Home / Inspiracje / Kasia i Anika

Kasia i Anika

Gdy Asia zaprosiła mnie do opisania naszej historii, zastanawiałam się, czy podołam temu zadaniu. Nasza podróż rozpoczęła się całkiem niedawno, ale korzenie decyzji o wyjeździe sięgają dalekiej przeszłości. “Gdzie zacząć?”, pomyślałam. Ta historia wydaje się tak zagmatwana, że zebranie wieloletnich, chaotycznych już myśli w ciąg zdarzeń zdaje się niemal niewykonalne. Każdy samotny rodzic pewnie doskonale rozumie co mam na myśli, bo przecież tyle się wydarzyło w naszym życiu. Dni zlewają się w tygodnie, tygodnie w miesiące i tak minęło 11 lat samotnego macierzyństwa. Nie pamiętam każdej z chwil, bo żyłam w biegu, o prawie wszystko musiałam zadbać sama. Wiem natomiast, że nie żałuję ani jednego dnia i że wszystko, co nas spotkało, miało nas zaprowadzić tu, gdzie jesteśmy dziś.

A gdzie właściwie jesteśmy?..

Pisząc do Was te słowa, siedzę na skalistym brzegu morza i patrzę na zachodzące słońce, popijając chorwackie wino z pobliskiej winnicy. Anika po pas w wodzie, z głową zanurzoną w poszukiwaniu muszli oddaje się ostatniej dziś kąpieli, a Nacho szczęśliwy, że nie dosięgają go już żadne promienie słońca, leży w cieniu drzew oliwkowych i czeka na ostatni, wieczorny spacer.

Brzmi jak bajka, prawda?

Nie zawsze tak jednak było…

dziewczyna, pies i van czyli vanlife

Nasze vanlife

Cofnijmy się o dekadę

13 lat temu rzuciłam studia w Warszawie i za porywem serca wyjechałam do Berlina. Nie planowałam rodziny, byłam bardzo młoda i prowadziłam szalone, beztroskie życie. Podróże zawsze były jego nieodłączną częścią. Zanim na świat przyszła Anika odwiedziłam już 4 kontynenty, a apetyt rósł w miarę jedzenia. Realizowałam też inne marzenia. Otworzyłam w Berlinie swoją własną szkołę tańca i czułam, że świat należy do mnie. Gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, byłam zachwycona i przerażona jednocześnie. Zaświtała we mnie myśl, że to już koniec zwiedzania świata. Nie mogąc się z nią pogodzić, z brzuchem, wyruszyłam w jeszcze dwie podróże, w tym jedną samotną. “Po raz ostatni” – słyszałam w głowie.

Lęk

Przez całe 9 miesięcy towarzyszył mi lęk, bo już wtedy wiedziałam, że ojciec mojego dziecka nie będzie moim życiowym partnerem i że nie mogę liczyć na jego pomoc. Gdy Anika miała 1,5 roku, znalazłyśmy się przez niego na ulicy. Dosłownie. Tego dnia byłam pewna, że to już zawsze będzie duet. Anika i ja. W głębi duszy poczułam ulgę, bo to był człowiek z całkiem innej bajki, prawdziwy, czarny charakter. Wierzyłam jednak, że Anika powinna mieć szansę, żeby budować z nim relację, dlatego nie wyjechałyśmy z Berlina.

Życie w Berlinie

Nie przestałam pracować nad swoim projektem, córka towarzyszyła mi każdego dnia pracy. Brała udział w moich lekcjach tańca, “pomagała” w pracy biurowej i od rana do późnego wieczora byłyśmy nierozłączne. Do dziś nie mogę uwierzyć jakie szczęście mnie spotkało, że moje dziecko zawsze należało do tych “bezproblemowych”. Właściwie nie płakała, nie walczyła desperacko o moją uwagę. Sceny histerii w supermarkecie? To nie u nas. Przez kolejne lata budowałyśmy razem nie tylko szkołę tańca, ale też naszą wspaniałą relację.

