Trzy lata temu, 6 maja, wstawałam w podbalickim hoteliku blada i trzesąca się jak galareta. Bałam się okropnie. Zostawiałam całą swoją niekomfortową bardzo, ale wciąż znaną strefę komfortu, wydeptane ścieżki, nasze cztery sciany, wspierajacych mnie z całej siły rodziców i wraz z moja malutka córeczką ruszałyśmy w nieznane. Co nas tam czekać będzie? Czy damy sobie radę? Jak poradzę sobie sama na obcym kontynencie, wśrod ludzi, z których mowy znam raptem parę słów? Jak tam się obie odnajdziemy?
Zabierałam ze sobą caly ból samotnego macierzyństwa, nagromadzoną wielomiesięczną rozpacz, odbierające oddech cierpienie, oceany wylanych łez i morza tych, które jeszcze miałam wylać. Zabierałam ze sobą strach o Gaję, który stał się moim nieodłącznym towarzyszem podróży – tej przez świat i tej przez życie. I zabierałam ze sobą wiarę, że tędy własnie prowadzi mnie droga – do siebie, do świata i do mojej córeczki.
Minęły trzy lata. Śmiało mogę powiedzieć, że to były najpiękniejsze lata mojego życia, choć nie było łatwo. Samotność podróży jest trochę jak medytacja – spotykasz w drodze nie tylko innych ludzi, ale przede wszystkim siebie. Pojawia sie przestrzeń, by spojrzeć w głąb, przyjrzeć się temu, co się czuje, obejrzeć emocje targające serce, zobaczyć swój gniew, strach, bezradność, przerażenie. Stałam się naga względem życia. Samotna podróż jest bardzo prosta. Albo zrobisz coś, albo nie. Nie ma osób, ktore pomogą, które ulżą, które pogłaskają po głowie. Nie. W samotnej podróży jesteś sam i sam pełnisz wszystkie role. Stajesz się dla siebie opiekunem i przyjacielem, rozwijasz uważność na siebie, na ludzi i na świat, zaczynasz widzieć więcej, szerzej, pełniej, a wyimaginowane problemy zastępowane są tymi konkretnymi – jedzenie, spanie, pragnienie, ból otartej stopy.
Dziś samotność jest moim stanem oswojonym, codziennym towarzyszem drogi. Dziś już zapomniałam jak to jest podróżować we dwoje, z męskim, silnym ramieniem obok. I tylko gdy ktoś czasem dołączy się do mnie na chwilkę, przypominam sobie, jak jest łatwo, gdy sie jest razem. Jak wesolo i lekko leci droga. Jak proste się wszystko robi. Ile oparcia można dostać od drugiej osoby, ile poczucia bezpieczeństwa, zaopiekowania. Ale gdy sie jest samemu – też jest dobrze, choć wszystkie te elementy trzeba sobie własnoręcznie dać.
Kiedy jeszcze żyłam w moim starym życiu, byłam panią asystentką na uczelni i panią nauczycielką w ulubionej szkole, mialam ukochanego mężczyznę u boku, pomysł na doktorat, projekty, narty, żagle, góry, ach!.. Dobre życie, prawda? Dobra praca, samorealizacja, rozwój, pozycja społeczna. Po czym, któregos dnia otworzylam fejsbuczka, a tam zobaczyłam artykuł – 5 rzeczy, ktorych ludzie żałują przed śmiercią. Normalnie pomijam takie bzdurki, 5 rzeczy, które należy zrobić, by rozgrzać kochanka, 5 rzeczy, by cebula nie odbijała się po obiedzie czy 5, by wychodować ogórka na balkonie – na bogów, kto to czyta?
