Home / Live / Live z Anglii 9 – czyli Workaway jako nieetyczny sposób na biznes

Live z Anglii 9 – czyli Workaway jako nieetyczny sposób na biznes

Dzień dobry, kolejny live z Farmy za nami. Obserwuję z ciekawością (i niejaką przykrością) , jak się zmienia moje nastawienie, ile rzeczy zaczynam dostrzegać wraz z upływającym czasem.

Gdy przyjechałam, byłam pełna entuzjazmu i chęci do pracy, co słychać wyraźnie w mej pierwszej opowieści z Farmy. Przywitała nas piękna pogoda, ciepło, błękitne niebo i zieleń doliny, która w całości należy do hostów. Świat był piękny, a we mnie buzował zapał neofity – robiłam wszystko, by z obowiązkami wyrobić się do godziny piętnastej, potem brałam dziewczynki nad morze (półtora godziny piechotą w jedną stronę), a po wspólnej kolacji szłam jeszcze do stodoły na kolejną godzinę, która dopełniała wymaganych 4h pracy na farmie. Opieki nad tutejszą dziewczynką nie wliczałam w obowiązki, choć hostowie wspomnieli kilkukrotnie, że oni włączają.

Nie zapaliło mi to lampki ostrzegawczej, choć powinno. Hostowie wielokrotnie wspominali, że będę pełnić pomocniczą rolę na Farmie, a głównym moim zadaniem będzie opieka nad dziewczynkami oraz robienie lunchu (obiad na 7-9 osób), zbieraniej jaj i selekcja oraz częściowe ich czyszczenie. Kiedy wyrażałam wątpliwości, czy aby na pewno znajdę czas na robienie szkoły z Gajką czy na moje lekcje, za każdym razem zapewniali mnie, że bez problemu.

Pierwsze zaskoczenie pojawiło się, gdy zniknęło słońce. Pogoda spoważniała, zrobiło się chłodno, deszczowo i niemiło. Nie było po co chodzić na plażę, pojawiło się troszkę przestrzeni, ale nie na długo, bo nagle przybyły mi nowe obowiązki. Na razie malutkie. Musiałam wstać rano, pootwierać kury, pozbierać martwe kurczaki, zorientować się, gdzie trzeba siana dorzucić, a gdzie dowieźć karmy. Potem zlecono mi pakowanie jajek i przygotowanie dostawy dla klientów. Potem doszło rozwożenie siana po kurnikach oraz – co gorsza –  ziarna, bo prowadzone w poprzek spadku stoku taczki, obciążone dwoma 8 kilowymi worami pszenicy były szalenie wywrotne. I o tym wszystkim w drugim live, ciągle jeszcze z nutkami radości w głosie, ale już z wyraźnie przebijającymi się tonami zdziwienia, niepewności i niezrozumienia.

A potem, pewnego deszczowego dnia zlecono mi czyszczenie kurnika. Dla niewtajemniczonych dodam, że jest to jedna z cięższych prac związanych z kurami. Należy wywalić całą narzucaną przez kilkanaście dni, przesiąkniętą kurzymi odchodami ściółkę, zeskrobać solidnie przylepione do podłogi kurze kupy, zdezynfekować podłogę, po czym przywieźć duże ilości świeżego siana, tak by stworzyła się porządna warstwa chłonąca nowe kurze odchody. Wrażenia organoleptyczne są takie, że łzy wypływają z oczu, a piekący w nozdrzach zapach na zawsze zapisuje się w zwojach pamięci. Jednakże jeśli się tego nie zrobi, kolejne sprzątanie kurnika będzie jeszcze trudniejsze, a kurom zaczną chorować łapki.

Spoko – Maroko. Tyle, są inni „pełnoetatowi” wolontariusze, a ja tego typu prac nie miałam na liście swych obowiązków, o czym hostka mówiła wyraźnie, gdy spotykałyśmy się trzykrotnie na skypie.

Pogoda rzedła i moja mina rzedła. Obowiązków przybywało, ale owo sprzątanie kurnika sprawiło, że przejrzałam na oczy. Przestałam być jak wolno podgrzewana żaba, bo woda poparzyła mnie nagle tak, że aż wrzasnęłam. I wyskoczyłam z garnuszka.

O tym jest właśnie ten live. O ciemnej stronie Workawaya, o wykorzystywaniu wolontariuszy, o robieniu biznesu ich rękami. Bo aby opłacić nasz nocleg i wyżywienie, wystarczyłoby przepracowanie 3, 2 godzin dziennie po stawkach jakie są płacone robotnikom na farmie. Ja pracowałam często po 6, czasem po 8 godzin, z wyłączeniem oczywiście czasu na posiłki. Jeśli zaś wzięlibyśmy pod uwagę opiekę nad tutejszą dziewczynką, to pracy tej byłoby z 12 h. O tym wszystkim na live także jest.

Jest także o tym, że pozostali są umówieni na 6h pracy. Wiem o tym, bo dostałam ulotkę w pdf informującą o życiu na farmie, godzinach pracy i obowiązkach, które czekają na wolontariuszy. Tyle, że mnie dotyczyła tylko część pt. „Jak dostać się na Farmę”, bo moje warunki pracy były już dogadane. Ale po drodze najwyraźniej się zmieniły, a ja ze zdumieniem policzyłam, że w tygodniu przynosimy Farmie 56 godzin pracy, za którą nie muszą nikomu płacić. Genialny sposób na biznes, prawda? (po odliczeniu kosztów noclegu, wolontariusze pracują 2,8 h wyłącznie dla Farmy, co jeśli przemnożymy na 5 dni w tygodniu i naszą czwórkę, daje owe 56 godzin pracy)

Powiecie pewnie – pogadaj z hostami, przypomnij o umowie. Dlaczego tak trudno to zrobić, co mnie trzyma, co mnie blokuje, jakie są moje obawy w związku z tym – mówię na livie. Wyjaśniam podłoże mojego lęku, nakreślam, co mogę zyskać, a co stracić – i proszę Was o dzielenie się Waszymi doświadczeniami, bo już w trakcie live okazało się, że zjawisko wyzyskiwania pracowników – ku mojemu zdziwieniu – jest dość powszechne.

