Nie zawsze wszystko układa się tak jak chcemy. Dlatego tak wzdrygam się na pytania o plany, o tym co jutro, po jutrze, za rok, za pięc lat. Skąd ja mam wiedzieć, skoro w zasadzie nie wiem co sie wydarzy za moment?..
Przecież gdy wychodziliśmy z couchsuferowego mieszkanka w Guaymas byłyśmy pewne, że to będą nasze ostatnie chwile na latynoskiej ziemi. A tu, jak się wkrótce miało okazać – nie były. Bo przecież, gdy już jechałyśmy na dworzec, by wskoczyć do najtańszego autobusiku toczącego się w kierunku granicy nic nie zapowiadało, że do tej granicy nie dotrzemy, chociaż kierowca w trakcie jazdy wjechał dwa razy pod prąd, czym niemożebnie mnie zdenerwował. Nie uznałam tego jednak za zły omen, bo nasz znajomy przecież dobrym kierowca był. Niestety jak się później okazało – w Kanadzie i w USA. Meksyk rzadzi sie swoimi prawami, a on niechcący popełnił zasadniczy błąd – chciał te prawa podporządkować sobie.
Otoż w każdym własciwie miasteczku obowiazuje system jednokierunkowych ulic. Poznać je można po tym, że są węższe, samochody na poboczach stoja maskami w jedną stronę, a na domach namalowane sa strzałki wskazujące na charakter ulicy. Jak strzałka w obu kierunkach – ulica jest dwukierunkowa. Jak w jednym – jednokierunkowa. Czasem tych strzałek nie ma i wtedy należy zachować czujność, przyglądając się kierunkowi zaparkowanych samochodów. Gdy ma się wątpliwosci, lepiej jechać dalej, bo wcześniej czy później na bank natrafi się na ulice prowadzącą w pożądanym kierunku, bo w tym pozornym chaosie jest metoda. Wszyscy, którzy kręcili się dluzej po tych jednokierunkowych uliczkach na pewno się z tym zgodza.
Moj kierowca niestety był dość aroganckim kolesiem. Aroganckim i zadufanym w swe możliwosci, nie słuchającym ani nie przyjmującym rad od drugiej osoby – zwłaszcza od kobiety. Wiec, gdy po pierwszym wjeździe pod prąd chciałam mu wytłumaczyć meksykańskie zasady, huknął na mnie tak, że aż przysiadłam. Być może zrobiłam to niedyplomatycznie, bo dyplomacja nigdy nie była moją mocną stroną, więc gdy po raz drugi wjechalismy pod prad, po prostu zagryzłam zeby.
– Nie pomogę, a pogorszę. – pomyślałam.
Na szczęscie od terminalu byliśmy dwie przecznice. I być może wszystko dobrze by się skończyło, gdyby nie to, że kierowca przeoczył właściwą uliczkę i że od owego terminalu zaczęliśmy sie oddalać. I choć czasu jeszcze bylo mnóstwo, facet za kółkiem wyraznie sie tym zdenerwował i przyspieszył.
I wtedy kątem oka mignał mi znak stopu. A potem wszystko dzialo się jak w zwolnionym filmie.
Poczulam jak włosy jeżą mi się na karku. Poczułam jak serce podchodzi mi do gardła. Zdażyłam pomyśleć: Boże, proszę, nie. Zdążyłam obrócic głowę w kierunku okna. I zdażyłam zobaczyć ten biały, pędzący na nas samochód. I zrozumiałam, że tym razem się nie uda. Zdążyłam jeszcze nabrać powietrza i krzykać w środku NIEEEEEEEE!!! W rzeczywistosci to byly setne sekundy. Nie zdążyłam krzyknać na prawdę.
