Uczymy się z Gajenką zegarka.
Wiadomo – umiejętność trudna, ale bardzo nam w praktyce potrzebna, bo nie raz zdarzyło się już, że pokrzykiwałam do malucha:
– Gajaaaa!.. Która godzinaaaa?..
Gaj wówczas patrzył na pierwszy lepszy dostępny zegar i odkrzykiwał:
– Gruba wskazówka na.. y… trzy! A cienka… yyy, między dziewięć i dziesięć!
A że akurat w naszym podręczniku do matematyki istniał adekwatny rozdział, wyciągnęłam jeden z dwóch naszych kultowych zegarków i rozpoczęłam lekcję.

Naukę zegara i poczucia czasu prowadziłam od początku podróży, informując Gajkę np. o dystansie i czasie, który potrzebowałyśmy na jego przebycie. Prosiłam ją też o odczytanie zegara w sposób, w jaki akurat na danym etapie rozwoju potrafiła, po czym podawałam prawidłową informację np. „Tak, faktycznie Gajku – jest godzina trzecia po południu, czyli piętnasta” – oswajając Gajona z prawidłowym nazewnictwem. Także byłam bardzo dokładna, jeśli chodzi o obietnice czasowe. Jeśli umawiałyśmy się na oglądanie bajki przez pół godziny, to po 30 minutach dzwonił budzik, powiadamiając nas o zakończeniu umowy, tym samym wyrabiając w maluchu poczucie, ile to pół godziny faktycznie trwa. Myślę, że właśnie przez takie „lekcje wstępne” nauka zegara wskazówkowego przychodzi Gajce dość łatwo.
Rozrysowałam oś czasu, namalowałam dzień, noc i godziny, wytłumaczyłam to, co i tak intuicyjnie Gaja już czuła oraz przystąpiłam do ćwiczeń.
W ostatnim z nich Gajonek miał opisać swój dzień.
– Ojej! – skomentowałam, zaglądając przez ramię – przecież nie wstajesz o jedenastej!
– Wstaję! Przecież sama mówiłaś!
Fakt. Zdarzało się, że Gaj wstawał o jedenastej, szczególnie gdy w domu hosta panował ruch do późna.
– No dobrze, ustaw godzinę jedenastą na zegarku, a potem narysuj ją na kartce i zapisz poniżej, na zegarku elektronicznym.
Gaj ustawiał więc, rysował i zapisywał, a mama poszła sobie zrobić kawkę.
– Już! – obwieścił Gajon, gdy wróciłam.
Rzuciłam okiem na kartkę i nagle mięciutko zrobiło mi się na sercu.
Na zegarze opisanym „uczy się” widniał napis: CIAŁY CIAS!

Uczymy się cały czas.
Życie to nieustanna nauka. Nie wolno redukować jej tylko do roli szkoły, bo równie ważnych umiejętności nabieramy poza nią.
Tak córeczko, uczymy się cały czas – o sobie, o innych, o świecie.
Cieszę sie ogromnie, że już o tym pamiętasz.
Ciały cias! Właśnie tak! Na co dzień mam pod opieką 18 takich mniejszych ludzi jak Twoja Gaja i potwierdzam: najwięcej uczą się na wycieczkach. Dlatego zorganizowałam ich w tym roku prawie 30 🙂
Łezka w oku…. Dzieci potrafią jednym zdaniem ująć wszystko ❤????
Mi też się zrobiło mięciutko na sercu! Jakie to piękne i uricze<3<3