Przeprawa przez góry. Wysokie, chmurne. Coraz chmurniejsze. Zaczyna padać. Po chwili leje. Jedziemy wolno, bardzo wolno. Siedzę z głową przycisniętą do szyby. Gaja śpi na moich kolanach. W koncu, w tych stugach deszczu zatrzymujemy sie. Ktoś wysiada. Ktoś wsiada. Przy drodze trzy domki. Stare, niziutkie, murowane. Ciężkimi kratami zabezpieczające maleńki dobytek. W ramie okna, okrytego woalem firanki, widzę twarz kobiety. Ma gorzko zacisnięte usta i bialutkie włosy. W pooranej górami twarzy wielkie, zmęczone oczy. Na chwilę spotykamy sie ...
Czytaj całość »Juarez
W Juarez żyło nam się jak u Pana Boga za piecem. Nasza couchsurfingowa rodzinka miała krewnych i znajomych w całym miasteczku, już pierwszego dnia z radością wylądowałyśmy na urodziny ciotki, gdzie poznałyśmy wszystkich chyba członków rodu oraz masę znajomych którzy przez dzien urodzin przewinęli się przez jej dom. Nie dość dodać, że na skromną, domową fiestę przygotowano trzy olbrzymie torty, trzy gary rosołu, wiadro ryżu oraz zarżnięto sześć kurczaków z farmy. Ludzie przewijali się, a jedzenia w magiczny sposób ...
Czytaj całość »Grzebień
– Mamo, mamo! Jak to otworzyć? – przybiegła do mnie Gajka, trzymając w ręce puszkę z tuńczykiem. Cebulka już skwierczała w maślanej kąpieli, a ja szybciutko, na kuchennym tarasie hosta siekałam czosnek na nasz pierwszy od kilku dni, domowy obiad. – Gajciu, paluszkami. Albo czymś musisz podważyć to otwarcie – rzuciłam, kończąc ostatni ząbek – Acha – mruknęła moja córka i zniknęła w czyluściach kuchni. Zebrałam więc czosneczek i posiekaną kolendrę, i czując intensywniejący cebulkowy zapach, pobiegłam w kierunku patelni. ...
Czytaj całość »Przez Chiapas drogi ciąg dalszy
Gaj ma tą niezwykle piękną umiejętność błyskawicznego łamania barier. Gdy mama czekała na pierwszego stopa, Gaj w międzyczasie zaprzyjaznił się z panem taksówkarzem, panem sprzedawcą bananowych chipsów i panem sprzedawcą dmuchanych zabawek. W efekcie, gdy wsiadaliśmy do autka, Gajce machała cała trójka, a sama wspomniana uzbrojona była w dwie paczki chipsów. Na teraz i na zaś. Albo – znając Gajkę – dla mamy. Wsiadałyśmy do transportu publicznego, bo niebo zachmurzyło się nagle, a z daleka słychać było grzmoty. ...
Czytaj całość »Pluskwy
Kolejna lekcja biologii czekała na nas tuż za progiem. Kładąc się jeszcze do łóżka, przy słabym świetle żarówki Gaj zaanonsował: – Mamuś, tu są jakieś robaczki na ścianie! Mama od razu zwróciła ku nim swoje czułki, obserwując je przez moment. Jednak katalog pamięci nie wświetlił żadnego obrazu, nie połączył faktu z żadną obecną w milionach neuronów informacją. Robaki były niewielkie, ot jak mały paznokieć, szare i płaskawe, miały nożki i wędrowały sobie rzędem w stronę łóżką. Zmęczone drogą, pragnące snu ...
Czytaj całość »Stopem przez Chiapas
Chłopaki odwieźli mnie na rozstaje dróg. – Asia, ja z Wami pojadę – Pika patrzył mi głęboko w oczy – Przejedziemy razem przez te góry. Spojrzałam zaskoczona. Żartuje?! Nie, nie żartował. – Stary, daj spokój. Nie od wczoraj podróżujemy. Damy radę. – skwitowałam krótko. Nie miałam ochoty na towarzystwo w drodze. Czułam, że przychodzi mój moment oddalenia, kiedy chcę być tylko z Gajką i z Drogą, z dala od ludzi, nawet tych lubianych. Potrzebowałam momentu samotności, wyciszenia, ...
Czytaj całość »W krainie bursztynu
Z Chiapas wyjechać nie było łatwo. W którą stronę rzuciłam okiem, wszędzie blokady. Słuszne, niesłuszne – nie potrafiłam ocenić, natomiast widziałam wyraźnie wielką solidarność nauczycieli i ich olbrzymią determinację. Tak więc wszystkie drogi były zablokowane, a podróżowanie choć wciąż możliwe, było jednak bardzo trudne. Ze wszystkich więc dostępnych opcji wybrałam tą jedną, wąziutką, prawie nieuczęszczaną drogę, której to ledwo widoczną niteczką snuła się po zielonej połaci mapy, wpadając prosto w niebieską plamę Zatoki Meksykańskiej. Wiedziałam, że to będzie podróż wieloetapowa. Że wielokrotnie ...
Czytaj całość »Canion Sumidero
Kanion ten w porze deszczowej straszył niskimi chmurami, napompowanymi deszczem. Patrzyłam na nie z niepokojem. Deszcz i motorówka to bardzo kiepska kombinacja – grozi zimnem, chłostą spadających kropli przyjmowanych w pokornym skłonie, siekających bezlitośnie pędem dziestu kilometrów na godzinę. Tak więc wpatrywałam się w niebo, taktycznie zajmując miejsce za pewnym bardzo dużym i bardzo szerokim panem. Ot, taki deszczochron i wiatrochron zarazem, błogosławieństwo przy ewentualnym opadzie. Póki co opadu nie było. Brzegi podnosiły sie stopniowo, sternik gnał całą mocą silnika, ...
Czytaj całość »San Cristobal – epoka lodu
Z Bruniną żyło nam się dobrze i trudno za razem. Zagościłyśmy w jej maciupeńkim jak norka dla myszki mieszkanku i przez moment było dobrze. My nie mogłyśmy się nagadać, dziewczynki – nabawić. Ale już drugiego dnia wiedziałam, że musimy szukać innego miejsca. Nie byłyśmy w stanie dostosować sie do reguł domu, prostych i trudnych zarazem. Gaj nie rozumiał, dlaczego musi odkładać zabawki, które położył na chwilkę na podłodze z powrotem na półki, bo przecież one były tak kolorowe i śliczne, że ...
Czytaj całość »Piosenka
Gaj przyszedł do mnie i rzekł: – Esto es la cancion para los bebes pequenos (to jest piosenka dla bardzo malych dzieci) Po czym, na melodie Panie Janie zaśpiewał: Esta lloviendo, esta lloviendoTenemos frio, tenemos frioNo tenemos techo, no tenemos techoPero tenemos ropa para la lluvia.. W tych paru słowach malując obraz ostatniego czasu podróży.. … Pada deszcz, pada deszcz,Jest nam zimno, jest nam zimnoNie mamy schronienia (techo – dach)Ale mamy na deszcz ubrania..
Czytaj całość »