Home / AZJA / Filipiny / Bilety na ukrzyżowanie. Wielki Piątek na Filipinach.

Bilety na ukrzyżowanie. Wielki Piątek na Filipinach.

Poprzednią cześć tekstu znajdziesz we wpisie: Krwawe Misterium Wielkanocne czyli jak złapać HIV-a na Filipinach.

 

Procesja faktycznie się spóźniała. Było już sporo po dwunastej, hostka była coraz bardziej zaniepokojona.

– Co jest grane? – mówiła – Nie powinni się spóźnić, zawsze raczej trzymali sie czasu. Może coś się wydarzyło? Może coś z Rubenem?

Ruben Enaje był cieślą mieszkąjącym parę ulic dalej, który od wielu lat odgrywał rolę Chrystusa. Nie był najmłodszym już człowiekiem, dobiegał sześćdzięsiątki, a w tym roku miał – wzorem Chrystusa – zostać ukrzyżowany po raz trzydziesty trzeci.

 

flagellant magdarame pampanga

Czekając na Mękę Pańską. San Pedro Cutud, Pampanga.

 

Tłum jednak stał cierpliwie, gwarząc sobie i spoglądając wyczekująco w kierunku, skąd miał nadejść orszak. Flagelanci spokojnie się biczowali, przygotowując grzbiet pod nacięcia, część już z rozkrwawionymi plecami ustawiała się w kołysany miarowym plask – plask rząd. Upał lał się z nieba zmuszając nas do wciskania się jeszcze głębiej w cień. Z niepokojem myślałam o całym widowisku, o stanie biczowników idących w przeraźliwym słońcu, aż wreszcie o stanie samego Rubena, który miał iść ulicami San Pedro Cutud odgrywając swoją rolę, a do tego targać jeszcze 50 kilogramowy, wrzynający się w ramię krzyż.

 

 

Nagle hostka gdzieś zniknęła. Rozglądnęłam się uważnie. Po ulicy przesuwali się obwoźni handlarze. Po mojej stronie pchał swój straganik sprzedawca dmuchanych zabawek, po drugiej stronie szedł sprzedawca orzeszków ziemnych, a z drugiej strony uliczki, pchając ciężki wózek, toczył się sprzedawca wody kokosowej. Szczególnie tegoż ostatniego otoczył tłum ludzi. Powietrze było tak rozgrzane, że nawet stojąc w cieniu czułam jak pot strużkami spływa mi po twarzy. Co rusz sięgałam po butelkę, ze zdumieniem obserwując przybliżające się dno. Zimna woda kokosowa, naturalny elektrolit, w tych warunkach była błogosławieństwiem.

 

flagellant magdarame pampanga

Męka Pańska to okazja do niezłego zarobku, dokładnie tak, jak za Rzymian bywało.

 

Hostka jak nagle zniknęła, tak się nagle pojawiła.

– Asia! Mamy bilety na ukrzyżowanie!!! Do sektora VIP!!! – krzyczała z daleka wyraźnie podekscytowana – O rany!!! Nigdy nie widziałam ukrzyżowania z tak bliska!!!

Moje poczucie surrealizmu rosło. Już wcześniej czułam się przedziwnie z myślą, że jadę na ukrzyżowanie. No sami pomyślcie! Albo powiedzcie sobie głośno: „Idę na ukrzyżowanie.” Poziom abstrakcji owego twierdzenia był tak duży, że w mojej głowie pojawiał się napis: „error”. Nie byłam w stanie obrobić tej wizji emocjonalnie, im więcej o tym myślałam, tym bardziej czułam się, jakbym była na planie „Żywotu Briana”.  A teraz jeszcze te bilety!

– No.. – powiedziałam z wahaniem – Też się cieszę.. Jak Ci się udało to zdobyć?.. 

– Ach, skomplikowana sprawa! – wykrzyknęła kraśniejąc z dumy – Znajomi z barangaya pomogli, no i się udało! Dobrze jest mieć znajomych, prawda?

 

ticket for crucifixion san pedro cutud

Bilety na ukrzyżowanie. Poziom absurdu advance.

