Home / AZJA / Filipiny / Mały, ale wariat – czyli wulkan Taal na Filipinach

Mały, ale wariat – czyli wulkan Taal na Filipinach

 

Po dwóch tygodniach depresji tropikalnej, która nas tylko zamknęła w czterech ścianach, a wielu ludzi owych czterech ścian pozbawiła, ogromnie tęskniłyśmy za słońcem. Obiecywana przez meteorologów zmiana miała już przyjść kilka dni temu, tymczasem Luzon wciaż był zalewany wodą i szarpany porwistym wiatrem. Wreszcie, któregoś ranka, podskoczyłam do góry z radości.

Nie padało!

Faktycznie, deszcz zniknął, ale też słońca jeszcze nie było. To tu, to tam, przez warstwę chmur próbowało przebić się błękitne oko nieba i to już wystarczyło, że poczułam przypływ radości jak, nie przymierzając, Noe na Arce. I nawet nie musiałam wysyłać gołębia na zwiady, bo w duchu wiedziałam, że potop już za nami.

Gdy więc kolejnego dnia budzik zadzwonił o zwykłej porze – wyskoczyłam z łóżka z nadzieją i radością. Nie myliłam się. Choć wciąż przez niebo przewalało się sporo chmur, błękit dominował. Łyknęłam więc błyskawicznie kawki, połknęłam bułeczkę szybciutko nabytą w piekarni naszego hosta i poleciałam na punkt widokowy, by choć z daleka zobaczyć sławny, luzoński wulkan Taal.

Wulkan Taal w agencjach turystycznych reklamowany jest jako jeden z najniższych wulkanów świata, co jest prawdą, bo mierzy sobie zaledwie 331 m wysokości. Nie zmienia to faktu, że przy okazji jest także jednym z najbardziej aktywnych i niebezpiecznych wulkanów, który odkąd zaczęto prowadzić kroniki, wybuchł już 33 razy zabierając życie 6 tysiącom ludzi. Pierwsza opisana erupcja miała miejsce w 1572 roku, a ostatnia poważna raptem w 1977. I choć od ostatniej erupcji mineło 41 lat, wulkan wciąż daje znać o sobie niewielkimi wstrząsamy, zmianami temperatury otaczającego go jeziora, zwiększoną emisją gazów czy dość spektakularnymi dźwiękami. 

 

 

Na brzegach jeziora, jak i na samym wulkanie, pomimo wyraźnego zakazu władz, rozrosły się osiedla ludzkie. Nietrudno domyślić się dlaczego i nie chodzi tu o sceniczne doprawdy widoki. Chodzi głównie o urodzajną glebę, zwiększającą szansę na udane zbiory, a także o bogactwa naturalne, wykorzystywane w przemyśle czy w budownictwie. Do tego dochodzi jeszcze obecność słodkowodnego jeziora, na którym założono farmy rybne oraz niewątpliwe dochody z turystów, których na szczyt wulkanu płynie rzeka, a ceny za tą przyjemność rosną z sezonu na sezon.

Co powoduje tak wielką popularność wulkanu Taal? Dreszczyk emocji związany z jego aktywnością? Nie sądzę.

Raczej chodzi o jego dostępność (jednodniowa wycieczka z Manili), przyjazny klimat (temperatury średnio o kilka stopni niższe niż w Manili) oraz sceniczne widoki (np. z Tagatay). Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze nietypowe położenie wulkanu, który wynurza się z 30 kilometrowej kaldery nieaktywnego wulkanu-matki, uformowanej jakieś 5 tysięcy lat przed naszą erą, wypełnionej obecnie wodami jeziora Taal. Do tego jeszcze w kalderze samego wulkanu Taal znajduje się kolejne niewielkie jezioro, na którym jest.. wyspa! Tak więc całość przypomina trochę rosyjskie matrioszki – na  Zachodnim Pacyfiku jest wyspa Luzon, na której leży 30 kilometrowe jezioro Taal (w kalderze wulkanu-matki), z którego – w formie 5 kilometrowej wyspy – wynurza się wulkan Taal, w którym jest kolejne, 2 kilometrowe jezioro, z którego wystercza niewielka, szpiczasta wyspa.

Wszystko to powoduje, że popularność Taal rośnie, a Tagatay się rozbudowuje, z małego miasteczka robiąc się coraz bardziej nastawionym na turystów resortem. Niestety – jak wkurzał się nasz host – zmiany są przeprowadzane zupełnie bez głowy. Zmieniono prawo i nagle zaczęto budować mrówkowce leżące na krawędzi kaldery matki, parki rozrywki oraz zabudowywać punkty widokowe. Postawiono galerie handlowe, hotele, restauracje, ale w tym wszystkim nikt nie zadbał o rozwój infrastruktury drogowej, miejsca parkingowe czy miejsca zielone. Miasto się zagęściło, główne arterie Tagatay stanęły zakorkowane, a ceny żywności i usług poszły do góry, z wolna dorównując tym z Manili. Jak się okazuje, pomio tych inwestycji i obietnic władz miasta, standard życia mieszkańców nie podniósł się zbytnio. Niestety napływający inwestorzy przywieźli większość kadry ze sobą, zatrudniając miejscowych ludzi do prostych, niskoopłacanych prac.

Mając to wszysytko na uwadze, pierwotnie nie planowalam wycieczki na wulkan Taal. Ale gdy po 2 tygodniach deszczów znów wylazło słońce, poczułam taki przypływ energii, że nie mogłam się opanować.

Decyzja była szybka i spontaniczna!

Idziemy na Taal!

Natychmiast!

Ciąg dalszy kryje się TU.

0 0 vote
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

2 komentarzy
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments
trackback

[…] Wulkan leży w bliskiej odległości od Manili (60 km, ale uwaga na korki), więc można na niego wdrapać się w trakcie jednodniowej wycieczki ze stolicy. Jak to zrobić, dowiecie się ze wpisu pt. Trekking na wulkan Taal – ceny, informacje praktyczne, natomiast o tym, dlaczego zdecydowałyśmy się zobaczyć właśnie to miejsce, opowiadamy we wpisie pt. Mały ale wariat, czyli wulkan Taal na Filipinach. […]

trackback

[…] Mały, ale wariat – czyli wulkan Taal na Filipinach […]

x

Check Also

Asia i Gaja jako palmy

Rozterki czyli kulisy podróżowania

Ile we mnie lęku, ile niepokoju… Wydaje mi sie, ze ciagle jestem spóźniona, ciągle nie ...