Home / AZJA / Indonesia / Codzienność na Sumatrze

Codzienność na Sumatrze

– Patrz, Asia, no ja już nie mogę! – powiedziała głośno Juni, nie podnosząc nawet głowy z nad prasowania. Obie siedziałyśmy na ziemi, ja cerowałam gajkowe spodnie, Juni starannie składała kolorową koszulę swojego synka. – To nie do wytrzymania jest! – komentowała dalej, korzystając z tego, że mąż po angielsku ni w ząb – popatrz, trzecią parę dżinsów mi do prania niesie, a jeszcze tydzień nie minął! Co on sobie myśli, że ja jak maszyna będę pracować, a on elegancik pachnący po wsi będzie chodził! No cholera! Najwięcej jego i dziecka rzeczy. Dziecko wiadomo, ale stary??? Ja po kilka dni w tej samej bluzce czy spodniach, a on codziennie nowe! I pretensje ma jak nie gotowe, pan i władca! No muszę iść znów zrobić pranie! Starego jeszcze nie wyprasowałam, a już sterta nowa rośnie. Masz coś brudnego?

– No .. mam!

– Dobra, to zbieraj się. Pojdziemy zaraz do łazienek, o tej porze nie powinno być dużo ludzi. A, weź szampon, to sobie włosy porządnie wymyjesz. – poradziła z uśmiechem.

 

women sumatra indonesia

Kobiety – siłaczki. Sumatra, Indonesia

 

Zniknąłam w pokoju. Brudne rzeczy moje, brudne rzeczy Gai, szampon, odżywka, grzebień – gotowe. Pakuje wszystko do siaty, wychodzimy z Gajką przed dom. Za chwilę wytacza się Juni, której tylko nogi widać spoza olbrzymiego tobołu który dźwiga w rękach.

– Cholera, jak my z tym wszystkim pojedziemy? – konstatuje nagle. Dwie dorosłe osoby, Gaja i tobół, to było zdecydowanie za dużo jak na jeden skuter. Juni chwilę myśli, po czym z tobołka okrągłego robi tobół podłużny i upycha go pomiędzy kierownicą skutera i siedzenie. Tobół jest tak wysoki, że zasłania jej pole widzenia, ale to już najwyraźniej nie jest problemem. Wsiadamy za nią i staczamy się z górki, w dół wioski. W centralnym miejscu, przy strzałeczce „mesjit” (meczet), skręcamy w lewo i podskakując na szutrowej drodze wjeżdżamy między chaty i jedziemy na tyły muzułmańskiej świątyni.

– No, jesteśmy. To nasze wioskowe łazienki. – sapie Juni, ściągając tobół z motoru. – Do roboty!

Rozglądam się wokół. Miejsce jest przedziwne, pierwszy raz takie widzę. Wielka, wybetonowana niecka, do której woda doprowadzana jest kilkoma rurami. Sterczą one ze ścian i sikają mocnym strumieniem wody, który rozbryzgując się spada w dół. W niecce, po kostki w wodzie stoją zawinięte w sarongi kobiety.

Szur szur szur – słychać szuranie szczotek po rozciągniętych na betonie ubraniach.

Plask, plask, plask – spadają litry wody na betonową posadzkę

– Na co czekasz, Asia, chodź! – komenderuje Juni – Tak tu żyjemy, tak tu jest. W wielu domach nie ma wody, tu się chodzi prać, myć się i zmywać gary. Co mamy zrobić, takie życie. Chodź, rozłóż się obok, mam dla Ciebie szczotkę i mydło.

Na dźwięk obcej mowy wszystkie głowy odwracają się i ze dwadzieścia par oczów wbija się we mnie w milczeniu.

– Selamat malam! (dobry wieczor!) – mówię głośno, choć nie wieczór jeszcze, ale akurat wylatuje mi z głowy, co powinno powiedzieć się o tej porze dnia. Uśmiecham się przy tym szeroko i kiwając głową, próbując spotkać wzrokiem każdą z wpatrzonych we mnie par oczu.

Kobiety rozpromieniają się i chichocząc machają rękami.

– Bule! – komentują ze zdziwieniem – Bule (biała) przyszła prać! I bule anak (białe dziecko) przyszło!

Kilka rąk natychmiast próbuje dotknąć malucha. Gaj umiejętnie uchylając się znajduje schronienie za moimi plecami i razem schodzimy wgłąb niecki.

Nie chcąc wyjść na ignoranta, kątem oka przyglądam się jak piorą kobiety. Okej – najpierw rozciągają ubranie na betonie, potem wielką, szarą kostką mydlą je starannie, a potem zamaszyscie, olbrzymią szczotą trą zapamiętale w jednym kierunku. Robią to z taką siłą i energią, że w myślach robię szybką selekcję przyniesionego prania. Większość naszych ubrań nadgryzionych zębem czasu nie wytrzymałoby takiego zabiegu. Podkoszulki i sukienki sprane setki razy są tak delikatne, że brutalna interwencja szczoty rozedrze je na strzępy. No więc wyciągam spodnie, ręczniki, bieliznę oraz dwa porządniejsze podkoszulki, które dołączyły do nas ostatnimi czasy.