Kasia i Anika w Berlinie

Kasia i Anika w Berlinie

Pewnego dnia otrzymałam wiadomość od właściciela nieruchomości, którą wynajmowałam pod swoje studio, że nasza umowa zostanie rozwiązana. Wszystko, co budowałam mozolnie przez lata, nagle miało przestać istnieć. To była druzgocąca wiadomość, ale od razu zadałam sobie pytanie “Co dalej?”. Wiedziałam już, że nie chcę wiązać przyszłości z tym miastem, które kochałam, ale które jednocześnie było mi obce. Musiałam znaleźć sposób, żeby poczuć się wolna, żeby móc bywać bliżej rodziny. Wtedy nie myślałam jeszcze o powrocie do podróżowania, bo jako całkiem świeża mama żyłam w stereotypowym przekonaniu, że macierzyństwo oznacza koniec podróży. Przynajmniej takich z prawdziwego zdarzenia, bo krótkie wyjazdy miałyśmy już za sobą. Gdy Anika miała 6 miesięcy, odważyłam się polecieć z nią do Peru na kilkutygodniowy wypad, jednak to były tylko krótkie wakacje. Ja nadal marzyłam o podróżach w nieznane, takich spontanicznych i pełnych przygód, ale na takie wtedy JESZCZE nie byłam gotowa.

Programuj dziewczyno!

Skręciłam w swojej karierze o sto osiemdziesiąt stopni i postawiłam na swobodę, jakiej wtedy potrzebowałam. Zaryzykowałam, i zapisałam się na kurs programowania. Już następnego dnia pobiegłam do sklepu, za ostatnie oszczędności kupiłam malutkiego netbooka i przez 8 miesięcy, w domu, w kawiarni, na kocu lub na ławce w parku, podążając wszędzie za swoim maluchem, uczyłam się języka nowych technologii.

Gdy pewnego dnia mój były partner oznajmił, że planuje podróż dookoła świata, poczułam, że to nasza szansa na wyjazd z Berlina. Skoro postanowił wyjechać i zrezygnować z kontaktów z córką, to i my mogłyśmy opuścić Berlin bez wyrzutów sumienia. Wszyscy spakowaliśmy swoje dotychczasowe życie i ruszyliśmy w przeciwne strony. Nie był to niestety koniec perypetii związanych z człowiekiem, który do perfekcji opanował tę niewdzięczną sztukę doprowadzania córki do łez. Gdy ułożyłyśmy sobie życie na nowo, blisko mojej rodziny i przyjaciół, a ja stawiałam pierwsze kroki w świecie IT, on zażądał naszego powrotu do Niemiec. Odmówiłam. Wykorzystał więc chwilę mojej nieuwagi i nie licząc się z nikim, zabrał Anikę i wyjechał z Polski. To, co dla jednych brzmi jak scenariusz tragicznego filmu, w jednej chwili stało się naszą rzeczywistością.

Dziewczynka i husky

Przyjaciele

Zniknięcie Aniki 

Nie chcę opowiadać wam o szczegółach tego zdarzenia. Każdy z was może sobie wyobrazić jakie uczucia targają matką, której dziecko w jednej sekundzie znika i znajduje się za granicą, w bliżej nieokreślonym miejscu z człowiekiem, z którym być nie chce. Córkę odnalazłam. Odzyskałam ją po miesiącu ciężkiej i ogromnie stresującej walki w sądach. To zdarzenie odbiło się na nas wszystkich. Na szczęście praca z psychologiem i szybko płynący czas pozwoliły nam wyleczyć rany i zbudować więź jeszcze silniejszą i bardziej dojrzałą niż kiedykolwiek. To, w jaki sposób nauczyłyśmy się ze sobą rozmawiać o tym, co nas spotkało, sprawiło, że stałyśmy się dla siebie prawdziwymi towarzyszkami na drodze życia. Oczywiście nie omijają nas typowe problemy, z jakimi borykają się dorastające dzieci i ich rodzice, ale brniemy przez nie ze świadomością, że skoro poradziłyśmy sobie z czymś tak strasznym, to poradzimy sobie ze wszystkim.       

