– Hello!
Czarno-czerwony motor zatrzymuje się tuz przed ławką, na której siedzimy z Gajką. Zeskakuje z niego szczupły facet i jakby nigdy nic zajmuje miejsce obok.
– Co za piękna dziewczynka! – zaczyna zagadywać niezłym, jak na sumaryjskie wioski, angielskim – I jaka śliczna! – jego ręka automatycznie kieruje się do policzka malucha. Maluch robi unik i posyła mu pełne złości spojrzenie. Uśmiecham się w duchu. 3 lata rozmów i ćwiczeń wreszcie zaczynają przynosić efekty. Maluch zaczyna sam bronić się przed niechcianym dotykiem.
– Jaka słodziutka! – szczebiocze facet i jeszcze raz próbuje uszczypnąć policzek Gai, ale ta przewraca oczami i chowa się za moje plecy.
– Dziangan!.. (Nie rób tego!..) – proszę – Ona tego nie lubi. – Dobra robota, Gaja! – dodaję już po polsku.
– Okej, okej – wybucha śmiechem kierowca – Nie ma problemu. Skąd jesteś? – zagaduje mnie, zapalając papierosa.
Koleś wygląda sympatycznie, więc przesiadam się na nawietrzną i odpowiadam. Na szczęście mocny wiatr, który towarzyszy nam od kilku dni odwiewa papierosowy dym daleko od nas.
– O, di Polandia! Robert Lewandowski! – pada magiczne hasło, świadczące o znajomości kraju nad Wisłą. – Robert Lewandowski bagus! (dobry!) I Egy Maulana bagus! Czy wiesz, że w Polsce macie indonezyjskiego piłkarza? W Lechi gra!
– W Legii? – zaciekawiam się – w Legii Warszawa?
Indonezyjczyk skrzywił się szpetnie.
– Chyba nie w Legii. W Lechi. Zresztą, może w Legii. Ja nie wiem, jak to się w Waszym języku mówi. – mężczyzna podsuwa mi komórkę pod nos – O, tutaj go masz!
Patrze na youtube. O rany, Lechia Gdańsk! Faktycznie, jest taki klub, teraz pamiętam. Ale czad!
– Cała Indonezja zna teraz Polskę. I tak Was znamy, bo macie taką samą flagę, tylko odwróconą, ale teraz jego mecze zaczynamy oglądać. Wiesz, Egy gra w klasie B. Na początku grał kiepsko, ale teraz jest coraz lepszy! I gole strzela, chociaż niewielki jest przy Waszych chłopakach! Ale za to dobry! Egy bagus! (Egy dobry, świetny!) – facet uśmiecha się z dumą – Ihar jestem! – dodaje
– Asia. – przedstawiam się krótko – A to jest Gaja. – kiwam głową w kierunku łypiącego zza moich pleców malucha.
– A gdzie Twój mąż? – pada sakramentalne pytanie.
– Mąż? Ależ ja nie mam męża! – mówię wyraźnie i z uśmiechem, obserwując jego reakcję – Jestem samotą matką.
– O rany! – przeraża się koleś – Przepraszam! Na serio Cię przepraszam! Bardzo mi przykro! Przepraszam!
Widzę w jego oczach, że autentycznie jest przerażony odpowiedzią, jakiej nie spodziewał się usłyszeć. No bo przecież ta biała ma dziecko. Więc musi mieć męża. Dziecko bez męża? Sama z dzieckiem w Indonezji? Widać, że nie mieściło mu się to w głowie.
Wybucham śmiechem.
– Nie, nic się nie stało! – mówię – Mi wcale nie jest przykro, że nie mam męża! – mówię, wywołując zdaje się kolejne trzęsienie ziemi w jego światopoglądzie. – Ja wiem, że w Waszej kulturze kobiety muszą mieć mężów, ale w mojej kulturze już tak nie jest. Wiesz, ja nie mam męża i jestem bardzo szczęśliwa. I wiesz co.. Nie chcę go mieć. – podkreślam – Mąż to straszny problem.. – mrugam okiem i oboje wybuchamy śmiechem.
