Home / Ameryka / Kolumbia / Palenque – ciąg dalszy

Palenque – ciąg dalszy

P6080961

 

Pomimo tego, że mieszkałyśmy tuż przy bramie, okazało się, że od wejścia do Parku Narodowego Palenque do ukrytych w dżungli ruin dzieliło nas dobre kilka kilometrow. Nie uśmiechało mi się tracić ani czasu ani energii na dyrdanie asfaltową drogą (i to jeszcze pod górę), popatrzyłam więc szelmowsko na malucha. 
– Gajka, łapiemy stopa?
– Myhy.. – odpowiedziało nieskładnie moje dziecko, zajęte robieniem selfi.
– A co powiesz na ten autobusik? – zapytałam, widząc podjeżdzający, olbrzymi autokar.
– Myhy – kontynuowało selfi moje dziecko, ale mama brutalnie przerwała sesję i 20 minut później, z biletami w garści wchodziłyśmy w już w ociekające zielenią ruiny.

 

P6080978P6080981

 

Już od pierwszego rzutu oka widziałam, że Palenque jest zupełnie inna od ruin oglądanych na Jukatanie. Inna jest jej architektura, ale przede wszystkim wszechobecna jest tu zieleń – opętańcza, drapieżna, wszędobylska, nieubłagana w swej żądzy światła.  Palenque wynurzało się z tej dżungli jak na filmach Indiana Jones, niosąc w sobie powiew starożytnej, tajemniczej kultury i skrywanych w piramidach skarbów. W zasadzie tutaj właśnie rozegrała się scena żywcem wyjęta z filmu o Indianie – otóż w latach 40tych ubiegłego wieku rozpoczął tu wykopaliska pewien młody, zafascynowany majańskimi tajemnicami archeolog. Pracował nieprzerwanie 2 lata, wykopując to i owo, gdy zupełnie niespodziewanie natknął się na zasypany gruzem tunel. Oczyszczenie go, zgodnie ze standardami prac archeologicznych zabrały zespołowi Alberta Ruiz Lhuilliera – bo tak się nazywał ów młody człowiek – prawie 4 kolejne lata, niemniej jednak na końcu tych prac czekała na niego nagroda o której marzy każdy archeolog – tajemnicze przejście schodziło bowiem poniżej poziomu piramidy, do zasłoniętego trójkątną, rzeźbioną płytą otworu, za którym kryła się najprawdziwsza, nietknięta rękami rabusiów krypta grobowa z sarkofagiem samego Pakala Wielkiego – władcy Palenque!

Odkrycie było spektakularne! Jadeitowa maska zakrywająca twarz zmarłego, obsydianowe i jadeitowe ozdoby, muszle, dary pogrzebowe, hieroglify na ścianach krypty, reliefy na sarkofagu, wszysto to przyciągnąło uwagę badaczy dokumentujących historię Majów, a badania nad znaleziskami trwały długo. W zasadzie do dziś nie wyjaśniono wszyskich tajemnic, a przewodnicy chętnie dzielą się z żądnymi sensacji turystami informacjami typu fantasy, z których najpopularniejsza głosi, że relief na sarkofagu wcale nie jest alegorią życia po śmierci, ale przedstawia Pakala Wielkiego za sterami statku kosmicznego, ulatującego w kosmos..

 

P6080986

 

Aj, Palenque.. Zagłębiałyśmy się w nią z prawdziwą radością.  Zruinowane budynki, pałace, świątynie porośniete mchem, sprawiały wrażenie dopiero co wydartych dżungli, a wystarczyło zrobić krok w jej głąb, a spotykało się tam budowle o które wciąż trwała  walka – zarośnięte dziką, zaborczą roślinnością, która wcale nie chciała odpuścić. Wspinałysmy się na wszystkie możliwe estructuras (=tak nazywane są tu budowle), a że Palenque leży w miejcu, gdzie rozpoczynają się wyżyny Chiapas, więc widoki z nich, pomimo pochmurnego dnia były spektakularne.

 

P6081018

 

 W drugiej połowie dnia, Gaja zmęczona i pełna wrażeń, postanowiła już nie wspinać się na ruinki, ale czekać na mnie u ich podnurza. Czemu by nie. Mama więc oglądała świat z lotu ptaka, dzieć natomiast zajął się odnajdywaniem znajomych literek na tablicach informacyjnych, umieszczonych w bardzo przyjazny dla maluchów sposób. Po wyczerpaniu tematu owe tablice zmieniały swą funkcję i stawały się ślizgawkami, dzieki czemu mama mogła spokojnie na piramidzie usiąść i podumać..

