Kochani – jak wiecie, sprzedałam motor. Cała transakcja była bardzo uczciwa i transparentna do bólu, zarówno ja jak i kupiec byliśmy przeszczęśliwi – on dostał dobrą maszynę, a ja – uczciwą cenę.
Nie uwierzycie, co się wydarzyło później.
Słuchaj, ja w sprawie motoru – dostałam wiadomość – Nie chcę go jednak. Nie podoba się mojej dziewczynie, ochrzaniła mnie, że go kupiłem, gdy się jedzie po dziurach, trzęsą się wszystkie plastiki i strasznie hałasują, jeden z nich nawet odpadł. Nie chcę tego motoru! Moja dziewczyna nie chce na nim jeździć. Chcę się z Tobą spotkać i Ci go zwrócić.
Tyle że ja nie mam już czasu, by znów szukać kupca. No i przede wszystkim – to nie moja wina, że jego dziewczynie motor sie nie podoba, a jemu przeszkadzają stare, poluzowane plastiki. Jezdziłam na tym motorze pół roku, znam go na wylot, wiem, jaka dobra to maszyna. Mi plastiki nie przeszkadzały, nie uważam, że taki powód uzasadnia reklamację. Jezdził na motorze koleś mechaniki i wyraził się o nim bardzo pozytywnie. I to zamyka sprawę. Dałam uczciwą cenę i uczciwie zwróciłam koszt niezapłaconych, obowiązkowych podatków, które teraz są na nim – koleś podpisał wszystkie papiery z uśmiechem na ustach, a ja – także z uśmiechem, bo sprzedaję dobry motor w dobre ręce, przekazałam klucze i to co trzeba.
Nie mam sobie nic do zarzucenia.
To, że motor jest brzydki i ma starą, wyrobioną obudowę – to widać na odległość i nie uważam, że może to być powód reklamacji. Widział to, jezdził na tym motorze, ba – nawet śmiał się wraz ze mną, że ma adekwatne imię: La Vaca Manchita – czyli Kropkowana Krowa.
Od tego miejsca zaczęło być coraz bardziej niemiło.
Najpierw gość mnie prosił, potem błagał, potem zaczął grozić. Przez kolejne 2 godziny pisał do mnie okropne wiadomości, klnąć i grożąć – co mam w konwersacji. Że pożałuję, że kosztować mnie to będzie znacznie wiecej, niż koszt motoru, że ja i moja córka za to bekniemy, że mnie znajdzie, wykopie mnie chodzby spod ziemi i wtedy tak się porachuje ze mną, że popamietam to do końca życia.
Oczywiście nie pisał to tak jak ja Wam – milutko i w akceptowalnych słowach.
To jakie wulgaryzmy leciały i jakich gróźb używał, stawiało mi włosy na głowie. Kolo nie jest stąd, ale mieszka tu wiele lat i ma swoich długorękich znajomych. A mi zostało kilka dni do wylotu.
Zaczełam się bać.
O tym, co wydarzyło się dalej, posłuchacie na live – ZAPRASZAM SERDECZNIE!
____________
Zapraszam Was też serdecznie na nasz Patronite: https://patronite.pl/SomosDos , a także równie serdecznie do Wirtualnej Kawiarnii: https://buycoffee.to/somosdos , gdzie można z nami wypić pyszną gorącą lub zimną kawusię.