W Escarcega, gdzie dotarłyśmy jest dwójka maluchów. Dzieci zaprzyjaźniły się błyskawicznie, a że akurat nie szły do przedszkola to zasiadły razem do posiłku. Ja, korzystając z odrobinki czasu pobiegłam do sklepu kupić conieco na później. Wracam, a tu oczekuje na mnie nowina. Boli buś. Załamka. Czyli powrót do diety, do probiotyków – nie ma wyjścia.
A potem coś mnie tknęło. Zaraz, zaraz, co było na śniadanie? Jajko sadzone na maśle, w głebokim oleju smażone banany i podsmażane puree z fasoli. Czyli bardzo meksykańsko. Hmm.. No i Gaj ze swoim talerzem sam, bez wsparcia mamy..
I gdy tak siedziałam sobie pod palmą, analizując sytuację i nabierając pewnych podejrzeń, z bardzo poważną miną dosiadł się mnie ojciec rodu, po czym rzekł:
– Muszę z Tobą porozmawiać. I to bardzo serio. – Momentalnie struchlałam. Mina i tębr głosu nie wróżył nic dobrego. – Wydaje mi się, że Twoja córka kłamie. Wydaje mi się, że ona po prostu nie chciała jeść tego śniadania, a nie że jest chora. Musisz coś z tym zrobić. My kiedyś też mieliśmy ten problem, ale rozwiązałem go stanowczo. Jeśli kłamią, a ja to odkryje, dostają w tyłek. Wiesz, to taka eschuela de chancla (szkoła klapka). Bardzo skuteczna, nasze dzieci już mówią prawdę. Więc daj jej w tyłek i z głowy, raz na zawsze oduczy się takich zagrań!
Siedzę, przygnieciona stanowczością tej przemowy. I tym, co ona implikuje.
– Pedro – pytam cicho – bijesz swoje dzieci?
– Tak. Jak trzeba, to biję.
– A Ciebie bili rodzice?
– No tak, bili. Nie jakoś bardzo, ale jak skłamałem – dostawałem w skóre.
– A co wtedy czułeś?.. – indaguję dalej, poruszona.
– No.. Wściekłość.. Frustrację.. Złość.. Ale mi to na dobre wyszło, bo wychowali mnie na uczciwego człowieka. – zamyka sprawę Pedro. Ja jednak uparcie wracam do wątku.
– Pedro – mówię – widzisz, ja też czasem, jak ogarnia mnie złość, walę pięścią w ścianę.. Wiesz, to taki zawór moj, zawór bezpieczeństwa. Wolę to, niż uderzyć w emocjach dziecko..
– W emocjach? – Tym razem Pedro jest zdziwiony – W jakich emocjach? Ja nie biję w emocjach. Bije, jak jestem spokojny. Wiesz, klapkiem po tyłku. Skutkuje. Bo widzisz, ja ich bije z miłości.
Drętwieję. I ucinam rozmowę. Za wiele dla mnie. Ja rozumiem, inna kultura, inne podejscie do dzieci, inna filozofia, inne potrzeby rodziców. Rozumiem. Ale to nie znaczy, że akceptuje. Albo że zaadaptuję ów zwyczaj. No nie, bom z jeszcze innej kultury. I basta.
Siedziałam wbita w ławkę. Dobrze, eschuela de chancla poki co na bok, trzeba się skupić na problemie. No tak, Pedro potwierdził tylko moje podejrzenie – Gajka używa bólu brzucha do osiągania swoich celów. Tak, to wydarzało się już wcześniej, wprowadzając mnie w totalny niepokój i konfuzję. No bo jak zweryfikować, czy boli faktycznie, czy niekoniecznie? Dopiero rada mojego znajomego doktora wniosła światełko do tych moich rozterek.
– Gaja – zawołałam malucha, gdy Pedro poszedł do swoich zajęć – powiedz mi coś córeczko.. Nie zjadłaś śniadanka, prawda?
Maluch twierdząco kiwa głową.
– Nie smakowało Ci? – pytam troskliwym głosem.
– Nieee.. – odpowiada moja córa szczerze i od serca.
