Home / AZJA / Podatek od marzeń

Podatek od marzeń

Spaceruję po Gdańsku. Piękny jest, urokliwe jest zresztą całe Trójmiasto. Łączy to co kocham – góry i morze. Nie ma smogu, wszędzie zielono, lasy przeplatają się ze skwerkami, a na skwerach rosną wielkie drzewa.

 

Gdańskie kamienice

Gdańskie kamienice

 

Chodzę uliczkami Starego Miasta. Jest wieczór, budynki spowijają półcienie, snuje się aura tajemniczości. Skądś dobiega mnie muzyka, stara przedwojenna piosenka, klasyk. Wciągam mocno powietrze. Ileż historii kryją te mury, strzeliste kamienice, zdobione fasady. Ileż ludzi przewinęło się przez te bramy, wyglądało tymi oknami, chodziło po tutejszych ulicach.  Ludzi różnych narodowości i stanów, przybyszy i miejscowych.

Chłonę tą atmosferę. Zatrzymuję się na chwilę, przysiadam na murku. Gdzieniegdzie przejdzie samotny przechodzień lub parka. Jest pusto. Cicho. I tylko ta melodia…

 

Gdańsk Starówka

Gdańska Starówka i ulica Mariacka, której lat temu piętnaście spędziłam noc.

Idę jedną z uliczek. Okiennice pozamykane, bramy też. Jest późno, tak jak wtedy. Rozglądam się wokół siebie. Która to była kamienica? Która?

Jest! Mam!

To tutaj spałam 15 lat temu, gdy z tatą Gai przyjechałam na pogrzeb Kingi Choszcz, podróżniczki z Gdańska. Była końcówka czerwca, wieczór,  a my – autostopki, niespodziewanie wylądowaliśmy w centrum Starego Miasta.

 

Nasz balkonik

Nasza balkonowa miejscówka. Spaliśmy za murem, niewidoczni w smudze cienia.

 

Była noc, miasto zasypiało, a my byliśmy bardzo zmęczeni. Wybraliśmy  więc jedną z kamienic z betonowym tarasem wejściowym. Rozglądnęliśmy się uważnie, po czym wślizgnęliśmy się w cień balkonu, rozkładając tam karimaty i śpiwory.

„Oby nie padało w nocy” – pamiętam, że mignęło mi przez głowę.

Zamiast deszczu obudzili nas ludzie otwierający mieszczące się w niej biuro.

 – Hej, wstawajcie już! – powiedział z uśmiechem elegancko ubrany mężczyzna.

– Fajny ten Gdańsk… – pomyślałam zaspana. – Ile tu życzliwości, pozytywnych ludzi, dobrych wibracji…

 

Gdańska Starówka

Zachwycamy się kolorami miasta.

 

Na pogrzeb Kingi dotarliśmy punktualnie.

Pamiętam cień strzelistego kościoła, zapach kadzideł i spokojny, jasny głos Chopina – tego samego Chopina, który wraz z nią objechał świat dookoła, przeżywając przygody, o jakich nikomu z nas się wówczas nie śniło.

Płakałam wtedy jak bóbr.

Chopina zobaczyłam jeszcze na moment między grobami. Szedł w białym stroju, ze swoją charakterystyczną szopą kręconych włosów, blady jak śmierć…

– Jak to możliwe, że Kingi nie ma… – myślałam wtedy – Jak to możliwe i jak cholernie niesprawiedliwe… Tak niesprawiedliwe, że aż się nie chce wierzyć, że możliwe…

Cmentarz Garnizonowy otaczał  nas zadumanym spokojem. Podeszliśmy do drzewa, gdzie zgromadzili się inni autostopowicze. W podkoszulkach, z zamaszystym napisem „Gdańsk” na kartonach, prosto z drogi. Było ciepło, pogodnie. Zielone gałęzie zwisały nad nami, chroniąc od słońca. Naznaczone podróżami plecaki leżały u stóp. Płynęły modlitwy chrześcijańskie i buddyjskie. Patrzyłam na błękit nieba, biel nagrobków i otaczającą nas zieleń.  Wszystko było tak nierealne, że aż niemożliwe…

 

Napis grobie Kingi Choszcz

Jakie to bliskie memu sercu…

 

Pamiętam ten dzień, gdy lat temu z piętnaście wróciłam do domu z pracy. Zrzuciłam buty, ciężka torba poleciała w kąt, z uśmiechem weszłam do pokoju.

– Co tam? – zagadałam wesoło tatę Gai, który siedział przed komputerem.

– No właśnie kiepsko… – odpowiedział poważnie, jak nie on – Kinga złapała malarię. Jest w szpitalu w Ghanie.

 

Grób Kingi Choszcz w Gdańsku

Wymarzył jej się biały wielbłąd…

 

Tata Gai poznał Kingę w Gdańsku. Siedziała sobie na Jarmarku, przy małym, turystycznym stoliku i sprzedawała swoją książkę. Podszedł, zaczepił. Dobrze im się rozmawiało. Pomysł podróży przez świat był i jego marzeniem. Sięgnął po opowieść. Kinga napisała piękną dedykację i od tego czasu książka o ich pięcioletniej podróży stała na honorowym miejscu naszej biblioteczki.

