Home / AZJA / Filipiny / U mangyańskich Staruszków

U mangyańskich Staruszków

Poprzednia część historii znajdziesz we wpisie pt. ” Filipiński uzdrowiciel”.

Któregoś dnia, po oglądnięciu jak zwykle spektakularnego wschodu słońca z wielkiej góry wznoszącej się nad wioską,  Ate zaproponowała:

– Asia, tyle razy obiecywałyśmy, że zaglądniemy do staruszek. Chodźmy tam dziś, a po drodze nakopiemy kasavy i ubi na obiad. Co Ty na to?

Jakto, co ja na to. Z jasną od porannego chłodu głową i uwagą podlaną nieśmiertelną kawą 3w1, byłam gotowa wymaszerować choćby zaraz.

– Nie, nie, kochana.. – wstrzymała mnie Ate Eping – poczkaj, zjedźmy śniadanie, ogarnijmy obejście, pójdziemy tak koło dziesiątej, jeszcze przed największym skwarem. Gaja też już wstanie i może też zechce nam towarzyszyć.

Ostudzona więc w mych zapałach, dopiłam starą kawkę, zrobiłam sobie drugi kubek już porządnej i mocnej Neski i wdrapałam się na pięterko, gdzie urządziłam sobie miejsce do pracy.

 

 

Lubiłam tam pracować. Siedząc na górze, było mi przewiewnie, chłodno i spokojnie. Pisząc, mogłam jednocześnie obserwować toczące się w chacie życie, samej będąc schowanej i nieangażującej się w to, co działo się na dole. Mogłam też bez wyrzutów sumienia odciąć się od wszystkich zdarzeń, zaszyć w ciszy swego umysłu i pisać, a jednocześnie gdy tylko miałam jakieś wątpliwości, konsultować je z krzątającą się po chacie Ate.

 

mangyans nipa house

Pisząc, obserwowałam toczące się w chacie życie.

 

Jedyną bolączką, którą odczuwałam był brak internetu. We wiosce znaleźć można było dwa, może trzy miejsca, gdzie internet funkcjonował jako tako. Każde z nich późnym popołudniem zapełniało się młodymi Mangyanami, żądnymi kontaktów ze światem. Siedzieli więc w kucki w różnych miejscach i surfowali po necie, przeglądali fejsbuka czy grali w gry on-line. 

 

 

To ostatnie było zjawiskiem, któremu przyglądałam się z niejakim niepokojem. Przez całą Azję, jak ona długa i szeroka widziałam ludzi siedzących godzinami w grach komputerowych, a w zasadzie w jednej, której tytułu wciąż nie znam. Znam za to doskonale jej ścieżkę dźwiękową wraz z głośnymi komendami, które słychać na ulicach, w knajpach czy w parkach. Słychać je też było w mangyańskiej wiosce.

– Ate, jak to jest? – zapytałam. – Te chłopaki grają i grają. Nie mają innych obowiązków?

– Mają Asia – odpowiedziała Ate – ale się szybko z nimi wyrabiają i jak się zrobi chłodniej to idą grać. Mają specjalne pakiety internetowe do tego, wszystkie pieniądze na nie wydają. Wiesz, to jak z walkami kogutów, wciąga Cię i co masz zrobić?

– Myślisz, że oni są uzależnieni? – zapytałam wprost.

– Mogą być. Zabijają tak czas, no bo co w takiej wiosce robić wieczorami. Niewiele jest tu rozrywek. Jedni idą grać w koszykówkę, inni piją, a jeszcze inni idą w internet. – wzruszyła ramionami – Lepsze chyba to, niż alkohol.

Z jednej strony rozumiałam Ate. Tak, są nałogi bardziej wyniszczające człowieka i rodzinę, niż gry komputerowe. Z drugiej jednak strony – nałóg to nałóg. Przyniesie cierpienie wszystkim, to tylko kwestią czasu, a jak bardzo łatwo uzależnić się od sieci i nie tylko, trochę już – obserwując moich znajomych i siebie – wiedziałam. 