– A brzuszek? Bolał Cię przy śniadanku czy po prostu nie chciałaś go jeść? – drążę temat głosem jak gdyby nigdy nic.
Gaj zamiera. Miętosi w ręce kawał plasteliny. Oczka w dół, wargi przygryzione, wyraźnie nie chce odpowiadać.
– Bo widzisz, jeśli bolał Cię brzuszek, musimy poszukać lekarza, ale jeśli po prostu nie chciałaś jeść śniadanka, to mi powiedź, zrobimy coś innego. Może płatki, albo kaszkę, albo huevo duro (jajko na twardo)? – próbuję ułatwić jej trochę sytuację
– Huevo duro! – cieszy się Gaj – Quero huevo duro! (Chcę jajko na twardo!)
-A brzuszek? Przecież przed chwilą bolał Cię brzuszek i dlatego nie chciałaś jeść śniadanka – weryfikuję narastające podejrzenie.
– Nie bolał! Śniadanko BLE! – oświadcza na to Gaja, potwierdzając moją teze. A więc to tak. Mój mały, sprytny człowiek zauważył, jak martwi mnie jej bolący brzuszek i jak wiele w takim momencie gotowa jestem dla niej uczynić, a potem z owych obserwacji po prostu zrobił użytek. W zasadzie to chyba powinnam być dumna, że dziecko tak emocjonalnie inteligentne. Założone cele osiąga bez pudła. Mama grzecznie nosi je na rękach, nie naciska, by zjadać posiłki do końca, daje jeszcze więcej uwagi, jeszcze więcej troski, jeszcze więcej miłość. A potem truchleje z niepokoju, łamiąc sobie głowę, co temu dzieciakowi dolega. Albo, czy rzeczywiście coś mu dolega. A tu wygląda na to, że nie dolega nic!
Ulga, jaką czuję jest olbrzymia. Dzieć zdrowy, wszystko w porządku, dietę można odstawić w kąt i znów obżerać się darami tutejszej ziemi. Jaka radość, jakie odprężenie po tygodniach stresu, chce mi się śpiewać i tańczyć, choć rozsądek podpowiada mi, by jednak nie rezygnować z czujności.
No więc nie rezygnuję. Ruszamy na cały dzień, oglądać okolice. W trakcie wycieczki 4 zgłoszone bóle brzucha zostają zweryfikowane i zakwalifikowane jako: 3 – chcę na ręce, 1 – nie chcę jeść rosołu. Matczyne serce śpiewa. Dziecko bez wątpienia zdrowe. Jedno jak teraz nauczyć go, by komunikowało wprost swoje potrzeby, a nie owijało w bawełnę?
– Posłuchaj córeczko – siadam z Gajką na ławce, biorąc ją na kolana – muszę Ci powiedzieć coś bardzo, bardzo ważnego. Proszę, kiedy chcesz, bym Cię wzięła na rączki, powiedz – mamuś, weź mnie na rączki, dobrze? I mama, jeśli będzie mogła, na rączki Cię wezmie. Nie mów, że boli brzuszek, bo wtedy musimy szukać lekarza i nie możemy bawić się na plaży, albo iść na plac zabaw. Wieć kiedy chcesz wskoczyć na ręce – po prostu mi o tym powiedz, dobrze?
Mój dzieć z powagą kiwa głową. Mija pół godziny, a ja znowu słysze:
– Mamiii… Boli buś!..
– Boli de verdad? (Na prawdę) Czy po prostu chcesz na ręce?
– Chcę na ręce – pada którka odpowiedz.
W zasadzie, według rady Pablo powinnam jej spuścić lanie. Ale jakoś nie mogę, nie ma we mnie ani zgody, ani chęci na takie działanie. Nim Gaja przyszła na świat, miałam w głowie mnóstwo pomysłów o tym jak ją będę wychowywać, co będę robić, na co pozwolę, a czego zabronię. Wszystkie owe szumne koncepcje szybciutko zweryfikowało mi życie. Także jedną – ważną. Otóż dopuszczałam w myśli klapsa. A tymczasem w ogóle nie czuję takiej potrzeby. Owszem, nie to, że się nie niecierpliwie, nie zaogniam i nie denerwuję. Ale jak już coś pod wpływem wściekłości robię, to walę pięścią w stól, albo w ścianę, tak że dudni – i w ten sposób rozładowuje gniew, a z drugiej strony Gaja dostaje jasny komunikat, że sytuacja stała się krytyczna. Ale żeby uderzyc Gaję? Nie, zdecydowanie nie.