Nasze trio

Moja praca w IT zaczęła wyglądać tak, jak sobie wyobrażałam. Elastyczne godziny, praca zdalna, zarobki też nie najgorsze. Coraz częściej miałam wrażenie, że stoję wreszcie na własnych nogach, że mogę więcej. Wkrótce z naszego duetu zrobiło się trio. Dołączył do nas Nacho – nasz husky, o którego niezwykłej historii możecie przeczytać tutaj. Wszystko, co słyszeliście o psach tej rasy to prawda. Powiedziałabym wręcz, że husky to coś więcej, niż tylko rasa. To stan umysłu. Husky są niezależne, śpiewają, zjadają kanapy i dostają głupawki, biegając w kółko, niszcząc wszystko na swojej drodze. Przynajmniej tak było na początku, bo gdy Nacho nieco zmężniał, stał się psem idealnym. Grzecznym, wesołym, przyjacielskim, kochającym długie spacery i podróże.

Pewnego dnia spojrzałam na swoje pociechy i dotarło do mnie, że z nimi mogę choćby i na koniec świata. Co mnie powstrzymuje przed zrealizowaniem marzeń o podróżach, które odstawiłam na bok przez wzgląd na macierzyństwo? Przecież trudy życia w podróży z dzieckiem nie mogą być o wiele większe od tych, z jakimi przyszło nam się mierzyć dotychczas. Musiałam jedynie mieć pewność, że Anika też tego chce. Odbyłyśmy wiele rozmów na ten temat. Moja córka okazała się otwartą na świat osóbką, która na mój pomysł, żeby zostawić wszystko, co znamy i wyruszyć w świat odpowiedziała – “super!”. Nie bała się opuścić murów swojej szkoły, zostawić przyjaciół i podjąć wyzwania zdalnej edukacji. Ten mały człowiek nie miał żadnych obaw i zaufał mi całkowicie.

Dziewczyna z husky

Kasia i husky

Vanlife? Czemu nie!

Pomysł na podróże vanem powstał niemal natychmiast. W naszym nietypowym składzie to była jedyna rozsądna forma podróżowania. Sprzedałam prawie wszystko, co miałam, włącznie z naszym starym, ukochanym autem. Z pomocą rodziny i przyjaciół kupiłam busa.

Z początku miałam wielkie ambicje, żeby zbudować go sama. Tygodniami oglądałam filmy na YouTube o tym, jak przerobić busa na kampera. Rzeczywistość jednak nieco mnie przytłoczyła. Pracowałam na pełen etat, zajmowałam się dwójką łobuzów i domem. Zwyczajnie nie miałam czasu ani przestrzeni na takie przedsięwzięcie. Zleciłam pracę profesjonalistom i kilka miesięcy później mogłam już pakować rodzinę do nowego domu.

Wyjechałyśmy bez większego planu. Na początek na 5-6 miesięcy, żeby zobaczyć, czy damy radę i czy to jest to, czego chciałyśmy. Jedyne, czego byłam pewna to, że trzeba będzie zaspokoić dwa kompletnie różne charakterki. Anika to miłośniczka lata i morskich kąpieli, a Nacho, to pies północy, który najchętniej zakopałby się w śniegu. Pojechaliśmy więc najpierw południe, gdzie słońce i morze, potem przez Europę na północ – do krainy zimna. Zdecydowałyśmy, że za jakiś czas wrócimy do Polski i zastanowimy się co dalej. 

Samotna podróż z dzieckiem i psem

Samotna podróż z dzieckiem i psem to nie lada wyzwanie. Dopóki wszystko idzie gładko, to istna bajka, ale bywają i takie dni, że cały świat zwraca się przeciwko nam, chociażby tak jak pewnego lipcowego ranka. Wtedy nagle przestał działać internet. Nie ma sieci – nie ma pracy. Do tego w prognozach ulewy. Nadchodzi wichura, która niszczy nasza markizę. Siedzimy w vanie, frustracja nas wszystkich sięga zenitu. Jakby tego było mało, na spacerze pęka smycz. Wsiadamy do auta, chcemy jechać kawałek dalej, by jakoś wykorzystać kiepską pogodę. Trzeba jeszcze tylko zapłacić za kemping. Karta nie działa! Co teraz? Na szczęście to środek Europy – “Niech Pani zapłaci przelewem” – słyszę w okienku.