W tej długiej podróży przez świat, kultury i religie nie zawsze przyznaję się do braku drugiej połówki. Robię to tylko w sytuacji, gdy czuję się komfortowo oraz gdy chcę zbić rozmówcę z pantałyku, namieszać w jego światopoglądzie, pokazać, że można inaczej. Gdy nie czuję do rozmówcy sympatii, zbywam go, mówiąc, że mąż nie żyje. Słyszę wtedy krótkie kondolencje i sprawa jest zamknięta na zawsze. Gdy natomiast czuję się w jakiś sposób zagrożona, albo chcę szybko zamknąć rozmowę, mówię, że mąż jest w domu i z głowy.
Różny też jest stosunek kultur i religii do samotnego macierzyństwa. W chrześcijańskiej głównie Ameryce Łacińskiej samotnych matek jest na tony. Jest to zjawisko na tyle powszechne, że w wiekszości żyją sobie one zmagając się z główną bolączką samotnego macierzyństwa – organicznym brakiem pieniędzy. W mojej ocenie bierze się to głównie z braku wykształcenia. Nie mając zawodu ani specjalnych umiejetności, żyjąc w biedzie, dziewczyny łapią najtańsze i najprostsze prace – i mężczyzn, licząć na ich finansową pomoc. Poza zastrzykiem finansowym, posiadanie mężczyzny (sformuowanie celowe) podnosi status kobiety, no bo przecież są więcej warte, skoro jakowyś facet się nimi zainteresował. Z tego punktu już tylko krok do drugiego dziecka i zaczyna się błędne koło..
Na muzułmańskiej w większości Sumatrze jest inaczej. Tu niezamężna dziewczyna, która zachodzi w ciążę, jest wyklęta przez społeczeństwo. No chyba że rodzina zmusi współautora ciąży do ślubu, wówczas sprawa jest załatwiona. Ale jeśli nie, dziewczyna nierzadko musi opuścić wieś i udać się gdzieś, gdzie jej nie znają. W międzyczasie rodzina gwałtownie szuka jej męża, najczęściej wdowca, bo takiż z największym prawdopodobieństwem przystanie na małżeństwo z grzesznicą. Gdy tylko uda się wydać córke za mąż, rodzina oddycha z ulgą. Wszystko wraca na usankcjonowane kulturą tory, choć oczywiście społeczność doskonale wie, co się wydarzyło i nigdy o tym nie zapomni.
Gdy natomiast męża nie uda się znaleść, dziewczynę spotka ostracyzm społeczny. Będą ludzie, którzy na jej widok spluną i przejdą na drugą stronę ulicy. Będą i tacy, co odwrócą wzrok. Niektórzy zerwą kontakty z rodziną, niektórzy zamienią słów kilka, ale już bez zażyłości. Znajdą się osoby, które pomyślą o niej ze współczuciem, ale nic nie zrobią, bojąc się występować wbrew utartym w społeczności zwyczajom. A być może zdarzą się i ludzie, którzy zamiast grzesznika zobaczą przerażoną, zaszczutą dziewczynę i okażą jej wsparcie, takich jednak sytuacji będzie niewiele. No chyba, że dziewczyna pochodzi z dużego miasta, bo w dużych miastach zawsze jest łatwiej, nawet w Polsce, prawda?..
Stąd też przerażone spojrzenie Ihana, któremu przed oczami pewnie stanęły wszystkie te scenariusze. I bogowie wiedzą, jakby się zachował, gdyby obok siedziała muzułmanka. Ale siedziała biała dziewczyna z uśmiechem od ucha do ucha i w dodatku twierdziła, że jest super tak jak jest. Nie wiedział co prawda, jaką drogę przeszła, by móc to powiedzieć tak szczerze i z naturalnie, ale być może to i lepiej, bo mogło by się okazać, że te nasze kultury, choć jedna chrześcijańska, a druga muzułmańska – w kwestii traktowania samotnego macierzyństwa nie są aż tak bardzo od siebie odległe..