Znów więc przysiadam na krawężniku i z braku lepszego pomysłu zaczynam starą śpiewkę:
– Gajku kochany.. Proszę, mów mi wprost, że chcesz iść na rączki. Czasem nie mogę nieść Cie długo, bo jesteś już dużą i ciężką dziewczynką, ale troszeczkę zawsze mogę. O, na przykład teraz mogę zanieść Cie do tego słupa, a potem pójdziesz już sama. Dobrze?
Gaj, zupełnie usatysfakcjonowany propozycją kiwa potakująco głową i wskakuje radośnie na ręce. Niose szkraba 20 metrów i przy umówionym słupie stawiam na nogi, a Gaj bez problemu zaczyna maszerować dalej. I tak jeszcze dwa razy, zanim przez małe gardełko przeszedł cichy, oddający jej prawdziwą potrzebę komunikat:
– Na rączki, mamuś..
Kochani. Jestem pewna, że każdy z Was spotkał się z problemem dziecka wykorzystującego poczynione obserwacje do własnych celów. Ja wciąż nie umiem tego nazwać kamstwem czy manipulacją, wewnetrznie czując, że nasze rozumienie tych słów jest nieprzystające do świata maluchów. Niemniej jednak – tak jak w moim przypadku, takie sytuacje niosą w sobie problem. Jak wieć sobie z nimi radzicie? Jak je rozwiązujecie? Po jakie metody sięgacie? Czy wolicie „szkołę klapka”, czy też staracie się wychwytywać i spokojnie wyjaśniać sytuację, czy też stosujecie jakieś kary? No i jeśli kary – to jakie i w którym momencie? Radzcie, opowiadajcie, dzielcie się swoimi spostrzeżeniami, bo tu, z perspektywy innego świata i innych kulturowych rozwiązań po prostu improwizuje. A czy slusznie? Kto to wie..
Ekstra blog 🙂 Zaczytuję się od kilku dni i żałuję, że doszłam już do końca (do początku?) Jesteście ekstra, podzwiam za odwagę i życzę powodzenia w dalszej podóży 🙂
Bole brzucha czesto wystepuja u dzieci ktore doswiadczaja niepokoju lub trudnych do rozwiazania dylematow emocjonalnych.
Nalezy wykorzystac ta okazje do lepszego poznania dziecka zamiast pospiesznie szukac przyczyny:)
Gdyby dziecko , umialo, wyrazic to Co czuje w slowach pewnie nie mialoby bolu brzucha… (
Trzeba pomoc jej przelozyc to Co czuje Na bezposrednia klarowna wypowiedz.
To Co pani czyni…;)!zeby powiedziala Co czuje czyli ze nie chce jesc.. Nie smakuje , nie ma ochoty ..itd Czy chce… To czy marzy o tym zeby mama ja troche poniosla…( To moze byc strach ze pani zmeczona Ona zmeczona i ucieka sie di bolu brzucha.. Wiedzac ze w tej sytuacji pani poswieca jej wiecej emocji …) To tylko dziecko i 😉 pani rola jest pomoc jej wyrazic swoje pragnienia bezsposrednio To Co pani ( powtorze sie) juz robi
Bicie absolutnie wiemy ze przynosi tylko krotkoterminowe rezultaty!!
Przemoc fizyczna jest obelga dla integralnosci kazdej osoby – rowniez dziecka!!!