Potem pamiętam już tylko obezwładniający ból i to, że moja klatka piersiowa nie chciała się ruszać. Gdy rozpaczliwie łapałam ustami powietrze, nie mogąc złapać go ani odrobiny, stanął mi przed oczami obraz z Syrii. Pamiętam to video jak dziś – ludzie opierali się o mur i rozmawiali, nagle huk, kamera traci obraz, po czym łapie, opada dym, ktoś rozpaczliwie krzyczy Ahmed! Ahmed! Słychać rzeżenie, dymu coraz mniej, widzę Ahmeda siedzącego pod murem, trzymającego się za głowę, a spod jego rąk wycieka krew. To on właśnie tak rzęzi, rozpaczliwie łapiąc hałsty powietrzą, a w jego bardzo dużych oczach widać szok, ten szok, którym organizm litościwie stępił uczucie odbierającego zmysły bólu, który i tak przyjdzie, tylko jeszcze nie teraz, dopiero za moment.
Rzęziłam podobnie jak Ahmed. Nie mogłam oddychać, klatka piersiowa nie współpracowała. Ruszałam tylko ustami, nic innego nie chciało mnie słuchać. Nie mogłam się ruszyć, niedotlenienie oblewało mnie żarem, otwierałam usta coraz bardziej bezskutecznie chcąc złapać choć nanogramy tlenu.
Nagle coś we mnie zaskoczyło. Klatka ruszyła. A potem przyszedł ból. Próbowałam go jakoś opanować, moje zmysły domagały się kontroli nad sytuacją, a jednoczenie wiedziałam, że jestem bezwładną kupą tkanek, między którymi siadły połączenia.
– Gaja, Gaja – krzyknalam, jak tylo zlapalam oddech – Córeczko, nic Ci sie nie stalo?
– Nie mamuś – odpowiedział malec, szybko się uspokajając – Po prostu sie przestraszyłam.
– Nic Ci sie nie stało? Nic Cie nie boli?
– Nie mamuś – odpowiedziała moja córka, a ze mnie zeszło najwieksze napięcie. – Mamuś, a Ty? Bardzo Cię boli?.. – zaniepokoiła się nagle – Mamo, nie płacz tak, proszę!
Już mnie mogło boleć, najważniejsze, że Mały Człowiek był w porządku. Mijały minuty, moje ciało wpadło w rezonans bólu, szoku i bogowie wiedzą czego jeszcze. Ale gdzieś w środku makówka pracowała coraz przytomniej. Ruszyłam palcami u nóg. Ruch przebijał się wolno przez stada mrówek biegających po moich kończynach. Nogi działały. Ręce – tak, działały. No i najważniejsze – Gajka w porządku. Tylko ten okropny ból głowy i ta trudność w nabieraniu powietrza..
Pogotowie zabrało nas po dłuższej chwili. Daleko nie miało – szpital znajdował się w odległości kilku przecznic, a na nim izba przyjęć, na której wylądowałyśmy. Gaj nieco zaczynał sie nudzić, więc siostry zakonne, które kręciły się po salach, zaprosiły malucha na herbatniczki i kreskówki. Leżałam na szpitalnym łóżku, po raz setny przeżywając to, co się stało, myśląc o konsekwencjach, jakie ten wypadek nam przyniesie, co ze mną będzie i czy damy radę dalej podróżować. Wszystkie moje myśli szły w kierunku niespodziewalności i nieprzewidywalności życia. Przecież byłam bardziej niż pewna, że o tej już porze będziemy tukły się najtańszym autobusem w kierunku Stanów. Przecież moja koleżanka już ustawiła sobie dzień, by szybko skończyć pracę i przyjechać po nas na granicę. Przecież jutro już miałyśmy jeść razem pyszną, domową kolację i nadrabiać te lata, przez które się nie widziałyśmy.
Przecież..
– Wiesz, nie chcę wyjeżdżać z Meksyku – zwierzyłam sie naszemu hostowi dzień wczesniej – dobrze mi tu, na tej ziemi, wsród tych ludzi..
Gdy kolejnego dnia jechaliśmy autem na dworzec, by złapać transport na granice z USA, gdy w duszy żegnałam się z tą piękną kraina, pełną wesołych i spontanicznych ludzi, zdarzyło sie to niespodziewane.
Wypadek.
