Na kolejną, przy ogniu opowiedzianą historię, tym razem Czerwonego Kapitana, zapraszam.. Noce przy ognisku zawsze nastrajały do rozmów. Czasem wariackich, czasem poważnych. Uwielbiałam Alejandro, przekomarzaliśmy się ciągle, żartowaliśmy, śmialiśmy się do łez. Ten przesympatyczny gaduła, z fantastycznym poczuciem humoru zupełnie skradł moje serce. Ale – w tym całym szaleństwie – Alejandro swą wrażliwością widział wiele i rozumiał wiele, a że – jako człowiek z innej kultury, z wykształceniem, obyciem w świecie i szerokim horyzontem – pomagał jak mógł. Czasem, przejeżdżając ...
Czytaj całość »Jedzenie szczura
Czy jedzenie szczura budzi w Was obrzydzenie? Czy kiedykolwiek myśleliście o myszy jako o źródle pokarmu? Nie? Ja też nie. Aż do pewnego poranka.. *** Przed budzikiem, który nastawiłam na 6.30 budzi mnie trąbienie. Najpierw jedno tru- tu-tu, mija kilka minut – potem drugie: tratatata. Tratatata. Potem kolejne, jeszcze inne truuuututu – truuuuututu. – Aaaaa.. – zaspana głowa obraca znane mi skądś poranne dzwięki – Sprzedawcy obwoźni… Przez moment mam wrażenie, że znów jestem w Latinoameryce. Tam też, od 6.30 ...
Czytaj całość »Daty urodzenia – wymysł Zachodu
W Laosie ludzie nie przywiazuja wagi do daty urodzenia. Gdy zapytasz kogos, ile ma lat, robi wielkie oczy. No bo jakie to ma znaczenie, kiedy się urodziłeś. Najważniejszym jest przecież to, jakim człowiekiem jesteś no i gdzie aktualnie się w swym życiu znajdujesz. To takie buddyjskie „tu i teraz” – przeszłość odeszła, przyszłości nie znamy, więc po co zaprzatać sobie głowę liczeniem, ile to mamy lat. Alejandro opowiadał, jak pojechali z El Capitane załatwiać formalności związane z budową Nola Guesthouse. ...
Czytaj całość »Nola Guesthouse – w przyszywanej rodzinie Alejandro
Poprzedni wpis o Nola Guesthouse znajdziesz TU. Alejandro przydziela nam malutką, bambusową chatką, z wielką, królewskich rozmiarów mosquitierą. To chateczka dla wolontariuszy pracujących w Nola Guesthouse, nie dla turystów. Jest akurat wolna, bo chwilowo nie ma nikogo do pomocy. Zagniazdowujemy się momentalnie, po czym Gaja łapie walizeczkę z zabawkami i leci do dzieci. Ja staję na werandzie naszego nowego domu i przyglądam się światu. – Me Gaja!.. (mama Gai!..) – dobiega mnie wołanie – Kin khao!.. (dosł. jedz ryż, fraza ...
Czytaj całość »Nola Guesthouse – laotański raj
– Wiesz Gaja – mówiłam siedząc z moją kruszyną na skałach na przeciwko luangprabangckiej starówki – wiesz Gaja, czuję się jak turystka, jak wczasowicz. Strasznie brakuje mi normalnego życia, kontaktu ze zwykłymi ludzimi, takiej laotańskiej codzienności. Przecież jesteśmy tu, a na prawdę to nic o tym Laosie nie wiemy. Mieszkamy w hostelach, chodzimy po atrakcjach turystycznych, a to nic z prawdziwym Laosem nie ma wspólnego. A ja chciałabym do ludzi.. – zadumałam sie patrząc przed siebie – Patrz, tu za ...
Czytaj całość »