To był zwykły wpis. Popełniony w pośpiechu, prawie na kolanie, tuż przed wyjściem z domu. Ania z córeczką czekała już na plaży, a ja gnana wyrzutami sumienia, kończyłam tekst. Brakowało jeszcze zdjęć, szybko je więc wyselekcjonowałam, wyprostowałam krzywy horyzonty i już, już miałam je wrzucać, gdy jedna z fotografii zwróciła moja uwagę.
Nie było to zdjęcie niezwykłe. Wręcz przeciwnie – to była fota przeciętna, wręcz nudna, taka, jaką każdy strzela sobie na wakacjach, by zapamiętać moment i zachować w pamięci twarze nowo poznanych ludzi. Ot, grupa znajomych na plaży, a wśród nich Gaja prowadząca za rękę czteroletnią, ubraną w majteczki kąpielowe córkę Ani.
– No nie, nie mogę opublikować takiego zdjęcia – pomyślałam – zaraz facebook się doczepi, że publikuję dziecięcą pornografię. Muszę coś z tym zrobić.. – westchnęłam i otworzyłam Lightrooma.
– Idziemy mamuś? Chodźmy już na plażę! – Gaja niecierpliwie podskakiwała przy drzwiach.
– Już kończę Gajuszku! – rzuciłam, bo faktycznie byłam już na finiszu.
Zdjęcie zostało poprawione, goła klatka piersiowa zakryta wielką błękitną kropą. „Klik” – nacisnęłam więc niebieski przycisk „Opublikuj”
– Już! – rzuciłam z satysfakcją – Wychodzimy!
Jakież wielkie było moje zaskoczenie, gdy piętnaście sekund później nasz fanpage zniknął, a zamiast tego, przed moim nosem stał jak wół komunikat: „Naruszyłaś standardy społeczności”.
– Naruszyłam standardy? – pomyślałam zaskoczona – Czym? Oszaleli? Nie no, to jakaś pomyłka…
Wskoczyłam szybko na konto prywatne, by napisać do Ani, że właśnie wychodzimy, po czym kompletnie zdębiałam. Na moim prywatnym koncie, które używałam do administrowania fanpage, także pojawił się nowy komunikat „Na Twoje konto zostały nałożone ograniczenia na 180 dni”.
– Nie no – pomyślałam po raz drugi – przecież to jakaś pomyłka! Nie naruszyłam żadnych standardów! Zdjęcia z plaży, tekst o plaży, oszalał ten Facebook!
– Maaaamooo! – spod drzwi dobiegł mnie mocno już zniecierpliwiony głos.
– Lecimy córeczko, lecimy! – zawołałam i z trzaskiem zamknęłam klapę laptopa – Zajmę się tym później.
Na plaży jednak nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Myśli co rusz biegły do dziwnych komunikatów wyświetlających się także i na moim telefonie. Gdy więc wróciłyśmy do domu i zjadłyśmy kolację, po raz kolejny otworzyłam laptopa i tym razem spokojnie przeczytałam wszystkie informacje.
Nie wyglądało to dobrze. Komunikaty mówiły, że poważnie naruszyłam standardy fejsbuka, w związku z czym zostałam ukarana banem totalnym, czyli odpublikowaniem fanpage (unpublished). Do tego konto prywatne także zostało całkowicie ograniczone. Jedyna funkcja, jaką mi pozostawiono, to była możliwość komunikowania się na Messengerze.
Byłam załamana. Na szczęście, zszokowana lawiną wydarzeń, zauważyłam jeden mały, biały przycisk – opcję odwołania się od decyzji Facebooka. Jeden klik i pojawiło się odpowiednie okno, a ja natychmiast opisałam całą sytuację, po czym kliknęłam „wyślij” i umęczona całą sytuacją padłam jak długa do łóżka.
Rano, jeszcze na leżąco, sięgnęłam po telefon.
W powiadomieniach widniała informacja o wiadomości od Facebooka. Poczułam, jak z nerwów zaczyna mnie boleć brzuch. Nie było jednak na co czekać. Kliknęłam więc w komunikat, po czym aż krzyknęłam z radości.