Tym razem jednak coś w tym nagłówku przykuło moja uwagę. Otworzyłam. Przeczytalam i zamarlam. Nagle zobaczyłam, że gdyby mi przyszlo umierać tu i teraz – powiedziałabym to samo! I wowczas dotarlo do mnie, że cos z tym moim szczęśliwym życiem jest nie tak. Niby wszystko w porzadku, fajna praca, mieszkanie, mnóstwo planów, ale skąd ten niepokój? Co mnie uwiera? Czego mi brakuje? Skąd ten głosik cichutki w tyle głowy, który zaczał wsączać się w moje myśli natrętnym szeptem:
– Pomyśl.. Czy na prawdę jesteś szczęśliwa?.. Na pewno to wszystko co robisz – robisz bo chcesz?.. A może ktoś Ci powiedział, że tak trzeba?.. Czy to Twoja droga?.. A może to manowce?.. Ślepy zaułek?.. Pomyśl.. – i myślałam. Ale odpowiedz nie przychodziła, więc dawałam sobie czas – a może zwyczajnie obawiałam się owej odpowiedzi, bojąc się dokąd mnie zaprowadzi? A potem zaczął się mój prywatny dramat, więc głosik zamilkł w przerażeniu nad ruinami, w które niespodziewanie obróciło się moje stare życie.
Kilka tygodni temu usłużny fejsbuczek znów podsunął mi ten sam wpis. 5 rzeczy, ktorych ludzie żałują przed śmiercią.Otworzyłam i przeczytałam z niepokojem. Spodziewałam się znajomego skurczu żołądka i ataku lęku. Że tracę czas. Że tracę życie. Że znów nie jestem tam, gdzie powinnam. Ale wiecie co? Nic z tego! Odetchnęłam z ulgą. Zrobiło mi się nagle bardzo, bardzo lekko. Bo odkryłam, że gdybym miała umierać dziś, to nie podpisałabym się pod żadnym z cytowanych w artykule punktów.
Nie tracmy więc ani sekundy. Życie jest takie krótke. Żyjmy tak jak chcemy żyć, a nie tak jak nam każą inni. Oni nie wiedzą czego my pragniemy. Ba, przecież czasem nawet my sami nie wiemy. Słuchajmy więc siebie i idźmy swoją drogą, nawet jak to oznacza wyboje, błądzenie czy zawracanie tuż przed celem, byle tak, by nie krzywdzić innych. Żyjmy pełną piersią, po swojemu, wyżywając każdą chwilę, tak, byśmy – gdy przyjdzie ta ostatnia – mogli pomyśleć z wdzięcznością: „to było dobre życie”.
Tylko tego, a może aż tego, przy okazji początku czwartego roku w drodze życzę sobie i Wam.
Wspanialy wpis- tez jestem na rozdrożu,bo chcialabym sama z dwójką dzieci (ale juz duzo wiekszych;)ruszyć na miesiąc do USA,ale sie obawiam czy dam rade;) po tym wpisie widzę,ze można wszystko!
Wszystkiego na pewno nie – ale można dużo! Trzymam kciuki za Waszą podróż! Napisz, jak będziecie w drodze, będę Wam ogromnie kibicować!
Cudowny wpis. Bardzo prywatny i motywujący. Z każdej sytuacji jest wyjście, a Twoje jest genialne: podróże w nieznane z najlepszym przyjacielem podróży: dzieckiem 🙂
Ja swoją przygodę rozpoczęłam dwa lata temu, mając zobowiązania finansowe, płacząc nie wiedząc, jak uporać się z problemami, a dziś… żyję w Barcelonie i planuję kolejną już wyprawę do Brazylii 🙂
Edyta, jak ogromnie się cieszę! Nie zaglądałam do tego wpisu długo – dużo zmian i w moim, i w Twoim życiu zapewne nastąpiło… Gdziekolwiek jesteś, ściskam mocno kciuki za Twoje szczęście!…
Droga Asiu,
ucieszyl mnie tak pozytywny wpis i zapewne to za jego zasluga zagoscilyscie u mnie w snach. Na krotki czas bylysmy razem w podrozy, nasze dzieci wspolnie sue bawily a my naprzemiennie szykowalysmy posilki. Przekaz z Twojego wpisu zagoscil tez we snie. Eh, ale sie wyspalam 🙂
Kiedys zamienimy ten sen w rzeczywistosc 🙂 Co Ty na to?.. <3
Kobieto wspaniała, jesteś od dziś moją bohaterką (właśnie przeczytałam artykuł u Małgosi Ohme).
