To Boże Narodzenie pozostawiło mnie w głębokim szoku. Myślę, że już zawsze będę je wspominać, jako te najdziwaczniejsze i najbardziej zaskakujące w życiu.
Po pierwsze, na kolację wigilijną zaprosiła nas Sąsiadeczka. Bardzo się z tego ucieszyłam, bo rodzina Sąsiadki Od Motoru to rodzina lokalna, meksykańska, żyjąca tak jak tutejsi ludzie.
– Znakomita okazja, by zobaczyć, jak taka rodzina świętuje – pomyślałam
Gaja także się ucieszyła, bo w tej rodzinie są dwie dziewczynki, które zna i lubi.
Umówiliśmy się, że zrobię coś do jedzenia. Było to dla mnie wyzwanie, bo ogromnie nie lubię gotować, ale z Waszą pomocą i sugestiami stworzyłam mały plan. Dwa dni później Sąsiadeczka rzekła:
– Asia, wiesz, teściowa niepokoi się, czy będzie jej smakować Twoje jedzenie. Może my zrobimy kurczaka i resztę, a Ty zorganizuj coś słodkiego.
Teściowa rzecz święta, wiadomka. Postanowiłam więc kupić duży tort. W końcu na Wigilii miało być nas aż 10 osób.
Wyobraźcie sobie teraz całą akcję – szukanie tortu, by był dobry i by wszystkim smakował (a głównie teściowej), szukanie prezentów dla dziewczynek, by im się podobały (i by teściowa nie gadała, ze kichę dziewczyny dostały), przeglądanie naszej skromnej garderoby, by z niczego stworzyć coś odświętnego, no i do tego niepokój, no bo jednak z całą rodziną zasiądziemy przy stole, a przecież nie znamy się dobrze…
Wreszcie, wystrojone w to co znalazłyśmy, z prześlicznie spakowanymi przez Gaję prezentami (ich poszukiwanie to dopiero szopka była, bo całe miasto zalane było tanim szajsem z Chin, miałam poczucie, że kupiłyśmy jedyne w całym Puerto prezenty typu DIY dla dziesięciolatek) w świątecznym nastroju radości i oczekiwania wyruszyłyśmy do ich domu.
To co się wydarzyło potem, było dla mnie totalnym szokiem.
Zresztą – posłuchajcie sami…
Pozwolę sobie zostawić link do Patronite (klik) gdzie można otoczyć nas małą, acz stabilną opieką, oraz także link do Wirtualnej Kawiarni, gdzie z radością damy się Wam zaprosić na kawę!
Ps. Serdecznie zapraszam Was na nasz nowy fanpage, gdzie – po zamknięciu starego – staram się odbudować to fantastyczne grono ludzi, które nas tam kiedyś otaczało, oraz do zapisania się na blogowy newsletter – bo blog (mam nadzieję) będzie trwał, a jak widać na naszym przykładzie – social media mogą zostać usunięte przez bezwzględne algorytmy w jednej krótkiej chwili…
Ps. A poprzednia Wigilia w Meksyku wyglądała tak: O Zwyczajach, o tym co na straganach, na stołach i w sercach.