– Jest! – pomyślałam – Co za ulga! To faktycznie był błąd algorytmu. Wszystko odkręcone! Co za porządna firma!
Faktycznie, przed oczami miałam komunikat od Facebooka z uprzejmymi przeprosinami, a oba konta – prywatne i fanpage – były odblokowane.
Odetchnęłam.
Moje szczęście trwało do południa.
– Co do diaska?! – aż krzyknęłam, gdy po otwarciu strony niespodziewanie pojawił się znajomy komunikat.
Fanpage był znów zbanowany, ponownie miał status „unpublished”. Ja go owszem, widziałam, ale nikt oprócz mnie i drugiego administratora nie miał do niego dostępu. W wyszukiwarce natomiast, zamiast naszych facjat pojawiały się same gołe tyłki.
– Do cholery! – złościłam się – Co im znowu odbiło? Dlaczego go znów zbanowali? Znowu błąd algorytmu? Kolejny?
Słyszałam o takich historiach, które ciągnęły się miesiącami. Konto odblokowane – konto zablokowane – konto odblokowane – konto zablokowane i nikt nie wie dlaczego. Źle mi to wróżyło. Przy okazji na własne oczy zobaczyłam, jak niefortunną nazwę bloga niechcący wybrałam. „Somos Dos, co oznacza „jesteśmy dwie”, brzmiało dobrze w mych uszach, bo podkreślało zarówno naszą wspólną z Gają relację, jak i naszą relację ze światem, ale jednocześnie „Somos Dos” było chyba jedną z najczęściej powtarzanych w języku hiszpańskim fraz w odniesieniu do relacji męsko-damskiej, także tej o charakterze seksualnym.
Na swoje usprawiedliwienie miałam tylko to, że osiem lat temu, rozpoczynając swoją przygodę z blogowaniem, nie miałam żadnej, ale to żadnej wiedzy na ten temat. Po prostu jechałam przez świat z papierową mapą i książkowym przewodnikiem, nawet bez zwykłego telefonu – o smartfonie nie wspominając. Od czasu do czasu, korzystając z kafejek internetowych, wrzucałam kilka zdjęć i kilka historii z drogi na prywatnego facebooka. Bloga tak naprawdę postawili za mnie znajomi (klik), proroczo nakazując pisać właśnie na nim, a nie na ulotnym fejsie. I tenże blog, niedoskonały, pisany świtami na poboczach dróg całego świata, podbił serca Polek i Polaków, pięć miesięcy po swym powstaniu zdobywając najbardziej prestiżową nagrodę blogerów: tytuł Bloga Roku w kategorii Podróże.
Blog ten, w ciągu ośmiu lat swojego funkcjonowania zgromadził wokół siebie wspaniałe grono ludzi otwartych, wspierających, szalenie empatycznych. Ale nie spotkałabym ich nigdy, gdyby nie facebook. Stąd ten paraliżujący, zimny dreszcz na plecach, gdy zobaczyłam, z jaką lekkością Facebook odciął mnie od tworzonego latami fanpage i od Was, naszych Czytelników.
To jednak nie był koniec rewelacji. Na mym prywatnym koncie pojawił się dodatkowy komunikat, w którym było napisane, iż pogwałciłam regulamin fejsbuka 21 razy! Zonk polegał na tym, że przy każdym z tych „pogwałceń” była dokładnie ta sama data. Data, kiedy na fejsie wykonałam jedną jedyną operację – zrobiłam wpis i wrzuciłam owo bogom ducha winne zdjęcie z plaży.
https://youtube.com/shorts/GnlUs4JcwlE – [polecam zobaczyć ten filmik, jest to nagranie ekranu mojego komputera]
Co gorsza, na fanpage, w zakładce „Jakość strony” – ten sam komunikat, tyle że liczba naruszeń wynosiła już dwadzieścia cztery!
– To jest jakiś błąd w systemie! Niedoskonałość algorytmu! Bug! – pomyślałam zrozpaczona – Przecież to widać czarno na białym!
