Selina nie pamięta wojny. Ma siedem lat, a jej prosto przycięte, czarne włoski podskakują wesoło, gdy z Gajeczką przebiegają przez bramę basenu. Selina chodzi już do szkoły, mówi płynnie po arabsku, hiszpańsku i angielsku, a gdy się uśmiecha, na jej buzi wykwitają dwa prześliczne dołeczki.
Wojnę za to pamięta Zainah, jej mama – dzień po dniu, minuta po minucie. I nigdy nie zapomni, gdy rodziła Selinę w ogłuszającym ryku wybuchających bomb, masakrujących domy, ludzi, ulice.
– To cud, że nie trafili w szpital! – opowiada zapłakana. – To istny cud! Może dlatego, że to był wciąż początek wojny? Jeszcze nie byli tak precyzyjni, jeszcze nie mieli tylu informacji?

Gaja z Polski i Celina z Syrii – dwie kumpele. /Wigilijne życzenia/
Jest ciepłe, zimowe przedpołudnie w Emiratach. Ciepłe, czyli takie, w którym skwar nie zamyka ludzi w mieszkaniach, a powietrze ożywia chłodny pustynny wiatr.
Siedzimy z Zainah na balkonie. Zainah zaraz wstanie, by przygotowywać potrawy na wigilijny stół. Irytujące muchy zaczęły już swój codzienny taniec, gdzieś z dołu dobiega nas wesoły szczebiot dziecka. Siedzimy na balkonie, ale sercem jesteśmy w Syrii.
– Straciłam czterdzieści osób, rozumiesz Asia? – ramiona Zainah podskakują wstrząsane łkaniem. – Czterdzieści osób tylko z rodziny. A ilu przyjaciół, znajomych, kolegów? Nie zliczę Asia, nie zliczę! Widziałam ciała na ulicach porozrywane na strzępy, oderwane ręce, drgające w konwulsjach dzieci. I ten smród krwi. Rozumiesz? I spalonego ciała.
Zainah nie może złapać tchu, nie może już mówić, tylko płacze i płacze, a ja płaczę razem z nią, nad nią i nad wszystkimi Syryjczykami, którzy po prostu chcieli żyć, nic więcej, tylko żyć, śmiać się i kochać.
– Uciekliśmy całą rodziną najszybciej jak się dało – mówi, a łzy ciemnymi plamami znaczą jej wyprasowaną bluzkę. – Mi było łatwiej, bo po mamie mam podwójne obywatelstwo. Zostawiliśmy wszystko, Asia, wszyściutko, zabraliśmy tylko do tobołków trochę pieniędzy, papiery, komórki, kilka ubrań, pieluchy dla dziecka. Uszliśmy z życiem, Asia, uszliśmy z życiem.
Kołyszę ją w ramionach. Znamy się krótko, ale mam wrażenie, że od zawsze. Zainah jest wesołą czterdziestolatką z farbowanymi na rudo włosami, na co dzień sypie dowcipami, biega do pracy, a po pracy opiekuje się dwójką młodszych dzieci. Trzeci, najstarszy studiuje w Holandii. On też pamięta wojnę. Piętro wyżej mieszka jej szwagier, starszy brat przedostał się do Egiptu, młodszy pracuje w Saudach. Dwie najmłodsze siostry i najstarszy brat wciąż są w Syrii.
– Mój tato – po dłuższej chwili Zainah wznawia opowieść – był chirurgiem ortopedą, lekarzem z serca i z duszy. Wszyscy go w Homs poważali, a gdy szedł ulicą każdy człowiek mu się kłaniał. On nie mógł wysiedzieć w miejscu, wiedząc co się dzieje w Syrii. „Muszę tam wrócić – powtarzał – muszę tam wrócić”. Ale miał już swoje lata, zamiast do Syrii pojechał więc do Turcji i tam przy granicy pomagał. Uratował życie setkom ludzi, do końca pracując. On był moim filarem, moją opoką, moim mistrzem, moim przyjacielem. Odszedł 2 lata temu, tak strasznie mi go brakuje. – plecami Zainah wstrząsa nowa seria łkań.
Łzy jak grochy lecą i po moich policzkach.
Zainah jest już bezpieczna. Tu, w Emiratach, panuje pokój i dobrobyt. Za oknami bloku, w którym mieszka, szumią drzewa, z basenu poniżej dobiegają radosne pokrzykiwania dzieci. Zainah ma pracę, ma pracę i jej mąż – ceniony inżynier. Przed wojną prowadził własną fabrykę produkującą elementy do mebli. Z jego doświadczeniem i wiedzą w Emiratach od razu znalazł dobrą robotę, dostał świetne uposażenie. On jednak marzy o powrocie do Syrii.
– Wiesz, Asia – mówi – ja wiem, że będzie ciężko, ale jak się to wszystko uspokoi, to wrócę i odbuduję fabrykę. Podobno nawet bardzo nie dostała, ale wiesz, ludzie rozkradli, co się dało. Byle się wszystko skończyło, byle można było wrócić bezpiecznie i bezpiecznie żyć, bez ostrzału, wojny, bez policji na karku.
Kiwam głową. Życzę im tego z całego serca.

Świąteczne przedpołudnie /Fragment relacji na naszym Instagramie/
Dzisiejsza Wigilia będzie bardzo szczególna. Spędzimy ją właśnie z nimi – naszymi couchsurfingowymi hostami, muzułmanami, uchodźcami z Syrii, obchodzącymi Wigilię z szacunku dla babci, chrześcijanki. Z tymi samymi uchodźcami, przed którymi Polska zamknęła granice.
Dziś wszyscy razem usiądziemy do Wigilii. /Fragment relacji na naszym Instagramie/
W te święta życzę wszystkim, by nikt nigdy nie musiał opuszczać swojego domu,
a gdy do tego zostanie zmuszony – by spotkał na swojej drodze życzliwych ludzi,
którzy otoczą go wsparciem, przyjaźnią i opieką…Wesołych Świąt
Niesamowite i smutne i piękne. Wszystkiego co najlepsze nie tylko od Święta dla Was dziewczyny i tej cudnej rodziny
Dobrych, pogodnych dni, nie tylko na swieta…. Pozdrow ta rodzine ode mnie prosze. Przytulam Was wszystkich ❤
Asiu jakiż to piękny tekst. Mam łzy w oczach I ściśnięte gardło. Dziękuję! Oby marzenia Twich gospodarzy spełniły się ❤❤❤
Bardzo dobrze napisane. Wszyscy chcemy tylko żyć bezpiecznie, śmiać się, kochać.
Wszystkiego najlepszego dla Was Asiu i Gaju. Dobrze powiedziane, napisane. W Polsce chyba wszyscy pozapominali jak kiedys tez ich rodziny przodkowie musieli uciekac w poszukiwaniu lepszego zycia. Ostatnio w samolocie z Polski do UK otoczyli mnie Polscy panowie, z ktorych jeden byl Profesorem. duzo zlych rzeczy mowili na temat uchodzcow i Muzulmanow. Pare dni dochodzilam do siebie po takiej debacie pelnej uprzedzen:(