 

Grób Kingi Choszcz w Gdańsku

„Nigdy nie wiesz, co przyjdzie pierwsze: kolejny dzień czy kolejne życie…”

 

Czy spodziewałam się, że Kinga umrze? Skądże! Zmartwiłam się, że zachorowała, ale od razu pomyślałam, że to będzie kolejna przygoda do jej portfolio. Bo przecież Kindze nie może się zdarzyć nic złego. W tylu trudnych sytuacjach była, tyle przeszła, tyle doświadczyła. Teraz też wyjdzie z malarii obronną ręką, a potem poczytamy o tym wszyscy na blogu.

Gdy więc kilka dni później wróciłam do domu i zobaczyłam tatę Gai siedzącego przed kompem, zalanego łzami, straszne przeczucie ścisnęło mi serce.

– Ki… Ki… Kinga nie żyje… – wyrzucił z siebie – Uu… Umarła wczoraj w szpitalu… W Akrze…

 

Grób Kingi Choszcz w Gdańsku

I nas prowadził los…

 

Piętnaście lat później, będąc w Gdańsku nie mogłam nie wrócić do tamtych chwil. Musiałam odnaleźć jej grób i pobyć z nią, porozmawiać, podziękować. Opowiedzieć o niej Gai. Kingi opowieści z podróży były tak przesiąknięte przygodą i marzeniami, że padały na mą duszę jak ziarnka, które niepostrzeżenie urosły w las tęsknoty za życiem, którego nie miałam.

Przyglądam się kuli ziemskiej, wygrawerowanej na grobie. Zygzak trasy oplata kontynenty, przeskakuje przez oceany. Gdzieniegdzie splata się z naszą ścieżką, którą prowadził nas los. Ten sam, co Kingę, czasem ślepy, czasem szczęśliwy, na szczęście nigdy zły. Czasem nawet prowadził nas w te same miejsca, co ją, na te same wyspy, do tych samych miejscowych hosteliczków…

– U nas byli podróżnicy z Polski – mówiła mi, kiwając głową Lucy Lombardo, kobieta z plemienia Kuna Yala, właścicielka jedynego hospedaje na Ustupu – Dawno temu, z 10 lat może…  – pochyla się nad zdjęciem w komórce – Tak, to oni… Mało ludzi do nas dociera… To na pewno byli oni…

Kinga i Chopin. Para, której zazdrościłam. Wiedziałam, jak cudownie podróżować jest razem. Ile wsparcia można mieć w drugiej osobie. O ile łatwiej, raźniej, weselej i bezpieczniej jest we dwoje. Ale – moja droga była inna.  Owszem, byłam sama, choć nie byłam sama, bo przecież była Gaja. Ale to ja byłam dorosłą, więc to ja odpowiadałam za nas dwie, nosiłam plecaki, szukałam jedzenia, noclegu, transportu, opowiadałam o świecie, uczyłam, karmiłam, zabawiałam, drżałam, gdy się źle czuła, cieszyłam się każdą jej radością, uśmiechem i odkryciem, tuliłam do snu i przekomarzałam się rano, gdy małe łapki odrywały mnie od bloga.

Inna była nasza podróż, a jednocześnie tak bardzo podobna. Też za psie pieniądze, też blisko ludzi, też najtańszymi środkami lokomocji. Tak samo jadłyśmy na straganach, mieszkałyśmy z miejscowymi hostami i też jechałyśmy przed siebie z wiatrem we włosach, gnane marzeniami, ciekawością i zachwytem.

 

Grób Kingi Choszcz w Gdańsku

„Można być daleko i być bardzo blisko…”

Pamiętam, jak któregoś wieczoru, w Kolumbii, gdy Gaj już spał w namiocie snem strudzonej podróżniczki, wysmyknęłam się i stanęłam nad brzegiem morza. Słońce schodziło coraz niżej, wydobywając złoto z zieleni, błękitu i wału białych obłoków, które wyglądały jak góry wyzłocone, czerwieniejące delikatnie w forpocztach nadciągającej nocy.

– Może po takich pagórach jeździsz teraz, Kinga, na swym wymarzonym, białym wielbłądzie… – pomyślałam smutno, wciąż w głębi ducha nie mogąc pogodzić się z jej śmiercią.

– To podatek od marzeń – powiedział mi dużo później Chopin – Tylu z nas go płaci… Piotrek Morawski, Słoniu, Czapkins… I Kinga… Przyjeżdżamy na te Kolosy i tak sobie czasem myślimy, kto następny, któremu z nas przyjdzie płacić za marzenia… Ale marzyć trzeba i te marzenia realizować, bo czym byłoby życie bez nich, prawda?

 

 

 

 

 

 

5 5 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

2 komentarzy
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments
Małgorzata
Małgorzata
2 lat temu

Asiu, dziękuję ci za to, że mogę marzyć o rzeczach, o których zawsze bałam się marzyć, robisz dużo dobrego dla innych swoimi podróżami ❤️

Magda
Magda
2 lat temu

Przeczytałam całą historię Kingi. Dzięki Tobie mogłam odkryć tak wspaniałą podróżniczkę.
Szczęśliwiej drogi dziewczyny!

x

Check Also

Komunikat facebooka

Ban na Facebooku – mój fanpage ma status unpublished czyli jak facebook zniszczył 7 lat moje pracy

To był zwykły wpis. Popełniony w pośpiechu, prawie na kolanie, tuż przed wyjściem z domu. ...