Więcej o naszym powrocie do mangyańskiej wioski przeczytacie TU.
Najpierw pojawiła się Baye Unip. Weszła bezszelestnie, jak to ma w zwyczaju i przycupnęła w rogu, pozdrawiając swym charakterystycznym kiwnięciem głowy każdego z mieszkańców. Mnie też pozdrowiła. Po czym spojrzała uważniej. A potem jeszcze uważniej.
Wyszłam z cienia, w którym siedziałam, wyciągnęłam rękę.
– Ate Asia??? – oczy Baye Unip, wielkie na co dzień, były jeszcze większe – Ale jak to?.. Jak?..
– Niespodzianka! – zaśmiała się Ate Eping – Popatrzcie kto wrócił! Kto do nas znów przyjechał!
– Tunaw! – krzyknęła Baye przez próg do Bapy, który przy płocie rozmawiał z sąsiadem – Chodź tu szybko, nie uwierzysz kto przyjechał! Witaj.. – wróciła do izby wciąż nie dowierzając, po czym mocno mnie uściskała – A Twój anak? (dziecko)
Mój anak też przybiegł się przywitać.

Bapa Tunaw. /Mangianie. Nowe chatki dla Staruszków. Jak radzić sobie z ludzką zazdrością./
Radość była wielka. Ate Eping podała kawę, Gaja kupiła w sklepiku u sąsiadki słodkie bułeczki. Swoje sari-sari (mały sklepik) Ate zdecydowała się niedawno zamknąć, ale nie dlatego, że źle szedł interes, ale dlatego, że wszystkie dzieci zaczęły już edukacje w szkołach na nizinach. Nie miał kto sprzedawać. Dotychczas to właśnie one wraz z Ate obsługiwały sklep, a teraz? Teraz Ate potrzebowała uczciwego pracownika, a o takiego nawet wśród współplemieńców było trudno.
Świat Mangyan nie jest kolorowy. Oprócz trudnych warunków życia i dużej biedy pełno w nim zazdrości, zawiści, a i złodziejstwo się zdarza. To takie duże, które przychodzi i zabiera z domu to co tam masz, to średnie, które łapie kurę i cichcem robi sobie z niej rosół oraz to najgorsze – w białych rękawiczkach, kiedy to kradnie swoim najbliższym, rodzicom czy dzieciom.
Baye Ingan dziś nie przyszła. Nie chodziła już od dłuższego czasu, zwinięta w kłębek w swoim nie-odremontowanym-jeszcze domku, odmawiająca jedzenia, obolała bólami przeróżnymi, z których najgorszy był ból złamanego serca. Bo Baye Ingan wreszcie przyznała przed samą sobą, że jej jedyny syn – nie dość że nie dba i nie pomaga, to jeszcze ją okrada. A ona przecież jeszcze opiekuje się Ponpon, jej adoptowaną córeczką.

Ponpon. /Mangianie. Nowe chatki dla Staruszków. Jak radzić sobie z ludzką zazdrością./
Ot, do babki należą drzewa kokosowe. Nie dużo ich, raptem kilka, ale są i rodzą kokosy piękne i duże. Syn zebrał je za zgodą babki, pojechał na targ i sprzedał. Zarobił 1000 peso. Ile Babce dał? 50 peso.
Babka miała kassawę ukopaną w dżungli. Do jedzenia, by nie szukać jej codziennie. Przyjechał, zabrał. Przy okazji zabrał też część kawy, którą kiedyś przywiozłam i woreczek ryżu. Babka została z pustymi rękami.
Wiedziałam o tej sytuacji już od dawna. Ate z bólem serca i ze wstydem za swą społeczność opowiadała mi o tym, co się dzieje. I o tym, że Babka broni swoje dziecko. Bo przecież ono też nie ma. Że też biedne. Że musi dbać o siebie i swoją rodzinę.
Z wolna jednak przesiąkało do Baye Ingan, że tym synem jest jednak inaczej. A gdy przesiąkło ostatecznie, odebrało babince siłę do życia. Bo to jej jedyne, żyjące dziecko. Jedyny syn. Oczko w głowie.
– Zajdź do nas jutro – powiedziała do mnie Baye Unip na zakończenie pierwszego dnia – Ona Cię potrzebuje. Jesteś jedyną naszą nadzieją. Może się podniesie, jak przyjdziesz. Ona nic nie je. Leży tylko i leży.