 

Dzień był długi, bardzo długi. Dobrze, że w tym niespiesznym buszowaniu zorientowałam się, że nasz czas w Palenque zbliża się do końca, a zostało nam jeszcze całkiem interesujące muzeum do ogladniecia. Tak więc ruszyłyśmy ścieżką, z najdzieją, że muzeum czeka na nas za rogiem. Ale nie czekało. Ani za drugim rogiem, ani za trzecim, ani za kolejnym. Szłyśmy stromą ścieżką w dół w tempie iście sprinterskim, droga wraz z wysokością ubywała, a muzeum ani huhu..

 

P6081031

 

-Mamusia, bolą nóżki – zaanonsował Gaj – daleko jeszcze?..
– Nie wiem córeczko – odpowiedziałam zgodnie z prawdą – mam nadzieję, że już nie..
Mnie też bolały nogi. Wpakowałam szkraba do nosidła, zarzuciłam plecak i aż przysiadłam. No nie, to muzeum musi być już blisko.

I było. Po kolejnych 10 minutach niemiłego dla mych kolan marszu wyszłyśmy ze strefy archeologicznej prosciutko na niewielki, nowoczesny budyne. Rzut oka na zegarek – mamy 30 min. Grrr, malo, zdecydowanie za mało dla naszej dwójki, ale lepsze to niż nic. Biegiemy więc do muzeum, a tam – pędem do komory, w której odtworzona jest krypta grobowa Pakala Wielkiego. Wpadamy wiec do tej komory i.. zastygamy. Jesteśmy jedyne, a pomieszczenie – najprościej mówiąc – działa na wyobraźnię.. 

 

P6081051edited

 

Strażnicy muzealni są jednak nieubłagani. Po 15 minutach, pomimo naszych próśb, lamentów i protestów wypraszają nas z krypty. Pozostała część muzeum, która oglądamy w sprinterskim tempie nie robi już na mnie takiego wrażenia. Na Gajce zdaje się robi wieksze, bo widzę, że zaczyna podążać nurtem meksykańskiej fotografii turystycznej – tj. najpierw cyka obiekt, a potem – swoje – na jego tle – selfi.

 

P6081048P6081047

 

Powrót do Palenque, pomimo późnej pory okazał się być prosty. Co prawda prywatne autka jakoś nie chciały nas zabrać (wiadomo, łatwiej się łapie stopa na parkingu, a parking z kilometr dalej był), ale za to collectivos (transport miejski, czasem prywatny, czasem państwowy) mijały nas regularnie. Tak wiec, za 10 pesos wsiadłyśmy w collectivo i 20 minut później już pochłaniałyśmy pierwsze kanapki, zapijając je herbatką z termosu, który przezornie przygotowała nasza kochana host.

Kolejnego dnia natomiast przyszło nam się żegnac i z Palenque, i z wyjcami, i z naszymi przyjaciółmi od ognia. Najtrudniej było rozstać się z naszą host. Jednak, gdy wybiła godzina, mama Asia zarzuciła dobytek na grzbiet i ruszyłyśmy razem z Sarą łapać transport w kierunku miasteczka. Jeszcze pożegnalne zdjęcie, uściski i nieznośny gul w gardle. Macham ręką, zatrzymuje się pierwsze autko. Wsiadamy. Kierunek: Palenque – miasto, a potem – Ocosingo..

 

 

 

Ps. Uwaga! Przejazd z Palenque do bram Parku (i też do ruin) kosztuje 10 pesos. Nie dajcie sie zrobic tak jak my, gdzie zabrano mi 25 pesos. Bylam potwornie zmęczona podróżą, zakupami i dwoma bardzo cieżkimi plecakami, dałam się skołować kierowcy zupełnie, a on zainkasowal gotówke i zniknał. A ja wściekła jak niewiem co zostałam. Wsciekła, bo nienawidzę być wykorzystywana. A pisała o tym do mnie host, przestrzegała, tyle że w tym zmęczeniu nie pokojarzyłam. Więc kojarzcie lepiej ode mnie. 10 peso i ani grosza wiecej. Potem kilkukrotnie kursowałam na tej trasie i własnie tyle płaciłam. A gdy szofer żądał więcej, mówiłam że oszukali mnie za pierwszym razem i to wystarczy. I kierowcy milkli, brali dyche i jechali. Myślę więc, że możecie tej wymówki użyć, by Wam dali spokój.

 

 

 

0 0 vote
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

1 Komentarz
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments
Kondee
Kondee
8 lat temu

Zdumiewających chwil ciąg dalszy… Hmm… Dla nas zjawiskowe doświadczenia, a na drugim krańcu świata to powszednie i codzienne życie. Trzymam kciuki i wyczekuje już kolejnych rekacji. Kondee

x

Check Also

Tylko jak tu pisać bloga?..

Z tym założeniem bloga wcale nie było łatwo. Gdy planowałam swą podróż, w myślach miałam ...