Tup- tup – tup – słyszę chrzęszczenie małych stópek na żwirze.
Gaja.
Zaspana, z przekręconym kucykiem i z gołymi nogami tupie do mnie ścieżką.
– Mały Człooowiek! – witam ją jak zawsze – Dzień dobry, kochana! Jak Ci się spało!
Mały Człowiek bez słowa ląduje na moich kolanach, po czym wtula się w puchówkę.
Patrzę na zegarek.
Dziewiąta rano. Zmiana prac i zmiana ról – z blogerki zamieniam się w mamę. Odłączam dysk, zamykam komputer, biorę malucha na ręce i niosę go z powrotem do chatki. Zmarznie mi tu, mały stwór. Wciąż wiszą niskie chmury, wciąż jest zimno – rozpogadza się dopiero po 10tej, wówczas wychodzi słońce gorące i tropikalne, a niebo z szarego robi się błękitnoniebieskie.
Włazimy obie pod moskitiere, otulamy wciąż ciepłymi nocą śpiworami, maluch przywiera do mnie sennym ciałkiem. Leżymy tak chwilę, Gaj zasypia. Otwieram komputer, piszę jeszcze moment, po czym – cap! Mała rączka ląduje mi na kolanie.
– Maaamoo.. Chodź do mnie.. No chooodz.. Zamknij kompa..
Choć wypite dwie mocne kawy nie pozwolą mi na bank zasnąć, odkładam laptopa i przytulam się do Gai.
– Poczytasz mi?.. Poczytasz mi o Luboludzie?..
O Luboluda mała prosiła mnie od dawna. O tą książeczkę, którą podarowała nam Asia 3 lata temu, kiedy to przygarnęła nas do swojego mieszkania w Ekwadorze. Piękny to był tydzień razem, ale też i pełen niepokoju, bo wówczas odmówiła posłuszeństwa moja noga. Przewlekłe zapalenie Achillesa, które rozwinęło się w podczas drogi, zaostrzyło się tak, że nie mogłam chodzić. Dosłownie. Przejście pięciu metrów, które dzieliło nasz pokoik od ubikacji sprawiało, że syczałam z bólu. Podróż stała pod znakiem zapytania, ból unieruchomił mnie w łóżku, a oprócz bólu płakałam i z rozpaczy, bo przecież chciałam jechać dalej. Nie chciałam wracać jeszcze do domu, a moje własne zasoby do rehabilitacji nogi nie wystarczały.
Los, zsyłając to niesympatyczne doświadczenie, niespodziewanie dał nam rozwiązanie. Okazało się, że Asia jest trenerem personalnym! Okazało się też szybko, że doszedł nam kolejny obszar, w którym się świetnie rozumiałyśmy – rehabilitacja. Mówiłyśmy tym samym medycznym jezykiem, używałyśmy tych samych pojęć i to, że jestem teraz w Azji, zawdzięczam właśnie Asi, która dwa razy dziennie doprowadzając mnie do wycia z bólu, pracowała nad moją nogą schematem skonsultowanym z najlepszymi, znanymi mi kolegami – rehabilitantami. Heniu, Grześku, Jacku – po raz kolejny dziękuję Wam z serca za pomoc i za konsultację. Tydzień intensywnej rehabilitacji własnej, plus Asi praca, plus późniejsza uważność i codzienne ćwiczenia sprawiły, że – bogom dziękować – schorzenie w końcu ustąpiło, a my jechałyśmy dalej.
I wtedy właśnie w naszym życiu pojawił się ” Lubolud czyli opowieść o końcu Mrocznego Świata „, jedyna dziecięca książka, która mieszkała w Asinym domku.
Czytałam ją małemu stworowi do snu i choć za poważna dla mojej pchełki jeszcze była, maluch chłoną ja z wypiekami na twarzy, a ja – razem z nią, rycząc jak bóbr ze wzruszenia na samym końcu tej pięknej i mądrej książki.

„(…) Bajka była piękna, wciągnęła nas obie i dopiero przy trzecim rozdziale, usłyszawszy spokojny, miarowy oddech Gajki, pomyślałam ze wzruszeniem, że właśnie spełniło się kolejne moje marzenie. (…)” Ekwador 2015. (Całość migawki kryje się TU)
Gajka miała wtedy 2,5 roku. Historia o Luboludzie i małej Basieńce tak wryła się w jej pamięc, że co jakiś czas powracała do niej we wspomnieniach, a ja coraz bardziej żałowałam, że wysłałam Luboluda do domu. A wysłałam, bo książka nie nadawała się do plecaka wagabundy. Była pieknie wydana – na kredowogranatowym papierze, z twardymi okładkami, ilustrowana niepokojącą kreską Dariusza Milińskiego – ale przy tym niestety była i dość ciężka – w sam raz na domową półkę, ale nie na plecy mamy..
– Napisz do Agaty – mówiła Asia, gdy wspomniałam jej o tym – to świetna babka, moja koleżanka, może ma pdfa?