Wiec uwazam ze bardzo madrze! To zadno rozwiazanie…
Usciski dla obu pan duzej i malej
Wszystkiego dobrego
Interesujace jak kazda z nas, mam szuka najlepszych rozwiazan i tym samym jest niepewna czy rzeczywiscie robi dobrze. To czas na prawde weryfikuje czy nasze „metody” skutkuja. Ja mysle, ze jedyna prawdziwa i sluszna jest po prostu okazywanie miłosci i troski w kazdej sytuacji, ale rowniez zwrocenie uwagi na to, ze my takze sie martwimy i mamy uczucia. Ja wiec tlumacze corce moje emocje w takich sytuacjach. Corka bardzo mocno reaguje na to kiedy zrobi mi przykrosc czy zaniepokoi, a zrobi to nieswiadomie i ja jej to wytlumacze. Bardzo przeprasza i sama zaczyna sie mna martwic- niejako odwracam sytuacje i pozwalam poczuc jej to, co sama przed chiwla czulam. Przy udawanym bolu brzucha mowilabym pewnie o moich obawach, strachu czy niepokoju, nie koniecznie o poszukiwaniu lekarza. Tak nawiasem to u nas na takie dolegliwosci ZAWSZE skutkuje przegotowana mocno ciepla woda i stala sie zarowno prawdziwym lekarstwem jak i placebo. Mi niektorzy zarzucaja rozpieszczanie corki i odpowiadanie na kazde zawolanie. Nie zamierzam tego zmieniac, a corka jest rownoczesnie niezwykle samodzielna i juz od 3 lat samodzielnie jezdzi na obozy i kolonie a ma dopiero 8 lat. Mozliwe, ze wlasnie dlatego, ze odpowiadam na jej wszystkie potrzeby. Joasiu, moze sie spotkamy w podrozy i porozmawiamy dluzej! Zycze wszystkigo najlepszego, ale przedem wszystkim zdrowia w podrozy! No i kar nie stosuje w ogole, nie uwazam jakichkolwiek kar za dobre rozwiazanie problemu. Sa konsekwencje pewnych zachowan i to zawsze tlumacze. Sciskam!
Ja często tak mam, że gdy przychodzi frustracja, zmęczenie to denerwuję się sam na siebie za to, że się denerwuję na dziecko i jest mi po prostu głupio. Przysłowiowy klaps to droga na skróty, to samo co osiąga Pedro w kilka dni ty rozmową osiągniesz w kilka tygodni, ale na końcu tej drogi będzie tak, że Gaj nie będzie się bał z tobą rozmawiać, a czy z Pedro jego dzieci będą się komunikowały? Podsumowując argument, że „mnie rodzice bili i wyrosłem na porządnego człowieka” nie uwzględnia utraconej relacji z rodzice, bo kto wie co by było gdyby nie bili.
Ma PANI mądre dziecko. Wie jak zwrócić uwagę na swoje problemy. Tu.. niedobrego śniadania i bolacych nóżek. Pani metoda jak najbardziej jest bliska rodzicielstwu bliskości. Inna sprawa która mnie nurtuje w kontekście Pani podróży to czy Wy nie jesteście już zmęczone zbytnio tym marszem, podróżą ? Gaja coraz większa i cięższa o jeżeli wogole odmówi chodzenia to co dalej? Pozdrawiam serdecznie i życzę sił.
Pani Magdo, prosze sie nie martwic przyszloscia, ktora jeszcze nie miala miejsca:) Jak odmowi chodzenia, to sobie usiadziemy na chodniku i odpoczniemy:) Tak jak to zwykle robimy, gdy sie zmeczymy. A czy podroza jestesmy zmeczone? Nie, jeszcze nie:) Pewnie dlatego, ze podrozujemy wolno, w przyjaznych miejscach zatrzymujemy sie na kilka dni, chodzimy na plac zabaw, szukamy wody do zabawy i zawsze innych dzieci choc na chwile dziennie:) Prosze sie nie martwic rzeczami, ktore jeszcze nie wystapily, jak przyjda problemy – dopiero wtedy bedziemy szukac dla nich rozwiazania. Choc oczywiscie prewencja przede wszystkim:)
wiesz co… mojego młodego nigdy nie uderzyłam, chociaż ma 13 teraz zaczyna się trudny wiek i boję się, że mimo szacunku i starań może być różnie niedługo. taki wiek. ja byłam masakryczna w moje naście. a maluchy przecież nie kłamią celowo.ale czasem takie zachowanie może przynieść dużo szkody hmm ;/ i to ich nieświadomość, czy tam lęki. w sumie zależy od dziecka dużo. ale jedno można powiedzieć – ona jak dorośnie poradzi sobie w życiu 🙂 dziewczynki wychowywane na grzeczne „bądź cicho nie myśl i jedz zupkę” mają potem przesrane w życiu.
