Home / AZJA / Filipiny / Wieści z mangiańskiej wioski

Wieści z mangiańskiej wioski

Kochani, postanowiłam zebrać w postaci wpisu ostatnie wieści z mangiańskiej wioski.

Zapewne wiecie, że ten rok nie skończył się dla Mangian dobrze.

7 stycznia pisałam do Was tak:

„Słuchajcie, jest sprawa. Jak wiecie, a może nie wiecie, w krótkim odstępie czasu przez Filipiny, a dokładniej mówiąc także przez wioskę Mangian przeszły dwa ciężkie tajfuny. Oko drugiego, tego w Boże Narodzenie w zasadzie minęło wioskę o przysłowiowy rzut beretem, a sam tajfun zrujnowal okolice, wyrywajac drzewa i obracając bambusowe chatki w pył.

Dobra nowina jest taka, że wszyscy żyją, zła natomiast – że wcale nie mają się dobrze.

Otóż Mangianie nie mają co jeść.

Jestem z Ate w ciągłym kontakcie. Pola są zniszczone. Zbiorów nie ma i na razie nie będzie. Trzeba znów zaorac, zasiać I czekać. W dżungli jedzenia mało. Wiatr pozrywal liście z drzew, pourywal owoce, nie ma mango, bananów, kokosów, jackfrutów. Zanim urosną nowe, zanim dżungla się odnowi, znów upłynie czas.

Owszem, jedzenie jest, bo to XXI wiek i w sklepach półki są pełne. Tyle że Mangianie kasy nie mają, by to jedzenie na nizinach kupić. Więc są głodni. Ate pisze wprost, że nie jest Staruszkom w stanie pomagac, mówi, że oni sami jedzą raz, max 2 razy dziennie. Mieszkałam z nimi 6 tygodni, więc mogę sobie wyobrazic, co jedzą. Ryż, kochani, z sosem sojowym głównie. I korzenie manioku. Jedzą rzeczy, który nikt z Was, żyjących w Polsce nie zaszczyciłby nawet spojrzeniem.

Ate poporosila o pomoc. A skoro Ate prosi, to jest już nieciekawie, więc i ja proszę. Czuję na sobie ogromną odpowiedzialność, bo ja nie mam doświadczeń ze zbiorkami, mam marny internet i generalnie boję się nieswoich pieniędzy. Na szczęście nie trzeba ich dużo.

O ile poprawnie policzyłam, dla Staruszków i ich adoptowanych dzieci potrzeba miesięcznie na ryż 200 PLN. Dorzucmy do tego 200 na ich ulubiona kawę rozpuszczalną, coś do ryzu i bułkę (prostą drożdżówkę) dla dzieci do szkoły. To mamy 400 na Mc, czyli 800 PLN na 2 Mc.

Przynajmniej drugie tyle potrzebuje rodzina Ate. Ate Eping pracuje, więc jedna skromna, nauczycielska pensja jest, niemniej jednak nie jest im teraz łatwo. 400 PLN w. Miesiącu na bank by im pomogło. Czyli kolejne 800 PLN na 2 Mc.

Czyli potrzebne jest w sumie 1600 PLN by pomóc rodzinie Ate i Staruszków przetrwać kolejne 2 Mc.”

 

po huraganie

Świat bez liści. (fot. Ate Eping)

 

Kochani dziękuję Wam i dziękować będę po wsze czasy, że tak szybko udało się zebrać potrzebną kwotę. 11 stycznia pisałam z radością tak:

„Stał się cud! W przeciągu 2 dni uskładaliśmy 2464 zł, czyli kwotę pokrywającą 3 miesiące żywienia Staruszków i adoptowanych przez nich dziećmi plus wsparcie dla wielodzietnej rodziny Ate Eping!

Nie umiem znaleść slow, by wyrazić swą wdzięczność! Przecież to członkowie plemienia żyjącego hen, w górach Mindoro, daleko od Polski, w egzotycznym państwie wyspiarskim, zwanym Filipiny, o których nawet własni krajanie wyrażają się z pogardą..

A Wy jednak dostrzegliście w nich ludzi, z ich ludzką złożonością, historią życia, z ich zwykłymi radościami, cierpieniem i ruszyliscie z pomocą!

Dziękuję Wam!

 

Baye Unip i adoptowana przez nią Mira na zupie u Ate.