– Nie tak, nie! – przerywa nagle Juni moje zabiegi. – musisz prać energiczniej, o tak!

Szast – prast namydla moje spodnie, a potem mocno trze je szczotą.

– Dobrze, dobrze! – wołam – wiem, wiem!

Jest mi trochę wstyd, bo wszystkie kobiety ukradkiem spoglądają, jak bule pierze. No i widać, że w takim praniu bule nie ma wprawy. Ale uczę się szybko i po chwili zawrtość reklamówki leży obok, gotowa do płukania.

– Ja też chcę, mamo! – woła Gaja – Ja też chcę prać!

– Jasne córeczko – wyciągam jej spodnie, koszulkę i kilka par skarpetek – to Twoje rzeczy, oczywiście, że będziesz prała je sama.

Maluch staje obok Juni, chwilę jej sie przygląda, a potem zaczyna naśladować ruchy. Miejscowe kobiety z uznaniem kiwają głowami. Ja w międzyczasie łapię po kolei sztuki mojego prania i pod kaskadą, która wali z rur płukam je zapamiętale, uważając by ciśnienie wody nie rozerwało mi materiału. 15 minut później nasze pranie jest gotowe, rozwieszam go więc na płocie, by odciekło. Nie wyschnie co prawda, ale zawsze będzie lżej go nieść.

 

loundry, pintu jae, indonesia, sumatra

Zbiorowe łazienki, Pintu Jae, Sumatra, Indonezja

 

Gorzej jest z Juli. Choć uprana sterta wyraźnie rośnie, mam wrażenie, że ta czekająca na pranie wcale się nie zmniejsza.

– Asia, wykąp się! Umyj głowę. Mi jeszcze trochę zejdzie.

Właśnie widzę, że zejdzie. Myć siebie ani Gajki nie mam zupełnie ochoty. Jest chłodno, zerwał się wiatr, a podciągnięta ze strumienia woda jest lodowata. Mimo tego kobiety jedna za drugą, włażą pod zimną wodę i zręcznie manewrując sarongiem, myją całe ciało. (sarong – wielofunkcyjny materiał, można zamotać go na biodrach jako spódnicę, użyć jako nakrycie w chłodny dzień, przykryć się nim w nocy -> noszony zarówno przez kobiety, jak i mężczyzn -> spójrz tu)

Wzdycham w duchu.

Nie przepadam za tym elementem muzułmańskiej kultury, nakazem wiecznego okrywania swojego ciała oraz wszczepionym wstydem, który nie pozwala rozebrać sie nawet kobiecie przed kobietą. Choć z drugiej strony nasuwają mi się obrazy z naszych polskich basenów. Czy dziewczyny kąpią sie pod prysznicami nago? Czy potem przebierają się bez skrępowania, stojąc przy szafkach? No nie, w większości myją sie przecież w strojach kąpielowych, a potem zmykają do przebieralni, by tam w intymnym zaciszu założyć suche ubranie.

– Mamo, mogę wziąść prysznic? – z rozmyślań wybił mnie głosik Gai

– Nie córeczko, za zimno jest. – zdecydowałam – ale chodz, pomożemy Juni.

Zaczęłyśmy więc pracę łańcuchową. Juni i Gaja prały, a ja płukałam. Przerobienie całej sterty rzeczy przywiezionej z domu zabrało nam 45 minut. Pod koniec nie czułam już rąk. Podobnie zresztą Juni.

– Mówię Ci Asia, nieznoszę prać!.. – zwierzała się, gdy odpoczywałyśmy na brzegu ocembrowanej niecki – Robię to raz w tygodniu, dlatego taka sterta sie zbiera. Powinnam częściej, ale ja tego serdecznie nienawidzę. Marzę o pralce, ale droga jest ogromnie. Poza tym w domu wody nie ma. A facet – jak to facet, jedna plamka na spodniach i już do prania. On jest niemożliwy, wypachniony, wyelegantowany wychodzi z domu, a ja jak maszyna – do obsługi! Normalnie dość czasem mam tego. U was też tak kobiety pracują? A on mi jeszcze potrafi powiedzieć, że w domu tylko w domu siedzę! A jedzenie skąd się bierze, z nieba spada? Na targ trzeba iść, kupić wszystko poplanować, umyć, obrać i ugotować. Po drewno do dżungli codziennie chodzić muszę, bo gaz drogi! Wody nanieść, bo przecież w domu nie ma! A pozmywa się samo? Posprzata? Podłoga się pozmiata? A dziecko? Przecież jeszcze nim muszę się zajmować, przytulić, uśpić, pieluchy zmienić! A ten wychodzi raniutko świeżutki, czyściutki, a potem wraca wieczor i mowi, że tylko siedzę i nic nie robię. I oczywiscie seksu się domaga, a ja tylko marzę, żeby zrobił swoje i dał mi wreszcie spokoj, bo ja tylko spać chcę. A jeszcze sklepik przecież prowadzę, mało z niego dochodu, ale zawsze coś wpadnie. Jestem tak zacharowana, że ledwo żyję. U Was też tak jest Asia, w Polsce? Dobra, kochana, zbierajmy się. Trzeba zacząć gotować kolacje.