Tak więc siedziałam sobie na pięterku sam na sam z kawą i otwartą kartką Worda, pisząc bez jazgotu fejsbuka, powiadomień Insta czy wiadomości Whazupa. Zresztą, to był moment, kiedy i tak powyłączałam je wszystkie,  od tej chwili decydując się zaglądać do sieci świadomie. Higiena pracy z laptopem bądź komórką (w pojęcie „praca” włączałam wszystkie blogowe i okołoblogowe czynności), była dla mnie ważna też ze względu na Gaję. Od samego początku chciałam jej dać jasny przekaz, że internet to narzędzie, z którego należy korzystać bardzo świadomie.

– Z internetem jest jak z nożem. – tłumaczyłam nie raz, gdy rozmawiałyśmy na ten temat – Można nożem rozsmarować masło na kanapce i tym samym nożem można zabić człowieka. Od nas wyłącznie zależy, jak użyjemy tego narzędzia, Gajusiu. Używajmy go więc tak, by przyniósł nam pożytek i pamiętajmy, że najważniejsza jest rzeczywistość, to co się dzieje tu i teraz. To, że na przykład trzymasz mnie teraz za łapkę.

Poranek leciał swoim tempem. Lubiłam te chwile z kawą na pięterku, gdy Gaja jeszcze spała, a ja mogłam obrazy przekuwać na słowa. Ale Gajka szybko dostosowała się do mangyańskiego trybu życia i  zaczęła chodzić spać o zmroku, w związku z czym wstawała adekwatnie wcześnie. Jednakże u Mangian było tyle dla niej zajęć, że wciąż mogłam wykradać poranne godziny macierzyństwu, a Gaj w międzyczasie karmił kury, świnki, kotki i psy, których w mangyańskim obejściu nigdy nie brakowało. Gdy kończyły się gospodarcze obowiązki, a wszystkie zwierzątka miały już pod dostatkiem czystej wody, maluch zasiadał w sklepie, gdzie sprzedawał twardą ręką, nie akceptując ani pół prośby o kreskę. Cała wieś już się zaśmiewała z Gajuchy, która wychylając się z okienka najpierw rzucała z marsową miną: „Money first!” (Najpierw pieniądze!), a potem dopiero wydawała zakupiony towar. Pobrzmiewała w tym wszystkim historia stawiania sklepu Irene i mojej z nią rozmów.

– Irene – klarowałam wówczas – Nie możesz zabierać sobie towaru z półek ot tak, bez kontroli. Musisz traktować ten sklep jak obcy, a siebie jak pracownika. Cokolwiek z niego bierzesz, musisz bądź za to zapłacic, bądź odpisać sobie od wypłaty, rozumiesz? Bo inaczej nie będziesz miała kontroli nad finansami i stracisz sklep!.. – tłumaczyłam, a Gaja przysłuchiwała się wszystkiemu pilnie.

 

 

Dzień więc toczył się swoim torem. Ate przygotowała po kilogramie ryżu dla każdego, ja dodatkowo dołożyłam moje niespodzianki. Dla każdego ze staruszków miałam po kilka kaw, kilka puszek mięsno-rybnych, porządne ubranie z second handu i zestaw witamin. Dla dziewczynek, oprócz wybranych wspólnie z Gają sukieneczek kupiłam jabłka, czekolady i suplement witaminowy dla dzieci.

Z tymi witaminami to były przeboje.

– Ate, kupiłam Staruszkom witaminy. – oświadczyłam któregoś dnia, wracając z Kuyą z nizin – Przecież oni w ogóle nie jedzą owoców ani warzyw, niech przez miesiąc przynajmniej wezmą suplementy, nie zaszkodzi im to, a być może pomoże.