Szłam więc do nich z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony tak bardzo cieszyłam się na nowe chatki Staruszków. Wiedziałam z przesyłanych mi zdjęć i relacji, jak powstają, widziałam 90 letniego Bapę Tunawa z piłą, tnącego bambusy, a potem odpoczywającego w hamaku w swoim nowym domu.
„Asia, w Bapę wstąpiło nowe życie. Uśmiecha się teraz, żartuje. I z taką dumą siedzi na progu swojego domu. – pisała przez komunikator Ate Eping– Teraz bierzemy się za chatkę dla Baye Unip!”
I pomału, niby Feniks z popiołów, chatka Baye Unip zaczęła się odradzać. Dzięki rękom męża Ate Eping oraz pomocników, po kilku tygodniach Baye Unip miała solidną, przestronną chateńkę z porządnym dachem. Pora ku temu była najwyższą, bo pierwsze monsunowe deszcze siekły mangyańskie góry, przynosząc zimno i nieznośną wilgoć.
Chatkię Baye Ingan zostawiono na koniec. Już, już miano się brać za jej odbudowę, jak w luźnej rozmowie Ate odkryła, że chata – zbudowana przez Bapa Tunawa, na swym prywatnym gruncie, została pierwotnie przeznaczona dla jego siostrzenicy. Co to zmieniało. W teorii nic, bo grunt jest Bapy, wiec chata należy do Bapy. Ale w świetle mangyańskich układów Staruszkowie są przekonani, że jak tylko chata zostanie zbudowana, to owa siostrzenica, dorosła już kobieta z własną rodziną, połozy na niej łapę, wykopując swą rodzoną babkę do chaty Baye Unip.
Staruszkowie uradzili więc z Ate Eping, że do pory suchej wstrzymują się z budową. Baye Ingan, jak monsun będzie walił z nieba, albo tajfun chłostał góry, ma przenieść się do Baye Unip, której chatka solidna jest i na tyle duża, że obie wraz z dziećmi się tam zmieszczą.
Jest jeszcze drugi czynnik, który wstrzymuje Staruszków przed budową kolejnej chaty, chociaż dzięki pani T, Czytelniczce bloga, która pokryła koszty zakupu materiałów na trzy domy, jest z czego budować. Czynnik ten to wścibscy i zawistni ludzie.

Baye Unip. /Mangianie. Nowe chatki dla Staruszków. Jak radzić sobie z ludzką zazdrością./
Nie uszło uwadze małej społeczności, że na jej obrzeżach dzieje się coś niezwykłego. Być może to dzieci pierwsze zwróciły uwagę, być może ktoś dorosły zobaczył, że rozpadające się rudery już nie są ruderami. Że przeobraziły się w porządne, malutkie chatki nipa, w które chronią przed deszczem, wiatrem i upałem. Ludzie zaczęli wiec szeptać i dociekać. Bo przecież Staruszkowie nic nie mają. Przecież biedni są jak myszy kościelne. Przecież rodzina im nie pomaga. Skąd więc mają pieniądze? Uważne oczy małej społeczności zaczęły więc śledzić wolne kroki Staruszków. Gdzie chodzą? Kogo odwiedzają? Kto do nich przyjeżdża?
Wszystkie ślady prowadziły do Ate Eping.
Ate Eping zaczęła się bać.
– Asia, ludzie już pytają się, skąd pieniądze. Lada chwila zaczną przychodzić do mnie prosić. I żądać. No bo dlaczego im pomagam, a innym nie? Inni też są biedni, mają dzieci, potrzebują na ryż.
– Powiedz im Ate prawdę. Że Ci ich po prostu żal. Że to Staruszkowie. Że nie pójdą już do pracy. Że nie zarobią pieniędzy. Że mają dzieci, którymi się opiekują.

Mikay. /Mangianie. Nowe chatki dla Staruszków. Jak radzić sobie z ludzką zazdrością./
– Mówię tak. Ale ludzie wiedzą swoje. No bo jak pomagam, to skądś mam pieniądze, prawda? Zapewne więc od Ciebie.
– Zarabiasz Ate. Uczysz w szkole. Robisz pokazy, warsztaty. Telewizja do Ciebie przyjeżdża.