 

common bathroom sumatra indonesia

Do i ze wspólnych łazienek kobiety codziennie dźwigają ciężary. Pintu Jae, Sumatra, Indonezja

 

Gdy wracamy do domu, dźwięczy mi w uszach to pytanie.

Czy u nas też tak jest?

I powstaje zaraz następne: Czy tu tak musi być?

Tak niewiele wystarczyłoby, by poprawić sytuacje tutejszych kobiet. Ot, doprowadzić wodę do domów. Już odpadłoby czasochłonne dreptanie z ciężkimi naczyniami, by posprzatać po obiedzie, śniadaniu czy kolacji. Mozna byłoby prać w domach, nawet w rękach, ale już bez tachania ciężkich tobołów na drugi koniec wsi. Moznaby wreszcie nie musieć dzwigac wiader z wodą, by było czym przelać ubikację czy na czym ugotować zupę. Taka prosta rzecz, jak woda w kranie, w każdym domu, przełożyłaby sie prosto na oszczędość czasu, sił i zdrowia. Bo jak bolą ręce i kręgosłup po takim przedzwiganym dniu, nie muszę Wam chyba opisywać. A jak te dni przemnoży się przez miesiące i lata?..

Tutejsze kobiety pracują ponad siły. Pracują, bo nie mają wyjścia, bo urodziły się w takim miejscu globu i w takim czasie. Nie mają wielu możliwości ucieczki, bo – by uciec, trzeba wiedzieć najpierw, że gdzieś jest lepiej. I trzeba mieć wykształcenie, umiejętności, a czesto i koneksje, by zaistnieć w nowym miejscu, bez wsparcia znanej od urodzenia społeczności. Dlatego niektóre z kobiet, choć kończą szkoły wyższe czy półwyższe, wracają do swoich wiosek, do znanego porządku świata, rodziny która szuka im męża i do domu bez wody. Wracają czasem dobrowolnie, czasem przymuszone swą sytuacją ekonomiczna, a czasem z nakazu rodziny, chociaż wolałyby żyć gdzieś indziej.

Dlatego, gdy wracamy, ciągle dźwięczą mi w uszach pytania.

Czy na prawdę tak musi być?

0 0 vote
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

3 komentarzy
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments
Witold Leszek
Witold Leszek
5 lat temu

Tak się złożyło, że włączyłem pranie i zacząłem czytać. Przyznam się, że wkurza mnie czasami dźwięk pralki, to burczenie i wycie, a później wieszanie na suszarce – żona mi zawsze mówi, żeby wstrząsnąć i wyprostować fatałaszki zanim doschną.
Opisujesz świat, którego właściwie nie znamy. Czy tak musi być, dlaczego tyle na ziemi niesprawiedliwości? Cenne pytania. Przecież niebo to samo i słońce i księżyc.
Obiecuję, że przestanę narzekać. Dziękuję. Ukłony znad Wisłoka.

Maja
Maja
5 lat temu
Reply to  Witold Leszek

https://kobieta.onet.pl/wiadomosci/paulina-mlynarska-wzajemnie-widzimy-siebie-ksenofobami-i-rasistami-albo-lewakami-i/ew5l42p

Pani tak mało wierzy w Polakow, prosze otworzyć ten link bo fajnie na nasz kraj spojrzec pozytywnie

Somos Dos - Migawki z podróży Małej i Dużej
Somos Dos - Migawki z podróży Małej i Dużej
3 lat temu
Reply to  Maja

Spojrzenie obcokrajowców? Tak – ja podobnie patrzę na różne kraje, nie znając wszystkich kontekstów, zależności, ukrytych znaczeń… Też jawią mi się podobnie jak „Polakom z wyboru” – Polska – jako kraina piękna, optymistyczna, pogodna, gdzie ludzie żyją w harmonii i pokoju. I nie wykluczone, że któregoś dnia w takim kraju zamieszkam. A wie Pani dlaczego? Bo tak łatwiej. Bo mając całą wiedzę Polaka o Polsce – łapiąc konteksty, niuanse oraz dwuznaczności – widzę to, czego przybysze nie mają możliwości dostrzec… Do tego wszystkiego, mam do moich obserwacji stosunek bardzo emocjonalny, bo to moj kraj, którego sprawy – dopóki mam jego obywatelstwo – mają na mnie pośredni i bezpośredni wpływ. Więc niewykluczone, że wybiorę rolę bycia np. „Filipinką z wyboru” – bo wówczas, będąc przybyszem, będę widzieć tylko to co unosi się na powierzchni, a jeśli nawet dostrzegę coś niefajnego – nie będzie mnie to zupełnie obchodzić…

x

Check Also

baby from Indonesia

Iruka

Jej właściwe imię to Astagfiruka, ale wszyscy do niej mówią Iruka. Iruka znaczy : Niech ...