– Asia!.. – załamała ręce Ate – Oni tego nie tkną!.. Oni odmawiają lekarstw, nie zrozum mnie źle, oni po prostu myślą, że każda taka tabletka to trucizna. Nie mają edukacji przecież, nie wiedza, nie rozumieją, boją się… Szkoda pieniędzy na to, mówię Ci…

Zafrasowałam się trochę. Nie przewidziałam takiego obrotu wydarzeń.

– Ate, a dzieci? Może choć dzieciom dadzą? – zapytałam z nadzieją – A jak nie dadzą, to może Ty byś mogła im dawać, jak będą zachodzić do sklepu? Przecież te dzieci też nie jedzą owoców i warzyw, skad mają mieć witaminy, jak mają być zdrowe i dobrze się rozwijać? Ate, może mogłabyś spróbować ponegociować z nimi, niech przynajmniej dzieciom pozwolą je brać..

– Mogę spróbować. – zgodziła się Ate.

Ustaliłyśmy więc, że przy okazji wizyty, poważnie porozmawiamy o tych witaminach. Kupiłam porządne suplementy, który także porządnie kosztowały – ostatnią rzeczą, jakiej bym chciała to to, by wylądowały w krzakach. Jeśli więc Staruszkowie odmówią – Ate spożytkuje je dla siebie i swojej rodziny.

 

Mangyan Hanonoo woman portrait

Baye Unip.

 

Do Staruszków poszłyśmy z siostrą Ate Eping, Gayunggong oraz z Reneboyem, jej synem. Reneboy, oprócz tego że dźwigał ciężkie paczki, obiecał też Gajce ściągnąć kokosy z palmy. Mały człowiek szedł więc jak cień za nim i ciesząc się na kokosy, podskakiwał rytmicznie. Po chwili oddzielili się od nas na moment, by spotkać się znów przy domach staruszek.

No własnie.. Domach?

To, co zobaczyłam nie przystawało do żadnej innej chaty, jaką widziałam w mangyańskich wioskach. To nie były chaty nawet, to były rudery. Na bambusowych konstrukcjach dyndały resztki palmowych liści, bezwstydnie odsłaniając maleńkie, ubogie wnętrze. W środku, za podest służący do spania służyło kilka połamanych bambusowych listw, a dach w zasadzie wyglądał dobrze tylko w środkowym domku. W domku po lewej gołym okiem widać było ubytki, a dom po prawej?..

Nie, to nie mógł być dom. Po prawej stronie piętrzyła się nieregularna sterta bambusów, blach i liści palmowych, które kiedyś musiały być domem.  Leżące w bezładzie elementy przypominały mi trochę gigantyczne bierki, w które kiedyś grywałam z ukochaną babcią Emilką. 

– No cóż – westchnęłam smutno – Widocznie czas domku już wybił.. – po czym zamarłam.

Blacha leżąca na wierzchu rumowiska drgneła, po czym odsunęła się wolno. Spod pni z trudem wyszedł pogarbiony we dwoje, dziewięcdziesięciodwuletni Bapa Tunaw.

– Ate??? – zapytałam będąc w kompletnym szoku – Co to jest, Ate???.. Ta ruina???..

– To dom Bapy Tunawa. – odpowiedziała smutnym głosem Ate – Rozwalił się w zeszłym roku i tak zostało. Chodźmy, już na nas czekają.

Faktycznie, siedzący przy środkowym domku ludzie zaczęli machać do nas rękami. Z daleka widziałam już Baye Ingan, siedzacą w chatce, Baye Unip, kucającą pod zadaszeniem oraz Bapę Tunawa, który przycupnał przy drzwiach. Koło nich piszczało kilkoro dzieci, w tym oczywiście Ponpon i Mikay. 

– Kto tam jeszcze jest, Ate? – zapytałam schodząc z górki, oprócz dodatkowych dzieci widząc też dwójke dorosłych.