Baye Unip i adoptowana przez nią Mikay na zupie u Ate. (fot. Ate Eping)

 

Staruszkowie i ich dzieci nie będą w najbliższym czasie głodne (a potem będziemy patrzeć, jak wygląda sytuacja), będą mogli 3 razy dziennie zjeść ryz, będą mieć ulubioną, rozpuszczalną kawę 3w1, a dzieciaki zabiorą że sobą słodką bułkę do szkoły (drodzy hejterzy, innych bułek u Mangian nie ma). Ate Eping natomiast z naszą pomocą będzie lżej, bo choć sama pracuje, to ma obecnie 10 dzieci na utrzymaniu, z czego większość nastolatków, które jedzą jak smoki.

Myślę, że wyślę pieniądze w trzech transzach – pierwsza już z Kasią za parę dni (@kasia putyshyna, dziękuję, że na wakacjach chce Ci się zajmować pomaganiem innym), a do następnych transz będę szukała osób, które wybierają na Filipiny..”

 

Ate, Bapa Tunaw i Baye Ingan ze swoją adoptowaną cóeczką - Ponpon.

Ate, Bapa Tunaw i Baye Ingan ze swoją adoptowaną córeczką – Ponpon. (fot. Ate Eping)

 

Tak też się stało. Kasia przelała pierwszą transzę, Ate odebrała pieniądze i od razu z mężem kupili jedzenie dla Staruszków, ich przybranych dzieci i swojej licznej rodziny. Widmo głodu odeszło w dal.

Dwa tygodnie później wybuchł wulkan Taal. Z wioski do wulkanu jest jakieś 150 km w linii prostej. Bogom dziękować, że wiało w innym kierunku i ani dym, ani pyły nie dotarły w ich góry.

Nie był to jeszcze koniec nieszczęść. Trzy tygodnie później, 30 stycznia wykryto pierwszy przypadek Covidu 19. Początkowo rząd nie reagował, a potem – tak jak i we wszystkich innych krajach zamknął ludzi w domach na dwa długie miesiące.

A zamknięcie w domach dla Mangian oznaczało jedno – głód. Trwał lockdown, na jedynej drodze prowadzącej do mangiańskiej wioski ustawiono posterunek policji, na niziny mógła zejść tylko jedna osoba i to jeszcze z pisemnym pozwoleniem kapitana wioski. Po co? Wyłącznie po to, by kupić jedzenie. 

Ale jedzenia zaczynało brakować wszędzie. Wszelki transport między wyspami stanął, a ludzie jeść chcieli. Mało który sklepik był otwarty, a jak już był – jego niewielki asortyment kurczył się w zawrotnym tempie. Jedyną radą było kupić jak najwięcej się dało i to najszybciej jak się dało – czyli wyłożyć mamonę, którą teraz nawet nie było jak zarobić.

 

Renee boy niesie wodę do domu Staruszków.

Reneeboy niesie wodę do domu Staruszków.(fot. Ate Eping)

Kochani, końcem marca, za jednym zamachem udało się wysłać im dwie transze razem. Ale nim sie to wydarzyło, przez prawie tydzień stawałam na uszach, by odnaleźć kogoś godnego zaufania, komu mogłabym wysłać 1660 PLN i mieć pewność, że nie zatrzyma sobie tej mamony w kieszeni. To nie było łatwe. Moi Filipińczycy są uczciwi, ale nierychliwi. Obiecują, a nie dotrzymują. Chcą dobrze, ale zawalają, a potem długo nie odbierają telefonów, nie chcąc stawić czoła trudnej rozmowie. Szukałam więc Polaków, ale spotkawszy się z odmowami, straciłam nadzieję. A na konto Ate Eping wysłać bezpośrednio nie mogłam, bo wszystkie banki zamknięte na cztery spusty, a Ate karty do bankomatu nie posiada. No i zonk.

Na szczęście, po wielu wygibasach udało mi się złapać człowieka, któremu mogłam zaufać. Ale znów przelewy szły i szły w tych pandemicznych czasach. Gdy wreszcie Ate odebrała gotówkę u lokalnego agenta, płakała z radości. Mówiła, że od razu kupili jedzenia na dwa tygodnie i musieli wybłagać specjalne pozwolenie od kapitana wioski, by zjechać kilka razy na dół i wwieźć wszystko do góry. Wtedy też po raz pierwszy od długiego czasu się najedli.

 

Bapa Tunaw przesypuje sobie ryż od Ate. Do tego wszystko co jest na tacy, wędruje do niego.