Ale jakoś tak wstydziłam się napisać po prostu do owej Agaty, autorki książki, w której głowie urodziła się taka piękna i mądra opowieść.
Ale Gajka tęskniła za Luboludem – a im była większa – tym badziej..
Któregoś dnia się przemogłam. Napisałam.
Agata odpisała.
I tak, któregoś dnia dostałyśmy od niej Luboluda w pdf’ie – piękny prezent, bardzo wyczekiwany i z ogromną radością przyjęty.
Tamtego wieczoru wraz z Gają oglądałyśmy najpierw ilustracje.
– Mama! Lubolud tu tańczy!.. Mama, patrz! Lubolud z Basieńką! Mamo, patrz! Dwa inne wielkoludy!
Ilustracje przykuwały wzrok malucha, ale czytać książki już Gaja nie chciała..
Dopiero po dłuższej chwili odkryłam dlaczego.
Bała się pchełka moja. Lubolud to opowieść z mrocznego świata, a Śmiertelny Labirynt, Trupyaki i wojsko okrutnego Margola jeszcze w Ekwadorze zapisało się lękiem w jej malym, wówczas 2,5 letnim serduszku.
Oswajała się Gajka z naszą staro-nową książka ponad miesiąc, zdążyłyśmy wyjechać już z Tajlandii, wjechałyśmy w Laos..
W końcu tu, w Nola Guesthouse, zaszyta w naszej bambusowej chatce zaczęłam czytać ją sama.
– Mamo, czytaj głośno!..
– Nieeee.. Nie chcę, żebyś się bała..
– Ale czytaj!.. A Ty się boisz? – zainteresowała się Gaja .
– Tak, czasami. Ale wiesz – możemy pominąć te straszne fragmenty. Jak będziesz czuła, że się zaczynasz bac, to mi powiedz, a ja przeskoczę ten moment i będę czytac tam, gdzie już nie będzie strasznie. Może być?
Mała wahała się przez moment, a potem wolno kiwnęła głową.
I tak zaczęłyśmy znów razem czytać historię o Luboludzie. Książka po raz kolejny wciągnęła niemożebnie i Dużą, i Małą, więc gdy tylko Gaj przebudził się tak na dobre, złapał mnie za nogę i zaspanym głosem poprosił o kolejny rozdział, odłozyłam komputer i wsunąwszy się głębiej w śpiwór, przeniosłam nas obie do Mrocznego Świata, gdzie już na nas czekali nasi ulubieni bohaterowie..
***
Zapraszam, zajrzyjcie do pierwszego naszego wpisu o Luboludzie, nakreślonego jeszcze w podniebnym domku Asi w ekwadorskim Quito.
A gdybyście chcieli poczytać Luboluda swoim pociechom, zapraszam Was także do kontaktu z autorką, Agatą Szmigrodzką, wówczas na Waszych półkach stanie jedyny i niepowtarzalny egzemplarz ” Lubolud czyli opowieść o końcu Mrocznego Świata ” z autografem.
Prawda Agatko?..
[…] Więcej o „Luboludzie”, ulubionej książce Gajki możecie poczytać tutaj i tutaj.. […]
Świetnie piszesz, przeczytałam z ogromną przyjemnością! Czytanie książek dzieciom jest wspaniałe i ma ogromny wpływ na ich rozwój. Nawet jeśli jedną historię czyta się 100 razy, bo jest to ukochana bajka dziecka.
Myślę że sposobała by się mojej córce
Pozycja jest dla mnie nowa. Uzupełniam jednak biblioteczkę. Bałabym się rzeczywiście reakcji dzieci na jej treść ale rozświetliłaś mi sprawę wieku adresata tej książki. Dzięki!
Myślę Milena, że to książka na wczesną podstawówkę 🙂 Gajce czytałam ja poraz pierwszy jak miała niecałe 3 latka, przeskakując zresztą to i owo, bo to grubo za wcześnie było 😉
Kto by pomyślał , że książka może wywrzeć takie mocne wrażenie na dziecku…
Może. Film może. Wydarzenia może. Wszystko może.
Nie znam tej książki, ale fajnie że mała później znowu się nie bała, no i że Ty jednak pojechałaś dalej 😀
To prawda.. Gdy czytalysmy ją po raz drugi w Laosie, Gaj już się nie bał..
Być może, choć zachęcam spróbować, bo wiele w niej o wytrwałości, odpowiedzialności, wierze i miłości. 😉
Kupiłam już Luboluda dzięki Tobie ❤
Ach, niech Was zabiera do pięknej krainy, gdzie mieszka Tęczowy Zajączek.. <3
Jasne!!!
Hahaha, To ja zamawiam autograf na naszym Luboludzie, który juz w Polsce.. On taki juz zniszczony przez kilometry tachania w plecaku, przesiakniety nie tylko swoja, ale i nasza historia.. Piekna pamiątka będzie.. <3