Więc nie pytajcie mnie, jakie mam plany. Nie pytajcie mnie kiedy wróce, czy wróce i jak wrócę. Nie pytajcie mnie gdzie jadę, ani co będzie za dzień czy za rok. Po prostu cieszcie sie chwilą – tak jak my. Bo być może jutro, za rok, lub za moment już nas nie będzie. Więc wycieszajmy się życiem, każdą jego minutą, każda sekundą. Bo ono jest tak kruche, tak delikatne, tak niezwykłe, tak piękne. I często kończy się za wcześnie.
Matko kochana…ależ się cieszę, że już wszystko dobrze!!!
Ach, Kasia, a jak ja sie ciesze!.. Wówczas cała dalsza podróz wisiała na włosku..
A co gdyby stało Ci się coś poważniejszego… Co wtedy z pokryciem kosztów leczenia? Co z Gajką gdybyś była nieprzytomna?
Dobre pytania Karolina. Mamy ubezpieczenie. Obie. A gdybym byla nieprzytomna – scenariusz, ktory sobie wyobrazam jest taki, ze sluzby medyczne kontaktuja sie z osobami, ktorych imiona, telefony i maile mam ze soba. Mialam namiary naszych polskich i meksykanskich przyjaciol mieszkajacych w Meksyku, ktorych Gaja zna i z ktorymi spedzilismy wiele czasu. Ludzi godnych zaufania. Wierze, ze zatroszczyliby sie, by wszystko potoczylo sie jak najlepiej dla Gai i dla mnie.
Bidulki 🙁 najważniejsze , że wyszstko teraz okej, mocno pozdrawiam
Que paso?! Todo bien?! Muchos saludos de tus amigos chilenos daniela y gonzalo!
Asiu, wspolczuje, bardzo mi przykro… trzymajcie sie z Asia cieplutko:)
Ufff. Dobrze, że jedziecie dalej. Mam nadzieję że limit niebezpiecznych wydarzeń został wyczerpany.
Pozdrawiam gorąco 🙂
Takie to ważne, a tak często o tym zapominamy. Mamy tylko dziś. Dużo siły i zdrowia dla was.
Its Stephi, please
Contact me if you Ready This . I miss you so much!
Do we know each other?
Zdrówka życzę!!!
Trzymajcie się dziewczyny przesyłam dużo siły
Trzymajcie się ciepło dziewczyny pozdrawiam
<3
<3
Pięknie opisane jedno z najgorszych przeżyć. Taka musisz być często dzielna. A ja bym chciała, bys mogła byc niedzielna, czyli beztroska jak niedzielna laba. Niech Wam Azja te beztroskę i piękne migawki podaruje:)
Poryczalam sie jak bobr ,a ml musieliscie przezyc trudne dni.Dobrze ,ze wracasz do zdrowia❤️
Jak to los plats figle…. leczcie sie Kochane, szybko wracajcie do zdrowia. Trzymamy kciuki. Wysylam Dla kazdej z was
Kochana. Trzymam za Ciebie kciuki. Jesteś tak dzielna z tą swoją malutką Gają. Jest dobrze?
Jestescie niesamowicie dzielne!! Trzymam kciuki za szybki powrot do zdrowia
Straszne, ale dobrze, że to już przeszłość. Uważajcie na siebie 🙁
Przykro mi ale będzie dobrze <3 dużo zdrówka dla Was dziewczyny, trzymajcie się 🙂 wszystko będzie dobrze.
Szybkiego powrotu do zdrowia życzę!! Dobrze że Gaji nic się nie stało. Trzymajcie się dzielnie dziewczyny <3
ściskam Was dziewczyny jesteście dzielne wojowniczki <3 życzę dużo zdrówka
dokładnie…. <3
Dużo zdrowia dla Was !
❤️
Niech moc będzie z Wami dziewczyny ❤️
Kochanie trzymaj się.
jesteś pieknym człowiekem, tule was!
Dobrze, że już wszystko dobrze!!!
życie przeważnie kończy się za wcześnie 🙁
Cóż napisać….dzięki Bogu, że to już za Wami chyba tylko….. dochodżcie do zdrówka. Jestem z Wami myślami. Tylko tyle mogę <3
Todo lo mejor. Cuidence
❤