– No ale dzieci mam, wszystkie po szkołach na nizinach. Stać mnie na ich kształcenie i jeszcze na pomaganie Staruszkom. Musze mieć sporo szmalu, prawda? A tkaniem czy szkołą na to wszystko nie zarobię.
Patrzę ze smutkiem w oczy Ate Eping. Wiem, jak na co dzień żyje. Wiem, jak pracowity to tandem Ate i Kuya, wiem ile trudu kosztuje ich każdy dzień, wychodzenie stypendiów dla dzieci, wyszukanie najtańszego zakwaterowania, poruszenie nieba i ziemi, by szóstka swojego i czwórka przysposobionego potomstwa się kształciła. Wiem, co jedzą na co dzień i wiem, że to często po prostu ryż z kroplą sojowego sosu. Wiem ile zleceń bierze na siebie Ate, tkając bieżniki, dopóki nie pokona jej ból pleców, nanizując koraliki na nitki, dopóki nie rozbolą jej oczy. A oczy bolą coraz częściej, Ate ma swoje lata, wzrok coraz gorszy. Ale bierze zlecenia i w każdej wolnej chwili leci z robotą. Teraz też, rozmawia ze mną, ale jednocześnie nadziewa koralik za koralikiem na 23 parę mangyańskich kolczyków. Za dwa tygodnie ma termin, musi się spieszyć, bo już tylko przy świetle dziennym jest w stanie pracować, a tyle innych rzeczy jeszcze trzeba zrobić.
– Wiesz Asia, przyszedł do mnie mój brat. Przyszedł i mówi: „Dach muszę zmienić.” – kontunuuje Ate – „Rozumiem” mówę „Chcesz by mąż Ci w tym pomógł?” „Nie”, odpowiada brat „Chcę, żebyś powiedziała tej dziewczynie z Polski, by dała kasę na blachę.”
Milczymy obie.
– Oczywiście powiedziałam mu, że to niemożliwe, że ta dziewczyna sama ma niewiele. Nie mógł zrozumieć, że to pieniądze od jeszcze innych osób. Naciskał na mnie i naciskał. „Jak Staruszkom daje, to i mi może. Pomóż mi Eping. W końcu jesteśmy rodziną” „No tak, ale Ty masz dzieci” – mówię mu – „Twoje dzieci pracują. Je powinieneś najpierw poprosić o pomoc.”
Kiwam głową. Znów milczymy. Ate wie, że pieniądze są od Was, Czytelników, choć wciąż nie może się nadziwić, jak to działa. Że obcy ludzie z drugiej strony świata chcą pomagać.
– Odmówiłam mu Asia. Chyba się obraził. No i teraz się boję. Na razie ludzie gadają, ale co będzie dalej? A jak mi ktoś na dom napadnie, okradnie nas ze wszystkiego?
Omiatam wzrokiem chatę. Co w niej do kradzenia? Chyba tylko ten stary, telewizor, który Kuya kupił za pieniądze z loterii. Ale wiem, że wartość ma tu wszystko. Zabiorą stare ubrania, obite talerze, plastikowe kubki. Może i koraliki i nici do tkania. Na pewno worek ryżu, który stoi w kącie. 50 kg ryżu, które przywiozłam Ate przezornie ukryła za szafeczką.

Bapa przed chatką Ate Eping. /Mangianie. Nowe chatki dla Staruszków. Jak radzić sobie z ludzką zazdrością./
– Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal – komentowała smutno, przykrywając ryż dodatkowo bieżnikiem – Tak będzie lepiej dla wszystkich. Musimy Asia zrobić przerwę w budowie.- kontynuowała – a ryż dawać po troszeczku. Tak samo kawę. Oni jedną saszetkę dzielą na trzy kubki. Więc jak będą przychodzić, będę im dawała woreczek ryżu i kawę. No i czasem u mnie będą jeść, tak jak zresztą było.
Staruszkowie przychodzą więc o różnych porach, często też jak już ciemno, na kolację. Bo mrok okrywający świat, okrywa ich też przed ludzkim okiem. Wczoraj też tak było. Przyszli, jak już szarzało, Baya Unip, Bapa Tunaw i dziewczynki. I wtedy dopiero mogłam wyciągnąć ubrania dla wszystkich. Patrzyłam z radością i z ulgą, jak zawijali się w polary, naciągali bluzki. Było zimno w magnyańskich górach i nawet oni, przyzwyczajeni do chłodów, zwyczajnie marzli. Polary były świetnym wyborem.