– To musi być rodzina przybranego syn Bapy Tunawa z pierwszego małżeństwa jego żony. Oni sami nie mieli dzieci, ale Bapa stał się ojcem dla syna swojej kobiety. Zresztą, bardzo ją kochał. To było dobre małżeństwo. Mayad pag surip! (Dzień dobry!) – wykrzykneła Ate po mangyańsku, pozdrawiając całe towarzystwo za jednym zamachem. 

 

mangyan family nipa house

Ate Ingan w jej chatce.

 

Ja witałam się z każdym z osobna, przykazując sobie spokój i kamienną twarz.

Jednakże to, co dostrzegałam wokół, sciskało moje gardło żelazną obręczą. Takiego wymiaru biedy nie widziałam już dawno. Domki sypały się w oczach. Sterczące resztki palmowych liści nie chroniły przed chłodem, połamana maleńka podłoga nie dawała szans na spokojny sen, stary dach nie zapewniał schronienia przed deszczem.  W każdej z tych chatek mieszkała Staruszka z dziewczynką. W chatce Bapy mieścił sie ledwo on sam.

 

 

– Jak oni dają radę??? – kołatało mi w głowie – przecież noce są przeraźliwie zimne! Ja sama śpię w koszuli, polarze, getrach i skarpetach, a bywało, że prosiłam Ate o dodatkowe bluzy! A one? W czym śpią??? W tych łachmanach, co mają na sobie??? Przecież tu nawet nic od wiatru ich nie chroni, ani od deszczu, który czasem pada w nocy. A jak wiatr z deszczem przychodzi? Przecież mokrutcy muszą być i zmarznięci na kość, no nie ma siły, nie są z żelaza przecież, choć na pewno odporniejsi ode mnie, wciąż są zwykłymi, starszymi ludzmi! A dzieciaki? Chodzą non stop usmarkane i kaszlące, teraz już wiem dlaczego! 

 

 

Popatrzyłam ze skrępowaniem na rzeczy, które przyniosłam. Jaka to śmieszna kropla w morzu ich podstawowych potrzeb.

 

 

– Kochani.. – Ate nabrała powietrza w płuca, jakby przygotowując się do dłuższego przemówienia – Przyniosłyśmy Wam pare dorobiazgów. – skonczyła nagle, ze świstem wypuszczając powietrze  – Asia, wyciągaj!

Zaczełam wyciągać. Nie czułam się dobrze w tej roli, nie wiedziałam jak tu dać to co się przyniosło, jednocześnie nie kreując niezręcznego momentu, nie upokarzając niechcący tych, dla których pomoc jest przeznaczona, nie stawiając ich w trudnej sytuacji. Kilkukrotnie słyszałam od znajomych ludzi, którzy pomagali w innych miejscach Filipin opowieści, w których padały słowa: „rzucali się jak zwierzęta”, „wydzierali sobie z rąk”, „prawie się pozabijali o te paczki”. Na poparcie tego prezentowali nakręcone filmiki, na których widać było jak biedota napiera na ich samochody, zachłannie łapiąc wyrzucane w górę pakunki, przepychając się i tratując na wzajem. Wiedziałam, że intencje tych ludzi były dobre, jeno wykonanie problematyczne. Łamało mi sie serce nad tymi obrazami i gryzłam się wówczas w  język, by nie zacząć krytykować.

Teraz sama byłam w podobnej sytuacji.

– Baye – zaczęłam niepewnie – pomyślałam sobie, że może sprawię Wam przyjemność tymi bluzeczkami..

Baye Ingan i Baye Unip uśmiechneły się do mnie. Wolno wzięły je z moich rąk i zaczeły oglądać, cmokając głośno. Bluzki były porządne, z długim rękawem, w kolorach które Staruszki lubiły i nosiły. Widziałam po oczach, że im się podobały. Faktycznie były twarzowe, wybierając je żartowałam z Ate Eping, że sama bym sobie takie sprawiła, gdyby nie ograniczona pojemność naszego plecaka.

