Home / AZJA / Laos / Czerwony Kapitan

Czerwony Kapitan

Na kolejną, przy ogniu opowiedzianą historię, tym razem Czerwonego Kapitana, zapraszam.. 

Noce przy ognisku zawsze nastrajały do rozmów. Czasem wariackich, czasem poważnych. Uwielbiałam Alejandro, przekomarzaliśmy się ciągle, żartowaliśmy, śmialiśmy się do łez. Ten przesympatyczny gaduła, z fantastycznym poczuciem humoru zupełnie skradł moje serce. Ale – w tym całym szaleństwie – Alejandro swą wrażliwością widział wiele i rozumiał wiele, a że – jako człowiek z innej kultury, z wykształceniem, obyciem w świecie i szerokim horyzontem – pomagał jak mógł. Czasem, przejeżdżając przez wioski na jego sportowym, starym motocyklu zatrzymywaliśmy się tu i ówdzie – zapytac o zdrowie, o stan trudnych spraw, a czasem zwyczajnie – by pozdrowić znajomych i zamienić parę wesołych słów.

Alejandro, urugwajskiego falanga (potoczna nazwa białego człowieka, w zależnosci od kontekstu może być pozytywna, pejoratywna albo neutralna) znali tu wszyscy i on znał wszystkich. Często za twarzami osób, którzy nas pozdrawiali stały smutne, trudne historie, które on znał. Próbował pomoc ludziom na ile mógł, czasem przez działanie, a czasem, gdy czuł sie bezsilny – po prostu przez słuchanie.

– Wiesz, jak wszedzie, dzieją się tu tragedie, chodź i tak jest dobrze, bo już nie ma wojny – mówił – Wojna to straszne zło.. Ludzie tu dobrze ją jeszcze pamiętają..

Czerwony Kapitan znany jest w okolicy ze swojej gościnności i otwarcia na przybyszów.

 

El Capitan był dzieckiem wtedy. Poszedł z kolegą pozbierać żaby na obiad. Gdy wrócił, jego domu już nie było. Wraz z domem zginęli jego mama, tata i całe rodzeństwo. Jedna bomba zrzucona przez francuski samolot zabrała mu wszystko – rodzinę, znajome kąty, całe jego życie. Nie wyobrażam sobie co przeżył ten sześcioletni chłopak, gdy wrócił z żabami, widząc zamiast domu  głęboki lej i fragmenty ciał bliskich, porozrzucanych w promieniu kilkunastu metrów. Nie umiem tego objąć umysłem, ledwo dotykam wyobraźnią, mając przed oczami Gaję. Gaja ma tyle lat co Kapitan – wtedy. Nie wyobrażam sobie tego szoku, przerażenia, tej rozpaczy przeraźliwej, nieludzkiego bólu, traumy niewypowiedzialnej, która naznacza życie na zawsze.

 

 

Chłopcem zajęli się pobliscy mnisi. Ale o tym, co się z nim działo, zanim trafił do świątyni Kapitan nie opowiada. Mówi natomiast, że spędził tam 15 lat. To było szczęście Kapitana – bo oprócz dachu nad głową, jednocześnie dostał rodzaj psychoterapii i ukojenia, którą niesie w sobie buddyzm. Kapitan uczył się religijnych doktryn, doskonalił medytaję, poznawał tajemnie rytuałów. Przez całe swoje dzieciństwo i młodość Kapitan był mnichem, a buddyzm i upływ czasu, pozwoliły zaakceptować mu to, co się wydarzyło.

Któregoś dnia Kapitan opuścił klasztor, ale wówczas  w Laosie byli już Amerykanie, którzy siłą wcielili młodego chłopaka do wojska.

Ale Budda nad nim czuwał, bo Kapitan, już potwornie naznaczony piętnem wojny, trafił na szczęście na tyły, do polowych szpitali. Tam przyuczył się do pielęgniarstwa, siłą rzeczy ucząc się podstawowego angielskiego. Tam też poznał piękną Laotanke odzwięcznym imieniu Me Pię, która w krótkim czasie stała się jego żoną.

 

 

Ów angielski bardzo się potem przydał, bo był on jedynym człowiekiem w okolicy, który mógł się porozumieć z tym dziwnym, brodatym człowiekiem, którego Me Pię, zabrała z pobocza. Któż by pomyślał, że ten włóczęga, z pewnością zesłany przez Buddę, odmienił jego życie.