 A nasi hostowie są przemili i w ujmujący sposób proszą o wykonanie kolejnego, nadprogramowego zadania. I stąd moja sytuacja podgrzewanej miło żaby. No bo jak tu odmówić tak miłym osobom?…

Zapraszam na live. I zapraszam do dzielenia się przemyśleniami. Spotkało Was coś takiego? Jak poradziliście sobie w takich realiach? Rozmawialiście czy zaciskaliście zęby?

Napiszcie. Chętnie skorzystam z Waszego doświadczenia.

 

.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

5 1 vote
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

4 komentarzy
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments
Ola
Ola
2 lat temu

Witaj Asiu. To dosyć przykra historia i myślę, że wiem jak się czujesz. Nie mam doświadczeń z work away czy innymi podobnymi formami „zatrudnienia”, ale w takiej normalnej pracy zarobkowej, to i owszem. Z tego, co opisujesz, to ja to tak interpretuje, że stałaś się ofiarą manipulacji (choć słowo ofiara do Ciebie nie pasuje). Podświadomie czujesz, że coś jest nie tak, źle Ci z tym i wewnątrz coraz bardziej wrze. Ale z tropu zbija ta uprzejmość, nie słyszysz żadnych niemiłych słów czy nakazów. Za każdym razem „could you please…”. Myślę, choć mogę się oczywiście mylić, że ci hostowie mają tego świadomość, że postępują nie fer. Mają do czynienia z różnymi osobami i myślę, że z upływem czasu też „znają się na ludziach”. Podejrzewam, że rozmowa nie otworzy im oczu, oni mają juz tego świadomość. Ale tak, jak mówisz, to zrobilabys tylko dla siebie, stając za sobą, honorując, że nic Ci się nie wydaje, że twoja niezgoda na takie traktowanie jest w pełni uzasadniona. Nie mam żadnej złotej rady. Życzę Ci, zebys postąpiła tak, aby Tobie było z tym dobrze. Chciałam tylko dodać ci otuchy, że rozumiem jak się czujesz i że to zdrowa reakcja na manipulację. Powodzenia cokolwiek postanowiłaś.

Klaudia
Klaudia
2 lat temu

Jest mi tak przykro kiedy Cię słucham. Przypomina mi się moja historia sprzed pół roku. Nie był to workaway, ale au pair – też umowa na gębę. Spotkało mnie tam wiele przykrości, ale hości byli zazwyczaj mili, fajnie mi się z nimi rozmawiało i dlatego ciągnęłam to przez jakiś czas znosząc wszelkie niedogodności o których nie było wcześniej mowy gdy czatowaliśmy przed wyjazdem. Dałam się na maksa zmanipulować, czułam wyrzuty sumienia że to ze mną jest coś nie tak bo wielokrotnie dawali mi to do zrozumienia. To czego żałuję, to że po pierwszym tygodniu nie spakowałam się i nie wyjechałam. Ale wychodzę z założenia że o relację trzeba walczyć, każdy jest inny no i że warto dać szansę. Przyszło mi z tego tyle że mam teraz traumę. Wpłynęło to bardzo negatywnie na moją psychikę. To był pierwszy, długo planowany wyjazd do UK. Skończyłam studia i wreszcie chciałam zacząć spełniać marzenia o podróżach, a jednak nie było to tak piękne jak wszyscy przedstawiali. Mam teraz uraz i boję się kolejnej podróży.

Klaudia
Klaudia
2 lat temu

Dziękuję za tak długą i podnoszącą na duchu odpowiedź! Od razu zrobiło mi się cieplej na sercu. To prawda, tak chyba już działa ten świat. Jestem z natury dość naiwna, ufna i zawsze staram się zobaczyć w drugim człowieku to co najlepsze, dlatego tak bardzo mnie to zabolało że ktoś tą dobroć wykorzystał. Czas leczy rany – nie zawsze całkowicie, ale może któregoś dnia przyjdzie mi do głowy taka myśl że to jest ten moment kiedy znowu chcę spróbować. Jesteś cudowną i mega pozytywną osobą – nie ukrywam że stanowisz dla mnie inspirację! Już nie mogę się doczekać książki.
Co do couchsurfingu, nie miałam pojęcia że obecnie jest płatny. Masz całkowitą rację, że godzi to w główną ideę tego programu. Ale myślę, że ten sposób podróżowania na pewno nie zniknie – po prostu będą inne strony oferujące ‚lepsze warunki’ albo grupy na Facebooku, których już jest zresztą od zatrzęsienia. Ale nie ma tam miejsca na komentarze i można się łatwo naciąć. Swoją host rodzinę znalazłam właśnie prywatnie na jednej z takich grup dlatego to mimo wszystko spore ryzyko.

x

Check Also

Live z Meksyku – Święto Muxes w Juchitan oraz rambutan, guayaba i platan w naszej tropikalnej kuchni

Święto Muxes w Juchitan oraz rambutan, guayaba i platan w naszej tropikalnej kuchni. Poprzedni live, ...