 

Pokiwałam głową. Oczywiście, że dobrze jest mieć znajomych – ludzi na których można liczyć w przyziemnych i w poważnych, jak kłopoty zdrowotne, problemy finansowe czy zawieruchy emocjonalne, sprawach. Dobrzy, sprawdzeni znajomi to skarb jeden z największych, jaki można mieć na tej ziemi.

Tymczasem zaczął się ruch. W kilku miejscach nacinano szybko plecy, kolejni biczownicy ustawiali się w karnych szeregach, by potem, kołysząc się rytmicznie odchodzić w dal. 

Nagle uderzyła muzyka!

– Asia! Co robimy??? – zapytała hostka – Oglądamy Drogę Krzyżową, czy lecimy zająć sobie miejsce na ukrzyżowaniu?

– Zająć miejsce na ukrzyżowanie? – pomyślałam trochę rozśmieszona, trochę zniesmaczona, a trochę taka.. oszołomiona niedorzecznością propozycji. To był surrealizm, stopień zaawansowany. – Wiesz, Lady Ann.. Wolałabym zobaczyć trochę tej Drogi. Przyglądnąć się ludziom, temu co się dzieje. A może zobaczymy kilka stacji, a potem wyprzedzimy kolumne i polecimy na to ukrzyżowanie? Co Ty na to? – przez moment czułam się jakbym wiodła dialog w antycznym Rzymie.

– Dobra! Tak zrobimy! – wrzasnęła hostka. Muzyka z gatunku tych podniosłych była już naprawdę głośna.

Naglę dobiegło nas rżenie i za zakrętu wyjechała rzymska dwukółka, zaprzężona w kasztanowego konia. W środku siedziało dwóch legionistów i ubrany po cywilnemu koleś. Tuż obok toczyła się waląca decybelami miniciężarówka.

 

way of cross san fernando

Zaczęło się! San Pedro de Cutud, Pampanga.

 

Orszak przesunął się do przodu, tłum naparł. Widziałam już tylko okazałe hełmy kolejnych legionistów i dotarło do mnie, że oprócz fonii, to nic nie zobaczę. Gęsty tłum odgradzał mnie od Chrystusa, którego miejce znaczyło tylko sterczące w górę ramię krzyża.

Muzyka uciszyła się.

Z megafonów popłynęły tagalskie słowa.

Scena trwała może z pięć minut, po czym muzyka huknęła, tłum się poderwał i gęstą masą pociągnął dalej.

 

 

To nie miało sensu.

– Lady Ann?..  Chyba nic z tej Drogi Krzyżowej nie zobaczymy.. – stwierdziłam. – Spróbujmy ich wyprzedzić, no i chodźmy faktycznie na to ukrzyżowanie.

Hostka pokiwała głową.

Zaczęłyśmy przepychać się przez tłum, ale nie było to łatwe. Nagle masa stanęła, muzyka ucichła. Byłyśmy przy kolejnej stacji.

– Lady Ann!.. Pchaj się!.. Bokiem!.. – krzyknęłam – Teraaaaz!..

Razem z nami pchała się gęsiego całkiem niezła grupka ludzi. Szpalerem więc, przeskakując co rusz nad kanałem odprowadzającym ścieki, zgjęci w pół, przeciskaliśmy się na drugą stronę dzikiego tłumu, tarasującego kompletnie ulicę. Ludzie byli wszędzie – w oknach, na dachach, na balkonach, wisieli na ogrodzeniach albo wspinali się na okoliczne drzewa.

Gdy przedostałyśmy się na drugą stronę, byłam kompletnie mokra.

– Udało się – śpiewała Lady Ann – Udało sie, trala lala, trala lala!..

No udało się. Byłysmy przed wozem i muzyką, tłum był, ale już nie taki gęsty. Ludzie machali do nas, do siebie, wszędzie wędrowali sprzedawcy z przekąskami, czuć było atmosferę happeningu. 

 

magadarmes san pedro cutud

Dogoniłyśmy orszak biczowników. San Pedro Cutud.

 

Pomału doganialiśmy orszak biczowników. Co jakiś czas któryś kładł się na ziemi, a wówczas ktoś z okolicznych mieszkańców smagał go biczem po plecach.  Chwile modlitwy przeplatane były zmianą pozycji, tak by płynęła ona na cztery strony świata. Wiedziałam już, że robią tak przed kaplicą, przed stacją Drogi Krzyżowej albo przed domem swoim lub swoich bliskich.