Bapa Tunaw przesypuje sobie ryż od Ate. Do tego wszystko co jest na tacy, wędruje do niego. (fot. Ate Eping)

 

Różne wieści z wioski płynęły, różne były tam nastroje. Ate czasem drżała z niepokoju, a czasem się pytała, czy to z tym Covidem to rzeczywiście prawda. 

Ja nie miałam złudzeń. Gdyby Covid zawitał do wioski, sytuacja stała by się tragiczna. No bo jak uprawiać social distancing, gdy się mieszka na 20 metrach kwadratowych z 11 osobową rodziną? Jak myć często ręce, gdy studnia we wiosce wyschła, a za wodę trzeba płacić? A wiecie ile tej wody jest potrzebne, by przez 3 dni tropikalnego lata 11 osób plus staruszkowie mogli pić, gotować i dać jeszcze zwierzętom? Mycie rąk? Zapomnijcie. Woda jest luksusem i trzeba ją oszczędzać. I modlić się, by beczkowóz dojechał.

Do tego wszytkiego do wioski dotarła ospa wietrzna. W każdym domu był ktoś chory – głównie oczywiście dzieciaki i podrostki. Myślicie, że ktoś ich leczył? Jeśli tak myślicie, to wyprowadzę Was z błędu. Nikt.

U Ate zachorowali chłopcy. Na szczęście choroba obeszła się z nimi łaskawie, ale nie wszyscy mieli to szczęście.

 

Córki Ate Eping przyozdabiają utkane przez mamę materiały.

Córki Ate Eping haftują utkane przez mamę materiały. (fot. Ate Eping)

 

Póki co Covidu we wiosce nie ma i niech tak zostanie. Obostrzenia są pomału luzowane, dostawy jedzenia powróciły. Jest luźniej, jest lepiej, jest radośniej.

W zdaniach Ate Eping pobrzmiewa optymizm łamany wciąż przez strach. Nie są niezależni. Nie są w stanie zarabiać na siebie. Turystów nie ma, festiwale odwołane, nic nie sprzedadzą. Na razie żyją z dnia na dzień. Zasiali w lutym, by mieć swój ryż, o ile znów coś się nie wydarzy – zbiorą we wrześniu. Dżungla się odradza, dojrzewają korzenie, pojawiają sie owoce. Miejmy nadzieję, że limit nieszczęść na tą chwilę się wyczerpał.

Ale oprócz nieszczęść są małe szczęścia. Ładna pogoda. Bielinka – kura, którą dostała Gajusia przetrwała oba tajfuny i już siedzi na kolejnych jajkach. Dwa worki ryżu w sieni. I nowy członek rodziny, maleńka Asia Mayot, która przyszła na świat 8 sycznia 2020 roku – śliczna, zdrowa dziewczynka, pierwsza wnuczka Ate Eping i Kuya Rene.

I tak, nie pomyliliście się, ma na imię Asia. Nie Joanna, ale właśnie Asia, tak jak pewna polska podróżniczka, której choć już fizycznie nie ma we wiosce, to jednak wciąż jest tam obecna – w pamięci, w sercach i w rodzinnych opowieściach.

 

Asia u babci na kolanach.

Maleńka Asia na kolanach u babci.

 

Historie o tym, jak trafiłyśmy do mangiańskiej wioski odnajdziecie w zakładce Flipiny. Tam też poczytać możecie opowieści o naszym codziennym życiu z Mangyanami, plemieniem zamieszkującym wyspę Mindoro, które – zamieszkując górzysty interior – prowadzi niezmieniony od dziesiątków lat tryb życia. To niezwykłe, choć pogardzane przez naród plemię, które rozwinęło własny jezyk, pismo, literaturę, a także wierzenia, które już obecnie oczywiście wymieszały się z wszechobecnym katolicyzmem.

Historia o seniorach zaczyna się wpisem pt. „Mangiańscy Staruszkowie”.

 

0 0 vote
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

1 Komentarz
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments
Katarzyna
Katarzyna
4 lat temu

Dzięki Asieñko za wieści o tych kochanych dobrych ludziach i małej Asieñce… Tak myślałam o nich, jak przetrwali, że musi być im bardzo ciężko, to dobrze że przetrwali.

x

Check Also

targ w Gloria

Letnie smakołyki

Letnie smakołyki. Gaja czyta polecenie: – Któ-ó-órych sma-ko-ły-ków zamieeeeerzasz spróbować latem? Latem? Jakim latem?! Chyba ...