Potem poszło już sprawnie i szybko. Ryż, kawa i puszki wylądowały w adekwatnych rękach. Jeszcze była kwestia witamin.

– Ate, proszę, wytłumacz im, że to drogie i dobre witaminy, ale że nie muszą ich brać. Że mogą oddać je Tobie i ja się nie obrażę, wręcz będę się z tego cieszyć. Chodzi o to, żeby się nie zmarnowały, żeby ktoś z nich skorzystał. Proszę, wytłumacz im, że mają tutaj absolutnie wolną wolę.

 

mangyan hanunuoo family home

Wszyscy się zbiegli, by zobaczyć kto przyszedł odwiedzić Staruszków.

 

Ate perorowała chwilę, Staruszkowie kiwali głowami, po czym odpowiedzieli po mangyańsku.

– Będą brali. – ogłosiła – Powiedzieli, że dziękują i że chętnie skorzystają.

– Dobra, a dzieci? – zapytałam wyciągając wielką butlę syropu witaminowego dla Ponpon i Mikay.

– Też będą im dawać. – przetłumaczyła odpowiedź Eping – Myślę, że dotrzymają obietnicy. – dorzuciła jeszcze od siebie.

– Gajuch, teraz Ty. – rzuciłam do malucha po polsku – Możesz teraz dać dziewczynkom wszystko, co razem dla nich spakowałyśmy.

Gaja też czuła się niezręcznie w tej sytuacji. Wyciągnęła szybko ze swej mangyańskiej torebki spakowane w prezenciki sukieneczki, czekoladki i jabłka, podała dzieciom. Dziewczynki chwyciły pakunki. Ponpon od razu rozerwała papier, przykładając sukienkę do siebie. Pasowała jak ulał. Mikay natomiast złapała prezent i natychmiast schowała go do wnętrza swojej małej torby.

– Mikay, otwórz! – zachęcały obie Bayes, także ciekawe tego, co w środku – No otwórz!..

Nie było szans.

Mikay zanurkowała w chacie, przelazła przez dziurę w ścianie i ze ściśniętą w ręce torebunią pobiegła przed siebie, znikając w dżungli..

 

 

Ciąg dalszy historii znajdziesz we wpisie pt. „Betel – czwarta używka świata”.

 

0 0 vote
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

5 komentarzy
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments
Małgorzata
Małgorzata
4 lat temu

Piękna i wzruszająca jest Twoja opowieść o ludziach, których spotykacie w podróży, czytamy wszystko z wielkim zainteresowaniem, po tej opowieści powtarzamy sobie, że pomimo chorób, mamy jednak luksusowe życie w porównaniu ze staruszkami, pozdrawiamy serdecznie 🙂

Katarzyna
Katarzyna
4 lat temu

Asieñko po raz kolejny wzruszyłaś mnie tym porażającym pięknym humanitarnym tekstem ….. ? Twoja wrażliwość jest niesamowita … I jak naturalnie przekazujesz ją Gajeczce … I tyle dobra czynisz, gdziekolwiek się pojawisz…. Jesteście takimi : SOMOS DOS czyli: Dobrymi Opiekunkami Słabszych? Czekamy na ciąg dalszy…

Agata
Agata
4 lat temu

Zdjecie Baye Unip jest piekne!!!

Renia
Renia
4 lat temu

Zdjęcie Baya Unip skradł moje serce. Wiem że się powtarzam, ale to PRAWDA. Pięknie piszesz Asiu! Koniecznie książka po powrocie.

Magdalena
Magdalena
4 lat temu

Niesamowite jesteście dziewczyny 🙂 🙂 🙂 i mama i córka poprostu wspaniale. Pozdrawiam i bezpiecznej podróży….;)

x

Check Also

Asia i Gaja jako palmy

Rozterki czyli kulisy podróżowania

Ile we mnie lęku, ile niepokoju… Wydaje mi sie, ze ciagle jestem spóźniona, ciągle nie ...