Ale nim to się wydarzyło, stał falang przed nim bez grosza przy duszy, mówiąc:

– Nie mam pieniędzy, nie mam gdzie iść…

Bo panian.. – odpowiedział wówczas El Capitan – Pieniądze to nie problem. Możesz zostać z nami tydzień, rok, pięć lat, spać tu, jeść. Masz tu swój drugi dom. Pieniądze to nie problem, bo panian.. 

 

El Capitan i Ma Pię mają siedmioro dzieci, piętnaścioro wnuków i dwójkę prawnuków..

El Capitan i Me Pię mają siedmioro dzieci, piętnaścioro wnuków i dwójkę prawnuków..

 

Alejandro przylgnął do rodziny, rodzina do niego. Z El Capitanem prowadził długie dysputy, bo ku jego zdumieniu ten prosty, żyjący na wiosce człowiek był całkiem nieźle oczytany.  Mandela, Lenin, Stalin, Che Gevara, Rewolucja Kubańska – wszystkie te odcienie czerwony Kapitan znał, a z wyrobionymi przez lektury poglądami, stanowił trudnego przeciwnika.  Z Me Pię,  żartował ile wlezie, wyręczając ją w cięższych robotach, dzieciaki woził na barana, resztę wioski zjednując sobie od razu pogodą ducha i pracowitością.

Gdy Aleksandro wyjeżdżał kilka dni później, żona El Capitana sprzedała dwie kury, wsadzając w kieszeń brodatego przybysza całą gotówkę.

El Capitan długo ściskał Alejandro, wiedząc, że już go nie zobaczy. Ale to nie była prawda. Rok później przecierał oczy ze zdumienia, widząc jak pod domem stoi roześmiany Urugwajczyk. Wrócił z pieniedzmi, za które Seniora Me Pię mogła kupić nie dwie, a dwadzieścia kur.

Od tego czasu los dużej rodziny Kapitana odmienił się. Alejandro przyjeżdżał coraz częściej, zostawał coraz dużej, miał coraz więcej pomysłów i energii do działania. A że przybył z innego świata, robił rzeczy niesłychane w owej komunistycznej, liżącej się z ran wojennych wiosce. Kapitan patrzył na to ze zdumieniem i radością. 

Co wtedy myślał?

Może o tym, że ziemska sansara wcale nie jest taka zła? Może w duchu dzielił się swą radością z rodzicami, wychylającymi sie z buddyjskiego nieba? A może po prostu cieszył się tu i teraz, doskonale wiedząc, że przeszłość nie istnieje, a przyszłość?

Ach, przyszłość..

Przecież jej nie znamy, wiec bo panian, nie ma się nią co przejmować.

 

 

 

 

 

0 0 vote
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

10 komentarzy
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments
Shazza
Shazza
6 lat temu

Hello,

I found your story through a site about single moms traveling with kids. I cannot read much of what you wrote but the bit in the page was written in English and I cried just reading it. Cause it read like my life,a free spirit who globe trotted throughout by 20s and early 30s until I became a mother 6 years ago. Now divorced, struggling and feeling trapped and that life has sucked everything out of me. My passport has even expired. I have used it since December 2013. My ex husband hasn’t been seen in 4 years, my son turned 6 last week and now I am preparing to sell everything, pack and go, as one more day of this will kill me, if I don’t kill myself. And just seeing that I am not alone, some in similar situations are doing it is inspiring.

Any advice how to start with very little to no money.

Anonimowo
6 lat temu

Piękna historia o tym, że dobrej duszy nie da się złamać a szczęście trzeba sobie zrobić samemu! Posłałam w świat. Pozdrawiam was serdecznie dzielne kobietki!

Anonimowo
6 lat temu

Najbliższa kawa będzie w Bangkoku! Buziaki z lotniska w Kuala Lumpur

Anonimowo
6 lat temu

Piękne. Dobro wraca. Ps.I nie mów Dziewczyno, że nie napiszesz książki. Masz tę moc 🙂

Anonimowo
6 lat temu

Lecę zaparzyć kawę i do lektury 🙂

Anonimowo
6 lat temu

interesujace…

Gadulec
Gadulec
6 lat temu

Niesamowita historia, ludzie i przerażające oblicze wojny… Ale coś jest w stwierdzeniu, że nic nie dzieje się bez przyczyny, a nawet pozornie mało znacząca decyzja może odmienić całe nasze życie…

x

Check Also

Kura

Kura umierała dwa dni. Nim się zorientowałam, że jest z nią tak źle, myślałam, że ...