Niestety, Bartek, drugi admin nie miał dla mnie dobrych wieści.
– Dostałaś info, że wielokrotnie złamałaś zasady fejsbuka i wszędzie jest ta sama data i zdjęcie? Asia, jeśli błąd tkwi w algorytmach, sam facebook może nie być w stanie odkręcić tej blokady. – myślał na głos, kiedy ja, rycząc jak bóbr, zdawałam mu relację z niespodziewanego zwrotu akcji – Wyobrażałam sobie, że na swych serwerach mają nadpisane nowsze wersje na starszych wersjach, nowe funkcje popodpinane do tych działających od dawna i że generalnie mają jeden wielki burdel, nad którym nie panują. Piszmy odwołanie Asia. Trzeba spróbować coś z tym zrobić.
Nie było wyjścia. Napisałam więc kolejne odwołanie. A potem napisałam odwołanie od odwołania. I kolejne. I kolejne. Wszystkie po dłuższym lub krótszym czasie wracały do mnie z informacją: ban podtrzymany. Ale dlaczego? Na to pytanie nikt nie był w stanie udzielić mi odpowiedzi.
Po jakimś czasie znałam już na pamięć style odpowiedzi fejsbukowego helpdesku. Gosia pisała okrągłymi zdaniami wyjętymi z korporacyjnego manuala, a tempo odpowiedzi i zamykanych spraw kazało mi przypuszczać, że być może wcale ich nie przesyła dalej. Dominika sprawiała wrażenie próbującej coś zrobić, ale brzmiała tak, jakby miała związane ręce. Tomek natomiast po prostu zadzwonił, tłumacząc mi, że w zasadzie helpdesk jest tylko od kont reklamowych, a wszystkie decyzje dotyczące banów zapadają w innej komórce, do której oni nie mają dostępu.
Innymi słowy – nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobi?
Czas mijał. Spędzałam godziny i dni całe na poszukiwaniu rozwiązania. Wykorzystałam wszystkie linki, które podesłał mi helpdesk, które i tak w większości nie działały, bo albo facebook nie widział mojej strony, albo w momencie wysyłania zawartości okien dostawałam informację o błędzie systemu. Czytałam fora, rozmawiałam ze znajomymi, pisałam do osób, którym kiedyś udało się wygrać nierówną walkę z Facebookiem. Przeczytałam też oczywiście regulamin Facebooka. I tam, ku mojemu zaskoczeniu była tam perełka:
Nagość dziecięca
Treści przedstawiające nagość dziecięcą rozumianą jako:
- Zbliżenia na genitalia dziecięce.
- Nagie małe dzieci:
- z widocznymi genitaliami (nawet zakrytymi lub zasłoniętymi przez przezroczyste ubrania);
- z widocznym odbytem i/lub zupełnie nieosłoniętymi pośladkami;
- Nagie osoby małoletnie:
- z widocznymi genitaliami (nawet zasłoniętymi przez włosy łonowe lub przezroczyste ubrania);
- z widocznym odbytem i/lub zupełnie nieosłoniętymi pośladkami;
- z odsłoniętymi sutkami (w przypadku dziewcząt);
- bez ubrań od szyi do kolan, nawet jeżeli nie widać genitaliów czy sutków (w przypadku dziewcząt).
- Cyfrowo obrobione obrazy nagich osób małoletnich, małych dzieci i niemowląt (nie dotyczy materiałów związanych z opieką zdrowotną lub edukacją).
Jak wszystkie powyższe punkty są dla mnie dość zrozumiałe, tak na ten ostatni patrzyłam jak sroka w gnat. Czyli sama sobie ukręciłam bicz – zupełnie niechcący? W dobrej wierze, by nie epatować nawet tą niewinną nagością, zasłoniłam górną część ciała porządną kropą, co oczywiście natychmiast wychwyciły algorytmy i zakwalifikowały materiały jako zabronione.
Czyli sama sobie byłam winną?