A potem Gajon wyciągnął tornistry. W oczach Staruszków dostrzegłam przerażenie. W oczach dzieci zobaczyłam ogień radości.
– Nikt we wiosce nie ma takich tornistrów, Asia – przetłumaczyła Ate po krótkiej konferencji ze Staruszkami. – Baye boi się, że znowu ludzie zaczną gadać.
No tak, ludzie zaczną gadać, a dzieci? Zazdrościć? Pożądać? Nienawidzić z tej zazdrości?

Mikay nie rozstawała się z nowym plecaczkiem. /Mangianie. Nowe chatki dla Staruszków. Jak radzić sobie z ludzką zazdrością./
.
Przypomniałam sobie samą siebie, gdy dawno, dawno temu stałam przylepiona do szyby Peweksu, nie mogąc napatrzyć się na te wszystkie cuda, dostępne nielicznym za dewizy. Pamiętam, jak zazdrościłam Idze, jedynej dziewczynce w klasie, której mama mieszkała w Stanach. Ona miała taki wspaniały, amerykański tornister, taki niezwykły, kolorowy piórnik z magicznymi przegródkami, takie przepiękne kredki w każdym odcieniu tęczy i pisaki, i linijki, i ołówki, i nawet gumkę myszkę, tak niezwykłą i kolorową, że mi oczy się do niej świeciły. A jaką suknię do Komunii miała! Wyglądała jak panna młoda w tych koronkach zwiewnych, z tym stroiczkiem na głowie, jak książniczka jakaś, władająca krainą bieli, sama w sobie będąc przepięknym dzieckiem, filigranową blondynką z wielkimi błękitnymi oczami.. Zresztą, nie ja jedna Idze zazdrościłam. Wszystkie dziewczynki jej zazdrościły tych cudowności i zabiegając o jej uwagę, liczyły, że da im porysować ślicznymi kredkami, czy potrzymać niezwykły piórniczek. Była więc zwykła zazdrość i pożądanie, ale nienawiści nie było.
A jak będzie tu, wśród mangyańskiej społeczności?
Staruszkowie konferowali z Ate dłuższą chwilę, radzili, radzili i wreszcie uradzili. Że tornistry przywiozłam w ramach barteru za mangyańskie portfele i kosze, które Baya Ingan wyplatała w czasach lepszego samopoczucia. Gdy odpowiednie wytłumaczenie dla społeczności zostało ukute, widziałam, jak ulga pojawiła się na twarzach Staruszków.
Baye i Bapa starannie schowali plecaki do swych wielkich toreb, które nosili przewieszone przez ramię, dopili słodką kawę, po czym – pod czarnym skrzydłem nocy, niewidzialni już dla wścibskich oczu, ruszyli po cichu ku swoim domom, sunąc jak duchy w ciemnościach rozcinanych tylko pojedynczym światłem latarki.
Czas było kłaść się spać.
Czytam głosy w dyskusji, że równowaga w społeczności została zachwiana, że poprawił się byt na chwilę, ale kosztem relacji z innymi.
To jedna strona medalu.
Druga strona jest taka, że zawiść można okazać z wielu powodów. Może niedługo ktoś by sprzedał więcej koszy niż zazwyczaj i reakcja również byłaby negatywna. Może po raz kolejny zdarzałyby się kradzieże warzyw czy jakichkolwiek materialnych dóbr. Czy gdyby dziewczyny nie udzieliły swojej pomocy relacje ze społecznością byłyby cudowne, bezproblemowe, wszyscy by się kochali w niedoli i głaskali wzajemnie po plecach? Nie sądzę. W każdej grupie pojawiają się konflikty.
Na pewno poprawa bytu tylko u części osób wywoła w takim środowisku kontrowersje, ale czy to znaczy, że nie mają oni tej poprawy bytu doświadczyć jeśli jest taka możliwość?
Są to trudne wybory (lepiej, żeby staruszkowie marzli czy aby było im ciepło, ale wtedy będą na ustach całej społeczności?). Nie ma na takie dylematy uniwersalnej gotowej recepty.
