterczające wprost z nurtu skały sprawiały, że przechodził mnie dreszcz grozy. Mekong pędził, gnając razem z sobą nas, patyki, trawę i mnóstwo rzecznej zawiesiny, a prowadzenie łódki wymagało wielkiej koncentracji.

 

Awaria silnika była ostatnią rzeczą, której spodziewałam się na tym rejsie. Mekong, Laos.

Awaria silnika była ostatnią rzeczą, której spodziewałam się na tym rejsie. Mekong, Laos.

 

Pamiętam, jak w kolumbijskiej dżunglii pytałam sternika z „Parse”, skąd wie gdzie płynąć. Z pionową zmarszczką na czole kluczył po Rio Putumajo jak mysz w labiryncie, to płynąc z nurtem, to w jego poprzek, to znów w skos.

– Rzeka. – powiedział mi – Musisz obserwować rzeke. Ona żyje, zmienia się. I ona Ci wszystko powie.

Wpatrywałam się wówczas w wody Rio Putumayo uważnie analizując ruchy Pedro, ale rzeka za nic nie chciała zdradzic mi swych tajemnic. Wszędzie była taka sama.

Teraz więc tylko z podziwem pomyślałam o sterniku, który kluczył po Mekongu tak jak Pedro po dopływach Amazonki.

Nagle silnik zagadał coś dziwnym głosem, charknął, warknął i ucichł.

Uniosłam głowę.

Zawsze, nawet jak dobijaliśmy na moment, by wysadzić ludzi, silnik pracował. A my jestesmy na środku Mekongu, a silnik ani dycha..

Coś było bardzo nie tak.

cd odnajdziesz TU.

0 0 vote
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

6 komentarzy
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments
trackback

[…] Ciąg dalszy – poprzedni wpis znajdziesz TU. […]

trackback

[…] cd znajdziesz TU. […]

Kinga - mylittlepleasures.pl
Kinga - mylittlepleasures.pl
5 lat temu

Pani Asiu, niezwykle ciekawie się czyta te Pani przygody. I pomyśleć, że tak niedawno czytałam opowieści z Meksyku. Ale ten czas szybko leci. Wszystkiego dobrego 🙂

Monika | Podróżowisko.pl
Monika | Podróżowisko.pl
5 lat temu

Lubię czytać o tych Waszych przygodach 🙂 Zabieram się zaraz za drugą część!

Warsztat Podróży
Warsztat Podróży
5 lat temu

Ale świetne opowieść! Trzymajcie się dziewczyny że swoimi przygodami !

Marta
Marta
6 lat temu

To wciaga jak dobry serial!

x

Check Also

Kura

Kura umierała dwa dni. Nim się zorientowałam, że jest z nią tak źle, myślałam, że ...