Ach, rafa koralowa! Ach Mari-Mari! Ach nasze zycie spokojne, tutejsze, w rytmie fal, w zgodzie ze sloncem..
Zostajemy jeszcze chwil kilka.
Mialysmy dzis juz wyjezdzac, ale jak tu wkładać rzeczy do plecaka, gdy poranne słonce sie do nas usmiecha, blekitne niebo obiecuje piękną pogodę, turkusowa woda wciaz jest przyjemnie ciepla, a piasek dwa kroki od naszego domu sprawia, ze gdy mowie o dalszej drodze, to usteczka Gajki wyginaja sie w podkowke.
Wczoraj byl nasz pierwszy dzien bez turystów. Wszyscy wyjechali, kolejni przyjada dopiero po jutrze. Szef Eddy zabral nas wiec na kolacje do Alunan, sasiedniego resortu, w ktorych on zna wszystkich, a my prawie wszystkich. Co chwile ktos z obslugi sie dosiadal, wiec byly momenty, ze przy stole byla nas szostka – siodemka. Rozmowy toczyly sie badz po malajsku, badz po angielsku, w zaleznosci od aktualnego skladu stolika. Gdy toczyly sie po angielsku, tlumaczylam Gajce ich tresc.
W ktoryms momencie przysiadł sie glowny manager Alunanu, Jeff.
– Panie sa wolontariuszkami, prawda?
Kiwam głową potwierdzająco.
– Panie zostają na monsun w Mari-Mari?
Znów kręcę głową, tym razem przecząco.
– Eddy, nie potrzebujesz kogos do pomocy? – Jeff zwrócił się więc do naszego szefa – redukujemy obsluge na okres monsunu, dziewczyna z recepcji chcialaby zostac na wyspie i szuka pracy.
Eddy przeszedl na malajski i cos przez moment wyjasnial. Moglam sie tylko domyslic, ze nie ma zamiaru placic nikomu – no bo i po co, gdy roboty nie ma duzo, a w monsunie to juz wcale. Poza tym zawsze zdarzyc sie moze jakis wolontariusz, ktorego pomoc dla Mari-Mari zupelnie wystarcza, a przecież maluski pokoik na zapleczu, jedzenie i piękne życie na Perhentianach to wystarczajaca zaplata, przynajmniej dla podróżnika.
– Co powiedzial mamo? Co powiedzial? – dopytywala sie Gaja
– Pyta sie Eddiego, czy potrzebuje kogos do pracy w Mari-Mari.
– Do pracy??? – marszczy nosek moja corka – Jak to? Po co do pracy?! Przeciez MY tam pracujemy!
Gdy tlumacze nasza konwersacje na angielski, chlopaki turlaja sie ze smiechu. Tak, Mari-Mari jest nasze. I choc kiedys przyjdzie nam stąd wyjechać, zostaniemy w pamięci tych przyjaznych ludzi, a na pewno Gaja, która tańczy na plaży, tanczy na skałach, tanczy w morzu i tańczy między restauracyjnymi stolikami, wprawiajac wszystkich w zachwyt nad jej roztańczoną duszą.
Musze poprosic Konrada, by zmontował Wam o tym krótki filmik. Bo Gaja tańczy ciągle i na prawdę nie ma znacznia dla niej, czy ktoś ją widzi, czy nie. A ja przecież od czasu do czasu obserwuję ją przez oko naszej kamery.
Ach te PerhentianIslands❤
Dokładnie ..