Niby tak, ale powiedzcie mi szczerze, kto z Was wpadłby na pomysł, że opublikowanie zdjęcie z plaży, na której mała dziewczynka ma zasłoniętą w programie graficznym klatką piersiową będzie potraktowane jak czyn pedofilski? Ile takich domowych, rozebranych zdjęć widzimy codziennie na fejsie? Milusińskich w kąpieli, na plaży, w kojcu, na łącze? A do tego ile kroczy, cycków, przemocy codziennie oglądamy na stronach pana Cukierkowego? Ile roznegliżowanych nastolatek w wyzywających pozach? Ile scen z porodów, gdzie wszystko widać z najdrobniejszymi detalami? Do nich facebook się nie przyczepa, natomiast somosdoski fanpage, promujący miłość, macierzyństwo i podróże ukarał tak w tak potworny, kompletnie nieadekwatny do sytuacji sposób!
Czas mijał, a ja pisałam kolejne odwołania. Że przecież to profil o wysokim poziomie zaufania społecznego. Że wszystko w nim jest autentyczne, na co mam dowody. Że pierwszy raz w życiu opublikowałam coś, co w jakikolwiek sposób naruszałoby zasady fejsbuka. Że to co zrobiłam, wynikało z totalnej nieświadomości. Że to się już nie powtórzy.
Walka z fejsbukiem zaczęła zabierać mi większość wolnego czasu. Znów czytałam fora, analizowałam historie, pisałam do przeróżnych osób, które odniosły sukces w batalii fejsbukiem i czułam się, jakbym waliła głową w wielki, monolityczny głaz. Głowa ze wszystkich stron obita, a głaz milczy.
Nagle, niespodziewanie dla wszystkich wybuchła wojna na Ukrainie.
Oszalałam z wściekłości, żalu i bezradności. Tyle mogłabym zrobić, gdybym miała w ręku moje potężne narzędzie – fanpage z szesnastoma tysiącami nieprzypadkowych osób.
Byłam w Meksyku, nie w Polsce, nie mogłam więc pomagać bezpośrednio, ale przecież była moja ukochana, sprawdzona w wielu trudnych sytuacjach społeczność, na którą zawsze mogłam liczyć. Nie raz w trudnych momentach zwracałam się do Was, naszych Czytelników z prośbą o radę, pomoc czy emocjonalne wsparcie. Nigdy, przenigdy się nie zawiodłam. A teraz, w momencie tak strasznym, krytycznym, przerażającym, kiedy potrzebowałam Waszej wiedzy, kontaktów i możliwości – by nieść pomoc innym – chromolony Facebook z makiawelicznym chichotem odciął mnie od Was ostrym nożem!
O ileż mniej pomocowych możliwości miałam, operując samym Instagramem! Pisałam więc do FB-suportu nie przebierając w słowach, żądając i błagając na przemian o przywrócenie strony.
Na próżno.
Początkiem kwietnia, po kolejnym odwołaniu, powiedziano mi, bym już więcej nie pisała. A jeśli uparcie będę, kolejne wiadomości zostaną zakwalifikowane jako spam. Facebook zdecydował, że nie przywróci mi naszego profilu. 7 lat pracy, godziny świetlne spędzone nad komputerem, cały podręczny notatnik z podróży dookoła świata, jakim w którymś momencie stał się nasz fanpage, poszło w piach. Szesnaście tysięcy unikalnych i niezwykle ważnych dla mnie osób zostało odciętych ode mnie – a ja od nich – na zawsze.