Sami nie wiemy jak byśmy się czuli w takiej sytuacji. Czy w ostatecznym rozrachunku wolelibyśmy takiej pomocy nigdy nie otrzymać?
Takie pytanie zostawiam tu „rzucone” w przestrzeń.
Wiele osób ma pieniądze i nie do końca wie co z nimi zrobić.
Wiele osób chce pomagać, ale nie chce poświęcić swojego czasu.
Wiele osób pomaga póki są spektakularne sukcesy, ale rezygnuje po pierwszej porażce.
Wiele osób coś by zrobiło, ale nie samotnie dźwigając za to odpowiedzialność.
Do tych wielu osób też się zaliczam.
Na szczęście są wśród nas Perły o wielkim sercu, otwartym umyśle i żelaznym charakterze.
Tak bywa kiedy zderzamy sie ze wspólnota zyjaca wg swoich regul i wartosci. Chcemy dobrze, ale nasze dzialania (nie watpie w szlachetnosc tych dzialan) wprowadzaja obcy element i zaklócaja równowage spolecznosci, co moze doprowadzic do negatywnych rezultatów. Od prawie 40 lat ieszkam w kraju tzw. „egzotycznym”, w którym zyje pewien procent rdzennej ludnosci (Indianie). Wielu bialych mysli, ze poniewaz „chca dobrze” moga narzucic rozwiazania sprawdzone w ich kulturze (w róznych sferach: zdrowia, edukacji), jednak tylko wtedy gdy te rozwiazania sa wynikiem decyzji Indian i zaadaptowane przez nich – dzialaja. Kiedy „spadaja z nieba”, chocby byly najlepsze – nie dzialaja.
Myslimy, ze tacy jestesmy fajni i otwarci i empatyczni, bo przez miesiac, czy dwa zyjemy jak ci „Inni” za owe przyslowiowe 6 dolarów. No, przeciez zaslugujemy na pochwle! Nie zmienia to jednak faktu, ze w naszym wypadku jest to – mówiac brutalnie- fanaberia, a nie koniecznosc (zreszta 6 dolarów, to wrecz fortuna w wielu miejscach). Jestesmy obcym elementem, nie zawsze dobro, które chcemy niesc jest rzeczywiscie dobrem dla spolecznosci.
To takie tam sobie rozwazania. Podziwiam wytrwalosc w podrózy matki i córki i zycze wszystkiego dobrego
Prawda to. Pomaganie nieinwazyjne, nieupokarzające i skuteczne jest prawdziwą sztuką. Absolutnie też zgadzam się, że metoda wędki akceptowanej przez społeczność i wpisującej sie w jej potrzeby powinna byc najskuteczniejsza. W tym przypadku mamy jednak do czynienia z trójką bezradnych Seniorów. Nie mam pomysłu, jak wesprzeć ich inaczej, niż gotówką.
„Myslimy, ze tacy jestesmy fajni i otwarci i empatyczni, bo przez miesiac, czy dwa zyjemy jak ci „Inni” za owe przyslowiowe 6 dolarów.(..)” – nie wiem czy faktycznie wszystcy myślimy, bo ja tak zdecydowanie nie myślę i uwierz mi, nie szukam za to poklasku. I tak, oczywiście, że jest to mój wybór. Cieszę się ogromnie i doceniam, że mogłam z Mangyanami mieszkać, poznawać ich kulturę, żyć ich życiem. Uważam to za zaszczyt.
Moje slowa, które przytoczylas, nie byly skierowane knkretnie do Ciebie, mówilam raczej ogólnie (choc Twój przyklad bardzo dobrze obrazuje to zjawisko). Chodzi mi o to, ze skutki naszego dzialania, chocby wynikaly z najszlachetniejszych pobudek, czesto nie sa takie jakich sie spodziewalismy. Tak to poprostu dziala. W uniwersum spolecznosci mangyanskiej jestes jak Obcy z innego ukladu. Twoje dzialania wynikaja z tego kim jestes kulturowo, ale u nich moga miec inne skutki niz na Twojej planecie. Popatrz tylko, na krótko (bo worek ryzu sie skonczy) rozwiazalas kilku osobom bytowy problem ale sa teraz sklóceni z rodzina, skonfliktowani ze spolecznoscia a w ich relacje wkradl sie falsz, bo musza klamac na temat otrzymanej pomocy.