 

magadarme san pedro cutud

Flagelanci podczas Drogi Krzyżowej, San Pedro Cutud. 

 

Co jakiś czas stał też berdugo, który płaską szczotką nabitą żyletkami poprawiał co mniej krwawiące plecy.

Żachnęłam się, tym razem głośno.

– Lady Ann, czy oni nie zdają sobie sprawy z zagrożenia?!

– Z jakiego zagrożenia?

– No, że przez tą szczotkę, panabad, zarażają się HIVem??? I HCV ??? I innym syfem???

– No chyba nie.. – padła odpowiedź i jakoś odniosłam dziwne wrażenie, że Lady Ann nie do końca wie, o czym mówię.

Zła na głupotę ludzką, a raczej na elementarny brak wiedzy, który determinował tutejsze zachowania szłam dalej, zastanowiając się, co z tym fantem zrobić. Niewiele mogłam, bo nawet jeśli powiedziałabym któremuś z berdugo, co on przy okazji czyni, to – o ile zda sobie sprawę z niebezpieczeństwa – i tak przejdzie nad nowiną do porządku dziennego. 

– Najlepiej by było, gdyby zagraniczne media zrobiły z tego aferę! – rozmarzyłam się – By nie fiksowały nad dziwnymi zwyczajami, przywleczonymi z Europy, tylko napisały, jak pięknie Filipińczycy częstują sie adidasem!

 

 

Tymczasem tłum na drodze znowu zgęstniał.

Dochodziłyśmy do Golgoty.

 golgota, san pedro cutud, pampanga

Dochodziłyśmy do Golgoty. San Pedro Cutud, Pampanga


Ciąg dalszy znajdziecie w tekście pt. „Ukrzyżowanie człowieka. Wielki Piątek czyli krwawy rytuał na Filipinach.”

 

0 0 vote
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

6 komentarzy
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments
Magdalena
Magdalena
4 lat temu

Przeczytałam, idę czytać dalej…Szok… ta „wymiana” krwi mnie także szokuje. Dziękuję,że wkładasz tyle siły w zdjęcia, filmiki a potem złożenie tego w całość. Pisałam bloga, wiem ile siły i czasu na to trzeba mieć. Ściskam serdecznie Ciebie i Gajkę. Jestem z Wami.

Karina
Karina
4 lat temu

Dobry tekst. Czekam na kolejne relacje

Marcin
Marcin
4 lat temu

Całe to zjawisko powinni wpisać na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO. Pokazuje jak bardzo różnimy się od ludzi sprzed 2 tys. lat.
Wystarczy tylko zebrać telefony i rozdać odzież z epoki. Tylko biedni teraz maja gorzej bo Rzymianie chyba biletów nie sprzedawali.

Nie piszę tego z jakąś złośliwością, bo złoszczenie się na prawdę nie ma sensu. Tacy są ludzie i ja też na pewno taki jestem.
Gdybym tam był szedłbym w skupieniu albo w rozbawieniu. Może sam, a może w grupce znajomych. Może starał bym się uwiecznić, że tam byłem, a może chciałbym zdobyć parę pieniążków na kolejny dzień.
Pewno i teraz i 2 tys. lat temu z tłumu bym się nie wyróżniał- znalazł bym się wśród podobnych.
Rzymianie nie sprzątali i tłumów nie ochraniali, więc i wpływy z biletów potrzebne nie były.
A tak jeszcze co do ukrzyżowania dzisiejszego, to ponoć tamto ukrzyżowanie 2 tyś. lat temu też było dobrowolne.
PS Bardzo twarzowa czapka 🙂

Renia
Renia
4 lat temu

Przeczytałam….nie umiem skomentować…. Tak jak każda Twoja opowieść i ta wciąga, przenosi w tamto miejsce, ale ją chyba nie chcę tam być. Będę niecierpliwie czekać na kolejną część, bo bardzo chciałabym poznać głównego bohatera tych uroczystości.

x

Check Also

Asia i Gaja jako palmy

Rozterki czyli kulisy podróżowania

Ile we mnie lęku, ile niepokoju… Wydaje mi sie, ze ciagle jestem spóźniona, ciągle nie ...