Nigdy już nie dowiem się, co dzieje się u szamana z Ekwadoru, który leczył moją pokiereszowaną duszę, nigdy już nie zobaczę, jak rosną dzieciaki naszej gospodyni z Marinduque, malutkiej wysepki przytulonej do filipińskiego Luzonu, nie dowiem się co porabia Rydwan, urwis z Sumatry, bezbrzeżnie zakochany w mojej 7 letniej wówczas Gajce, ani nie będę opłakiwać odejścia bliskich memu sercu starzyków, tak jak w grudniu opłakiwałam śmierć Uncle Bena, przyjaciela rodziny, z którym spędzałyśmy całe dnie na indonezyjskiej Flores…
I najważniejsze – na zawsze straciłam dostęp do mojej Wioski. Uświadomiłam sobie, jak niezwykle złudna była moja wiara, że facebook będzie trwał wiecznie. Nie, nie będzie. Jest czasowy, ulotny, uzależniony od kaprysu Zuckerberag i zawodnie działających algorytmów. Jest jak walec, który tocząc się zgniata losy ludzkie, zabierając im dorobek miesięcy i lat. Leci on na oślep do przodu, bezładnie waląc to w prawo, to w lewo, niszcząc przypadkowych ludzi, którzy znajdą się w złym miejscu i w złym czasie. Nie ma w nim osób, którzy jako druga instancja zweryfikują działanie algorytmów. Którzy skupią się nad odwołaniem, poświęcą czas i uważnie przyglądną się skardze. Którzy uważnie przeanalizują sprawę i powiedzą „bez przesady”. Jest za to sztuczna inteligencja, która podąża narzuconymi ścieżkami, prowadzącymi na manowce.
Wczoraj pisała do mnie oburzona Czytelniczka, której zbanowano konto prywatne, ponieważ udostępniła zdjęcie dzieci zamordowanych w Buczy. Powód? Drastyczność zdjęcia? Nie, skądże! Powodem była nagość dziecięca – bo jedno z zamordowanych dzieci w dolnej części pleców miało odsunięty sweterek! Inna Czytelniczka pisze do mnie o nazistowskiej stronie, którą zgłasza i zgłasza, a Facebook kompletnie te zgłoszenia ignoruje. Wyć mi się chce i krzyczeć: Zrób coś z tym chromolony Facebooku, zacznij dostrzegać faktyczne zło, którym obracasz w świetle majestatu, zrób coś ze swymi zafajdanymi algorytmami i nie zabieraj dorobku intelektualnego ludziom za jakieś drobne wykroczenie!
Walczę dalej. Podnoszę koronę i wciąż pukam do Facebooka z nadzieją, że ktoś tam poświęci mojej sprawie odrobinę uwagi. Niestety, pomału przebija się do mnie myśl, że być może to droga do nikąd.
Ta walka mnie zabija. Zabiera mój czas, relację z córką, spokój ducha i zdrowie. Wpędza mnie we frustrację, bezradność, wściekłość i inne bardzo złe emocje. Z bólem serca postawiłam więc nowego facebooka: Somos Dos – Migawki z podróży, by odzyskać dostęp do Was, naszych Czytelników, do unikalnej i niezwykle cennej Wioski Wsparcia i zachęcam Was do pozostawiania maila na blogu, bo jestem absolutnie zdeterminowana, by otworzyć wreszcie newsletter.
Znajdźcie, proszę, do nas drogę.
Krótka instrukcja o tym, jak ustawić algorytmy facebooka, by widzieć nasze wpisy wtedy kiedy SIĘ POJAWIAJĄ, a nie kiedy facebook tego chce:
Przez lata zmieniły się bardzo algorytmy facebooka, które obecnie domyślnie ograniczają dostęp do fanpage lub tzw. stron firmowych. Jeśli chcecie tego uniknąć i dostawać powiadomienia o najnowszych naszych wpisach, musicie odpowiednio ustawić parametry somosdoskiego Fanpage. Jest to proste i zajmuje kilka sekund, a przeprowadzi Was przez to poniższy, krótki poradnik:
1. Otwórzcie nowy fanpage, polubcie go, a potem kliknijcie na trzy kropeczki, które są tuż obok przycisku „Lubię” i lupki.
