Home / Podróż

Podróż

6 maja 2014 roku, wraz z moją malutką córeczką wsiadłyśmy do brzucha żelaznego ptaka, który uniósł nas w dal, na spotkanie marzeń. Nasza wspólna podróż rozpoczęła się jednak 20 miesięcy wcześniej, 23 sierpnia o godzinie 13.20. Wówczas to na świat przyszła pewna szarooka dziewczynka, która już od dawna nosiła imię Matki Ziemi.
 
I choć wyjeżdżałam w świat od dawna, pamiętam tą pierwszą noc w szpitalu, gdy zdałam sobie sprawę, ze parę godzin temu zaczęła się najważniejsza podróż mojego życia. Że stanęłam własnie z moja małą córeczką na poboczu i wystawiłam kciuka. I że nie wiem, kto się zatrzyma, by nas ze sobą zabrać. Nie wiem, gdzie dziś będziemy spały, nie wiem dokąd dotrzemy, ani jakie przygody przyjdzie nam przeżywać.  Wiem tylko, ze właśnie ruszyłyśmy razem, przed siebie i w życie.
 
Czasem ludzie nas pytają: Gdzie jedziecie? Jaki jest cel Waszej podróży?
 
Nie mamy celu. Droga jest celem. Każdy dzień. Każda chwila. Gdzie docieramy, tam jesteśmy.  Podróżujemy niespiesznie, zatrzymując się w miejscach, które lubimy. Zakorzeniamy się na chwile, zaprzyjaźniamy z ludźmi, a oni na moment stają się częścią naszego życia, na zawsze zostając w naszej pamięci.
 
Ta droga ma także wymiar wertykalny. To podróż w głąb siebie, na spotkanie swoich lęków, ograniczeń i kipiących jak gejzer radości. To wielokrotne próby cierpliwości, odwagi i rozsądku.  To ciągłe lekcje proszenia, otrzymywania i dawania. To także nieustająca improwizacja i praktyka wdzięczności – za  ludzkie dobro, za błękitne niebo, za znaleziona na drodze gumkę-recepturkę. To nieustanna akceptacja tego co przychodzi oraz trudne lekcje zaufania – do siebie, do swojego dziecka, do ludzi i do świata. I odkrywanie tego, że życie jest tu i teraz.
 
Ta podróż to moja droga do Gai. Tu uczę się jak być mama. Jestem dla mojego dziecka w każdej chwili, dając jej przestrzeń na własne zdobywanie świata. Buduję naszą relację od podstaw, ucząc się miłości w każdym jej wymiarze. Tu zlepiam moje serce i dusze, bo wierzę głęboko, że gdy kiedyś życie wymierzy Gai swoje ciosy – nie upadnie tak strasznie jak ja, bo będzie miała jeszcze jedno źródło swej siły – własną mamę. Dlatego i dla niej ta podróż. Dla niej – bo jestem pewna, że aby swojemu dziecku przekazać spokój, radość i miłość, trzeba samemu tą radość, miłość i spokój w sobie mieć. Wiec podróż jako droga do siebie? Oczywiście, dlaczego by nie. Czas, przebyte kilometry i 20 kg plecaka robią swoje, już lżej jest się budzić i lżej oddychać. I śmiać się do swojego dziecka radośnie, śmiechem prawdziwym, nieudawanym. I patrzyć na świat w zachwycie, odkrywając razem jego nowe horyzonty.
 
Chciałabym bardzo, by ten blog, który powstał z fejsbukowego ścibolenia dla bliskich miał moc wsparcia tych wszystkich osób, którzy idą przez ciemność, doświadczając bólu emocjonalnego i samotności. Szczególnie kieruję go do rodziców, którzy z różnych powodów sami towarzyszą swoim dzieciom w drodze – mam w sobie cicha nadzieje, że być może moja pisanina choć trochę pomoże Wam w codziennej podróży do światła.
 
Bo i my, kochani somos solo dos.