– Somos fantasmassss!… Łoooo! Somos fantassssssssmasssssss!!!! Łoooo! – straszyły mnie Gajka wraz z dziewczynkami odziane w brudnawe prześcieradła. Ja właśnie obierałam guanabanę o wdzięcznej polskiej nazwie Flaszowiec miękkociernisty:))) Ha, są dziewczyny, można im wrzucić troszkę witaminek do brzuszka. Ale dziewczyny nie chcą.
Mamy głowa wiec pracuje:
– Aaa, mira (patrz), mam pokarm dla duchów! Biały jak Wy!.. Kto go zje, będzie najpotężniejszym duchem na świecie!..
Nie muszę dodawać, ze szybciutko po guanabanie zostało nam tylko wspomnienie.
Mam olbrzymią frajdę z tego wchodzenia w dziecięcy świat, z podglądania go ich oczami, słuchania, jak o nim opowiadają. Dostrzegam wówczas dużo więcej szczegółów, kolorów i niezwykłości. I uwrażliwiam się na piękno, które dziecięce oczka widzą wszędzie – w kolorowym, leżącym na poboczu śmieciu, mrówkach chodzących po ścianie czy smugach kurzu i dymu, spowijającego pokój przy smażeniu naleśników.
Post scriptum
Czuję, że jestem winna wyjaśnienie tym wszystkim, którzy zaglądają na bloga bezpośrednio, ignorując diabelskiego fejsbuka. Wyjaśnienie, kto to jest Święty Mikołaj, o którym wspominam w filmie.
Otóż po ponad dwóch tygodniach pięknego i ciekawego życia w San Pedro La Laguna, musiałyśmy opuścić gościnne mieszkanko naszego couchsurfingowego hosta i znów wyjść poza stworzoną co dopiero strefę komfortu. Spakowałam więc nasz skromny dobytek i ruszyłyśmy na poszukiwania noclegu. W San Pedro backpakearskich hosteli jest mnóstwo, jeno my tam nie chciałyśmy. Bo ceny z kosmosu i fiesta non stop. Nie, zdecydowanie nie dla nas. I gdy tak szłyśmy przed siebie główną uliczką wioski, nagle przed nami wyrósł.. Święty Mikołaj. A on posłuchał naszej historii, chwilę pomyślał, i choć to nie 6 grudnia – sprawił nam ogromny prezent. I tak właśnie przespałyśmy bezpiecznie noc nie gdzie indziej, ale w pokoiku Świętego, dokładnie rzecz biorąc – w jego osobistym łóżku. Zanim zasnęłyśmy, Gaj uważnie rozglądał się, czy gdzieś nie widać przyszłorocznych prezentów. A Święty Mikołaj chrapał obok..
***
O Michale – polskim emigrancie, który po wielu latach tułaczki po świecie osiadł w San Pedro La Laguna został zrealizowany świetny dokument. Proszę, poznajcie tą postać, a gdy kiedyś traficie nad Lago Atitlan, koniecznie go odszukajcie..
***
Michał, dziękujemy!