hej,ale nogi ma zdrowe a dzieci wyglądają niepozornie a mają dużo więcej siły i energii niż my dorośli. pamiętasz jak byłaś mała? także hmm no mnie się wydaje, że chyba to nie jest dobre, to noszenie, uleganie. i taka mała ściema :p
manipulacja, dla dzieci i przecież nie tylko, to całkiem naturalne zachowanie;))
cudne i prawdziwe. szacunek do malucha to podstawa:) ściskam mocno
wzruszyłam się bardzo. Uściskuję Was mocno.
☺
Mamo Gai dobrą masz intuicję 🙂 Słuchaj dalej siebie 🙂 powodzenia
Asiu kochana, rzadko komentuję Twoje wpisy i rzadko ostatnio piszę do Ciebie prywatne wiadomości, bo i Ty zaganiana i ja nie narzekam na nadmiar czasu, praca, a każda wolna chwila poświęcona synowi. Kolejny raz poruszyłaś mnie swoim wpisem. I jestem dumny z Ciebie jak świetnie radzisz sobie. Ostatnio usłyszałem od mojego syna że chciałby zamieszkać ze mną. Nie jestem typem ojca który mając swoje pięć minut serwuje dziecku same frajdy i druga strona rozwalonej rodziny, w tym wypadku mama i teściowie, są źli bo próbują wychować i są z nim na co dzień znosząc wszelkie fochy. Jestem na każde zawołanie, wyzbyłem się po Camino wszelkich frustracji i nienawiści które niegdyś we mnie drzemały, i to przyniosło pozytywny skutek. Nigdy nie uderzyłem mojego syna, czasem się kłóciliśmy 🙂 to fakt, ale zawsze przepraszałem, gdy wina była po mojej stronie. Ostatnio wiele tłumaczę mojemu synowi, ma 6 lat, i trudno jest mu odnaleźć się w życiu po rozstaniu rodziców, dumny jestem natomiast z niego niesamowicie, bo to mądry, inteligentny i wrażliwy facet. Mądrzejszy od niejednego dorosłego. Przejmuję też często rolę „złego policjanta” mówiąc „nie dotrzymałeś słowa, obiecałeś że postarasz się być uprzejmy i miły dla dziadków (choć niejednokrotnie słyszał jak mnie obgadywali i oczerniali i przez to ich znienawidził)” lub „sprawiłeś że mamie było przykro, wyzwałeś ją” i nakładam kary, lub tłumaczę że ma piękne i dobre serce, które, jeżeli będzie pozwalał rozpanoszyć się złości i nienawiści, stanie się cuchnące jak spleśniały kawałek sera :). Życie pisze różne scenariusze, ale zawsze wymaga od nas, dorosłych, dystansu, refleksji, i właściwego podejścia. Mój syn rozwija pasje, zyskuje wiarę w siebie, kreuje marzenia, i jest dla mnie partnerem do rozmów, zawsze liczę się z jego zdaniem. Dziękuję Ci Słońce za ciągłą inspirację i motywację, i pamiętaj, jeden z pierwszych egzemplarzy książki z autografem rezerwuję :). A tak na marginesie. Kiedyś z targów turystycznych przywiozłem synowi dwie książki z serii „Nela mała podróżniczka” z autografem oczywiście, dziś ma już sporą kolekcję i nawet dziadkowie kupują mu kolejne pozycje, widząc jak bardzo się tym interesuje. Trzymaj się cieplutko. Pozdrawiam
Tak naprawdę to nie ma złotego środka i chyba najlepszą metodą jest słuchanie i rozmawianie z dzieckiem. Wiadomo, że cierpliwość rodzica ma swoje granice ale my dorośli potrafimy sobie radzić z emocjami, a taki maluch jeszcze nie. Moja trzyletnia córeczka też czasami wymyśla historie podobne do tych z bolącym brzuszkiem, a potem okazuje się coś zupełnie innego. Pozdrawiam serdecznie Panią i Gaję i cierpliwie czekam na kolejne posty z podrózy:)