Po raz pierwszy Mangian zobaczyłam w Manilii, tuz przed Bozym Narodzeniem. Jechali grupą w tamtejszym busiku, brudni i obszarpani. „Kto to?” – zapytałam mojego ówczesnego hosta. „To Mangianie – odpowiedział – jedno z plemion, które mieszkały na Filipinach, zanim przybyli tu… Filipinczycy. To bardzo ciekawe plemię, ma swój alfabet, literaturę, pieśni, system matematyczny, kulturę, wiarę… Żyją bardzo skromnie w zamkniętych społecznościach w górach, do nas zjeżdżają przed Bożym Narodzeniem na żebry… Taka jakoś utarła się tradycja…”
Zafascynowali mnie ci ludzie, tak bogaci i tak biedni zarazem. I pewnie na tym by się skończyło, gdyby nie pomógł nam przypadek. Poznałam filmowca, który kręcił o nich dokument – i to on, swoimi kanałami, uzyskał zgodę od kapitana wioski na nasze odwiedziny. Zgodnie z umową mogliśmy we wiosce spędzić jedno popołudnie. Wyjechałyśmy… po 2 miesiącach.
Te niespodziewane odwiedziny przerodziły się w przyjaźń, która trwa do dziś. Nasza gospodyni, Ate Eping, pisze do mnie o tym, co się dzieje we wiosce, o swoich dzieciach, które przecież znam, o pierwszej wnuczce… Pisze o radościach i o smutkach, a z tych opowieści wyłania się dokładnie ta sama kobieta, którą poznałam lata temu na Filipinach – czuła wojowniczka, specjalistka od spraw niemożliwych, McGiver w spódnicy. Dla swych dzieci potrafi przenieść góry – i przenosi, bo stara się każdemu z nich, bez wzglądu na płeć, dać wyższe wykształcenie.

Praktyki pielęgniarskie Celestino póki co w ramach ćwiczeń.
To niestety kosztuje. A Ate Eping jest biedna jak mysz kościelna, mieszka w małej, bambusowej chatce, zarabia pracą swoich rąk, ucząc o kulturze Mangian i robiąc przepiękne rękodzieła. Kuya, jej mąż, wspiera ją z całej siły, imając się każdej pracy, którą znajdzie.
Kochani, po raz drugi w ciągu ostatnich sześciu lat Ate Eping zwróciła się do mnie o pomoc. Ate to dumna i twarda kobieta, jeśli zdecydowała się prosić o wsparcie, to znaczy, że stanęła pod ścianą. Chodzi o jej dzieci, a dokładnie o Celestino, który, by zdobyć kwalifikacje pielęgniarskie i prawo wykonywania zawodu, musi ukończyć płatny staż, który kosztuje ponad 50 tysięcy filipińskich peso.

Przed Celestino ostatni etap kształcenia: praktyki pielęgniarskie, niestety płatne.
Na nasze to 4 tysiące złotych. Dużo? Mało? Wszystko zależy, na jakim etapie jesteśmy, czy i gdzie pracujemy, kogo mamy pod naszymi skrzydłami. Mając to wszystko na uwadze, nieśmiało zwracam się do Was o pomoc – czy wsparlibyście Ate Eping paroma grosikami, proszę? Dla nas kwota rzędu 5 czy 10 złotych być może nie będzie wygórowana, ale jak 400 osób pomyśli o Ate Eping i przeznaczy dla niej 10 złotych ze swojego budżetu, bez najmniejszego wątpienia zdejmie z jej barków olbrzymi ciężar, a tym samym pozwoli zdobyć zawód kolejnemu mangiańskiemu dziecku…
Będę Wam za każdy maleńki gest bardzo zobowiązana.
Link do zbiórki na zrzutce znajdziecie TU
Jeśli chcecie przeczytać, co się wydarzyło, że Ate Eping zwróciła się o pomoc za pierwszym razem, dobrych kilka lat temu, zajrzyjcie do tekstu: „Epidemia na Filipinach czyli wieści z mangiańskiej wioski”
A gdybyście chcieli poczytać o mangiańskich Staruszkach i w ogóle o Mangianach, Ate Eping oraz jeślibyście chcieli zajrzeć na momencik do ich wioski, koniecznie sięgnijcie po tekst: „Mangiańscy Staruszkowie”.