2. Wejdźcie USTAWIENIA OBSERWOWANIA, pojawią się Wam Aktualności – zaznaczcie tam koniecznie ULUBIONE!
3. A potem spójrzcie na POWIADOMIENIA poniżej i rozwijajcie po kolei każdy z podpunktów, zaznaczając odpowiednio:
3. 1 Rozwiń POSTY:
3.2 Po rozwinięciu opcji POSTY pojawi Ci się okienko POWIADOMIENIA O POSTACH.
Wybierz opcję STANDARDOWE, bo jeśli zaznaczysz Najważniejsze (które są opcją domyślną) to facebook będzie Ci przysyłał powiadomienie o co piątym wpisie, czyli wyłącznie o tym, co w ocenie fejsa, a nie Twojej, jest dla Ciebie najważniejsze:
4. Analogicznie rozwiń opcję FILMY i zaznacz WSZYSTKIE POWIADOMIENIA:
4.1 Po otwarciu się okna POWIADOMIENIA O FILMACH zaznacz WSZYSTKIE POWIADOMIENIA (nie zaznaczaj opcji „Najważniejsze”, bo facebook pokaże Ci zaledwie co któryś film):
5. Została jeszcze TRANSMISJA WIDEO NA ŻYWO. Analogicznie kliknij w nią, by rozwinąć okno i zaznaczyć w nim WSZYSTKIE POWIADOMIENIA.
6. I teraz NAJWAŻNIEJSZE – nie zapomnijcie zjechać w dół, bo tam na samym dole, sprytnie zasłonięty krawędzią ekranu chowa się niebieski przycisk AKTUALIZUJ. Naciśnijcie go – bo jeśli tego nie zrobicie, wszystkie zmiany pójdą w piach:
A jeśli są wśród grona Waszych znajomych nasi Czytelnicy, albo osoby, o których wiecie, że wyznają podobne co my wartości, koniecznie kliknijcie na wcześniej wspomniane trzy kropeczki, a potem za pomocą UDOSTĘPNIJ oraz WYŚLIJ DO ZNAJOMYCH – roześlijcie wieści o naszym nowym fanpejdżu w świat:
Będziemy Wam za to obie niewypowiedzianie wdzięczne.
Zakładaj nowy fanpage i dość użalania! Powodzenia ! Wierze w Ciebie i pozdrawiam
Asiu, bardzo mi przykro, że tak się te sprawy potoczyły, i że nasze spotkanie kojarzyć Ci się zawsze będzie z tym niepojęcie niesprawiedliwym finałem. Będę was obserwować w internecie gdziekolwiek Twoje posty się pojawią. Pozdrawiamy z Eriką ciepło.
Ach, kochana… Ani to Twoja, ani moja wina… To jakiś bezduszny algorytm z kryjącymi się za nim bezdusznymi ludźmi, którzy nie mają żadnej ochoty pochylić sie nad jednostą… 🙁
Trzymam kciuki mimo wszystko. U mnie ban poleciał za zdjęcia koncertowe – wokalistów, włącznie z Romkiem Kostrzewskim, zweryfikowane jako czynności seksualne. Naturalna głupota zawsze będzie lepsza od sztucznej inteligencji… Cieszę się tylko że nie oddawałam fb zdjęć, tylko twardo trzymałam się zewnętrznego bloga.
No niestety takie przykre sytuacje zdarzają się od czasu do czasu. Nie ma się co poddawać i trzeba robić swoje.
Że facebook likwiduje komuś konto? Nie, takie sytuacje zdarzają sie ekstremalnie rzadko, dlatego nie mogę się z tym pogodzić! Tyle zła jest w sieci, a mój fanpage został skasowany…
Najbardziej dobijająca jest bezradność wobec całej sytuacji i brak ludzkiego elementu, który mógłby to zweryfikować.
Ja swojego czasu wystawiłam na Marketplace rzeczy z nagłówkiem ‚baby gear’ – czyli rzeczy/wyposażenie dla dzieci i też mnie zablokowali, bo to może się kojarzyć z narkotykami (gear to też narkotyki). Potem mnie odblokowano, ale nie mogłam użyć tych samych zdjęć; musiałam wszystko robić od nowa – co oczywiście w żaden sposób nie da się porównać z Twoim dorobkiem. Co za absurd! mam nadzieję, że znajdzie się jakieś rozwiązanie.
Niestety, Facebook, jak i cały internet, to z jednej strony przydatne narzędzie, a z drugiej stony pułapka, na którą nie mamy wpływu. Bo kto nam zagwarantuje, że np. jakaś kolejna platforma nie zniknie?
Pozdrawiam i życzę dużo cierpliwości.