Wierze oczywiscie, ze nie szukasz poklasku i, ze w konkretnej sytuacji zrobilas po prostu to, co uwazalas za dobre.
Moze niepotrzebnie sie rozpisalam na temat, który mnie interesuje, ale trudno, stalo sie. W kazdym razie, zycze powodzenia we wszystkim.
dziękuję za tę opowieść. Ludzie są więc tacy sami pod każdą szerokością geograficzną. Dzieci mogą zazdrościć, ale zawiści w sobie o to nie noszą,to dopiero z wiekiem przychodzi i sączy się od starszych …zwłaszcza tych, którym się nic w swoim życiu zmienić …tacy właśnie nie chcą aby też innym choć trochę lepiej się wiodło…a już najgorzej jak komuś bez powodu coś dobrego się stanie , to w życiu takich nierobów katastrofa sie stanie i powód do zaiści na lata albo i pokolenia ….przepraszam, że taką straszną wizję snuję, ale tak z ludźmi bywa …mam szczerą nadzieję ,że w tej wiosce Twoja Dobroć zostanie szybko wchłonięta i urazy w rodzinie twojej hostki szybko się zabliźnią …uściski dla was i siejcie więcej Dobra gdziekolwiek sie obrócicie … bo możliwe, że to co zrobiłyście da tam komuś odwagę by swoje własne Dobro zacząć siać i odnowić tę wspólnotę …dzieci was obserwują i to może właśnie w nich to dobre ziarno zostało zasiane na przyszłe zbiory …idę czytać dalej 🙂 xo
Nie tylko u nas zazdrość i zawiść objawia się w ludziach… Niestety. Cudownie napisane, ale po przeczytaniu mam bol w sercu. Bo znowu okazuje się, ze ludzie nie moga cieszyć się czyimś szczęściem, szczególnie ze są to ludzie już starsi, nieporadni na tyle, by samym sobie dobrze radzic. Każdy musi ugrać cos dla siebie… Trzymam kciuki za dzieci i staruszków i Ate Eping..
Jakie to smutne?
Smutne. I – niestety – ogromnie ludzkie.
Ech i smutno i wesoło. Strasznie wzruszająca ta relacja. Dziękuję za te emocje Asiu.
Tak właśnie tam było. Wesoło bardzo, ale gdy mrok i problemy wylazily z kątów, robiło się smutno. Ważne jednak, że każdy próbował na te klopoty znaleść rozwiązanie.
Ciężko mi się ten wpis czytało… Zawsze chyba zakładałam (zdaje się, że nieco naiwnie), że w takich społecznościach, gdzie wszyscy sie znają, gdzie konsumpjonizm jeszcze nie dotarł, natura traktuje wszystkich po równo jest jakoś inaczej. Zdawało mi się, że tam ludzie bardziej się wspierają i sobie pomagają. Żyją jakoś bliżej siebie.
Ogromnie wzruszające, że tyle dobra spłynęło na tych starych, biednych, ale pięknych i dzielnych ludzi – to są zdecydowanie plusy nowych technologii typu internet, które umiejętnie wykorzystane mogą być bardzo pomocne, nie wspominając już o czytelnikach somos dos, rodzinie Ate, czy wam dziewczyny, wspólnie tak dużo udało wam się zrobić dla staruszków i dziewczynek.
Ech, dziękuję – takie gesty dają mi nadzieję, że dopóki my (ludzie) umiemy kochać, pomagać, bronić, dopóty jest jeszcze dla nas (ludzkości) jakaś nadzieja:)
Niesamowite też, że wespół z dobrem wszędzie jest zło, zazdrość, zawiść – nawet na drugim końcu świata:( W małej społeczności trudno coś ukryć, to prawda, ale smutne jest to, że jak ktoś klepie biedę i nie ma co jeść, to niewielu to zauważy i pomoże. Do dziś mam przed oczami widok tego staruszka, wyłaniającego się z kupy gałęzi – resztek czegoś, co kiedyś było domem:( Wasz gest na pewno znaczy dla niego dużo dużo więcej niż tylko nowy dom.
Uściski dla Baye Ingan – ma pod opiekę bardzo nieśmiałą dziewczynkę, która na pewno bardzo jej potrzebuje, ma wspaniałe rodzeństwo, warto żyć Baye! 🙂