Nasz van, nasz dom

Nasz van, nasz dom

Nie lękajcie się

Tym z was, które/którzy boją się podjąć ryzyko i ruszyć w świat, powiem tak: życie, ba, macierzyństwo (tym bardziej to samotne) dobrze nas przygotowuje na wszystkie kryzysowe sytuacje. Problemy w rodzinnym mieście czy problemy w podróży – wszystkie da się jakoś rozwiązać.  Życie w podróży potrafi dać w kość, ale dostarcza ogrom emocji i daje nam i naszym dzieciom taką szkołę życia, jakiej nie doświadczymy siedząc domowych kapciach.

Wiem, że spakowanie życia do tych 6m2 to była dobra decyzja. Codziennie obserwuję, jak Anika otwiera się na ludzi, na obce języki. Wiem, że uczy się wzorców zachowania w trudnych sytuacjach. Obie szybko nauczyłyśmy się nowej rutyny i dbania o tę naszą małą, domową przestrzeń. Wymyślamy co raz to nowe rozrywki, rozwijamy pasje. Anika maluje, ja robię zdjęcia. W końcu realizuję marzenia i chłonę każdy dzień. Niektórzy mogą spytać: skąd na to pieniądze? A no właśnie z tej jednej, życiowej decyzji podjętej w czasach, kiedy o podróżach jeszcze tylko śniłam – z pracy zdalnej. Podróżując, pracuję na pełen etat. Czasem nie jest lekko, ale nawet ciężka praca w takich okolicznościach przyrody, to czysta przyjemność. Anika kontynuuje naukę zdalnie. Widzę, że chwilami jest to dla niej dużym wyzwaniem, ale samokształcenie to kolejna cenna umiejętność, która na pewno przyda jej się w życiu.

Lubimy odkrywać nowe, piękne miejsca

Lubimy odkrywać nowe, piękne miejsca

W nas, kobietach jest siła

Do decyzji o wyjeździe dojrzewałam bardzo długo. Nie wierzyłam, że będę miała odwagę, by przekuć to marzenie w rzeczywistość. Ja? Samotna z dzieckiem? Z psem?! Im więcej przeszkód stawało mi na drodze, tym bardziej wierzyłam, że podróż przyniesie ukojenie, nie stres. Przez długi czas czerpałam inspiracje z blogów takich jak blog Asi. Jej historia bardzo mnie zainspirowała i dodała mi sił, żeby podjąć tę ostateczną decyzję.

Takich wspaniałych i odważnych kobiet jest wiele, wszystkie dodawały mi pewności siebie i jestem wdzięczna za ich opowiedziane historie. Mam nadzieję, że nasza przygoda przekona kogoś podobnego do mnie o tym, że macierzyństwo to nie koniec podróży, a dopiero początek, i to w tym najwspanialszym składzie!

Tak więc, dziewczyny, nabierajcie wiatru w żagle, marzcie, a potem ruszajcie spełniać swoje marzenia!

***

Zajrzyjcie na instagram Kasi: huskies_on_the_road – gdzie możecie kibicować jej, Anice i Nachosowi w kolejnych podróżach. Koniecznie też poczytajcie ich bloga Huskies On The Road, to źródło wielkiej inspiracji dla samotnych rodziców i nie tylko! 

Postaw mi kawę na buycoffee.to

 

Kasia i Anika czyli samotna matka z córką. Rysunek autorstwa Moniki Jonkisz.

Kasia i Anika. Rysunek autorstwa Moniki Jonkisz.

 

0 0 vote
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

1 Komentarz
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments
Ewa
2 lat temu

Piękna historia! Mimo, że znam Kasię i Anikę osobiście nie zdawałam sobie sprawy z tego jak długą i trudną drogę przebyły zanim wsiadły do busa. Trzymam za Was kciuki, dziewczyny! Spełniajcie swoje marzenia i bądźcie szczęśliwe:)

x

Check Also

Mariola i Sofi.

Mariola i Sofii

Dziękuję Asiu za zaproszenie do napisania tego artykułu. Chciałabym, aby był on inspiracją nie tylko ...