Niech Was dziewczyny droga prowadzi pięknie ❤
Monika – dziekujemy obie (choc spokojnie z tymi zachwytami – my na prawde zwykle jestesmy) Z ciekawosci – jak natknelas sie na artykul u Ohme? On przeciez juz prawie rok ma.. Nie sadzilam, ze jest jeszcze gdzies widoczny..
Asiu, artykuł jakoś sam wpadł w moje ręce. Pamiętaj że jesteś niezwykła w swojej zwyczajnosci, szczególnie że jesteście tam we dwie ..na drodze do szczęścia, a nie gdzieś gdzie inni biadolą jak im źle i bez wyjścia Zawalczyłaś o siebie! Zuchu
Bylam w tym miejscu. Tez biadolilam jak mi zle i bez wyjscia. Bo faktycznie bylo bardzo zle. I bez wyjscia. Ciesze sie, ze udalo mi sie pojsc w kierunku, w ktorym chcialam – słowo „walka” jakos nie jest moje:) Ale za „zucha” dziekuje. Obie dziekujemy <3
Proszę bardzo miłego dnia
Wielkie gratulacje za odwagę i siłę jesteście cudowne ❣❣❣
Niesamowite, że minęły już 3 lata! Oby kolejny rok minął rownie interesujaco 😀 trzymam kciuki za dalsza podróż, dzięki za tak niesamowitą inspiracje jaką jesteście 🙂
Bądźcie zdrowe dziewczyny! Kolejnych pieknych a przede wszystkim bezpiecznych podrozy! ❤
Asia! Tesknie! Nagraj cos na WhatsApp!
Już się robi! 😀
Ależ zleciało 😮
Super wpis, my tez niedlugo wybieramy sie w dluzsza podroz z naszymi maluchami. Mamy juz za soba kilka dluzszych podozy ale bez dzieci. Takze jestesmy ciekawi jak to bedzie. Pozdrawiamy cieplo z Norwegii.
Asia, dla mnie Ty jesteś kobietą tak silna, może nie byłaś nią tego dnia na Balicach, ale teraz potrafisz ogarnąć większość, wszystkiego się nie da 🙂 Cieszę się że wielokrotnie było mi dane z Tobą rozmawiać,bo jest cudowna empatyczna osoba, która kiedyś chciałab6m poznać osobiście, może obie kiedyś wrócimy na Balice 🙂
<3 <3 <3 I love You Asia !!!! bardzo się cieszę, że jesteście i że mogę Was czytać !!!! <3 tyle mądrości, tyle jasności w Tobie :) powodzenie dziewczyny w dalszej drodze !
Dziewczyny-Kolejnych trzech lat dobrych spotkan i dobrych ludzi po drodze! Minimum, bo Gaja habla espanol wiec do zerowki moze pojsc i w mexico i w gwatemali 🙂
Asiu – wszystkiego najlepszego ❤️ Życzę Wam obu samych dobrych doświadczeń w dalszej drodze – niech Dobre Anioły zawsze Wam pomagają!
Asiu, jak Ty pięknie piszesz, świadomie, nie można się oderwać. Odwaga w Tobie wielka i apetyt na życie. Powodzenia i buziaki dla Gai.
Czerpalam i od Ciebie Marzenko. Dziekuje. <3
Gratuluje odwagi. Sama chcialabym miec jej tyle by wyjsc ze swojej ‚strefy komfortu’.Ale powiem Ci, ze Twoj wpis jest duzo bardziej motywujacy niz ten o 5 rzeczach :).
Jesteś dla mnie wielką podporą na moich wybojach. Uściski i wspaniałych dróg.
JESTEŚCIE NIESAMOWITE – OBIE! Dużo dobrych ludzi, inspiracji i wszelkiej pomyślności. ❤️
Asiu, niech Ci się wszystko pięknie układa.. 🙂 <3
Pięknie napisane! A Wy same – cudowne! Powodzenia dalej ❤️❤️❤️
cały czas Wam kibicuję!!! Brawo dziewczyny!!!
Brak mi słów Asiu <3 <3 <3
Jesteście dla nas inspiracją ,pozdrawiam serdecznie 🙂