Home / Tag Archives: kolumbia (page 2)

Tag Archives: kolumbia

Mrówki

Do wieczora mrowki skolonizowaly moj przywieziony, calotygodniowy zapas chleba. Dopadlam go przerazona i wyciagajac buleczke po buleczce, ogladalam je uwaznie, starannie wydmuchujac malych kolonizatorow. Dziady zachwycone byly szczegolnie drozdzowkami z cukrem i marmolada, skubane wlazily do srodka wszelkimi mozliwymi buleczkowymi szczelinkami. Ale ja bylam cierpliwa, wydmuchalam je wszystkie, chlebek wsadzilam w nowa reklamowke i calosc powiesilam na sznurku na hamaku Viktora. Hamak byl przywiazany do beli na suficie, pomyslalam wiec z msciwa satysfakcja, ze nie ma szans by mrowy wpadly ...

Czytaj całość »

Lagartococha

        Wreszcie przyszedl dzien wyplyniecia. Oczywiscie pelen niskich chmur, podmuchow bynajmniej niecieplego wiatru i siapiacego co chwile deszczu. Czyli generalnie dla nas z Gaja mocno niesprzyjajacy, bo jak tu uniknac przemoczenia i – co za tym idzie glutow po pas dnia nastepnego i – co za tym idzie zle przespanej nocy i kolejnego marudnego, zakatarzonego dnia? Probujac zminimalizowac konsekwencje niepogody, zostawilam wiec na wierzchu pokrowce z plecakow. Sprawdzily nam sie w pogoni za „El Emigrante”, powinny sprawdzic ...

Czytaj całość »

Barkostatkieeeem w długi reeeejs…

        Zaczelo sie zle. Bardzo zle. Z glebokiego snu wybudzil mnie krzyk Hugo-Asia, wstawaj, szybko wstawaj!!! Emigrant sie odprawia!!! Wyplywaja!!! Wyskoczylam z kojki jak sprezyna. Jak to sie odprawia??? Jak to tutaj??? Przeciez mial wyplywac za 2 dni!!! -Biegnij do nich, blagaj, moze Cie jeszcze wezma!!!Cudnie. Wybiegam z barki. Gaja w ryk. Wracam na barke, przytomnie lapie pokrowce przeciwdeszczowe, Gaje na rece i gazem w gore, na skarpe do stanowiska zoldakow. Dobieglam, zziajana jak kon po wyscigach. ...

Czytaj całość »

Parce znaczy przyjaciel

  Mijal tydzien naszego zycia na barce. Tydzien codziennych rozmow, radosci, obowiazkow i problemow do rozwiazania. Tydzien gotowania na wodzie z Putumayo i tydzien sikania do tejze wody. Obserwowania, czy jej poziom rosnie, czy tez maleje. Czy kotwica trzyma, czy nalezy ja poprawic. Tydzien ostatnich napraw, pakowania towarow, zalatwiania ostatnich spraw. Bo Parce do Puerto Asis miala wrocic dopiero za 3 miesiace. Tyle trwa droga do Letici i z powrotem, pod rwacy prad Putumayo, z przerwami na handel i przybrzezne ...

Czytaj całość »

Puerto Asis – życie na wodzie cz.II

          Dni nam plynely zwyczajnie-niezwyczajnie. Blyskawicznie stalysmy sie czescia Parce, a po kilku dniach – czescia La Playa. Wszyscy znali las Polacas, a szczegolnie ta mniejsza, ktora jasnymi wloskami, otwartoscia i usmiechem zjednywala serducha ludzi.   Na lodce kazdy mial swoje obowiazki. Do naszych nalezalo m.in. szorowanie pokladu. Mama miala wiaderko, ale ze stara sie wszystko robic razem z corka, corka szybko otrzymala kubeczek. Kubeczkiem tym pracowicie dopelniala wiadro mamy i w ten sposob w proces ...

Czytaj całość »

Puerto Asis – życie na wodzie

  Do portu, a raczej miejsca zaladunku i wyladunku towarow nie bylo latwo sie dostac. Najpierw nalezalo przebyc cale Puerto Asis pieszkom, co zabieralo prawie godzine, lub jakims stopem. Moto, lub konio oczywiscie:)))   Potem nalezalo zasuwac kolejne 40 minut droga przez pola, hmm, pelne wygladajacych jak bawoly krow i drzew rodem z „W pustyni i w puszczy”, by wreszcie, obierajac spocona twarz, dotrzec na skraj wioski, dumnie zwanej La Playa.   To, co od razu zwrocilo moja uwage, to ...

Czytaj całość »

Droga śmierci

      To miała być taka sobie zwykła dróżka przez góry, jakich tu wiele. Mój host z Pasto nie był w stanie mi nic więcej o niej powiedzieć, tyle tylko że długo się jedzie i że kosztuje 35 mil pesos. No więc, nie spodziewając się niczego więcej poza oszałamiającymi widokami, po dwóch godzinach bezskutecznego łapania stopa zapakowałyśmy się z Gajka do zatrzymanego transportu publicznego i wiuuuu… Ruszyliśmy przed siebie.       No i faktycznie, przez pierwsze 3 godziny ...

Czytaj całość »

Lubolud czyli o Wielkoludzie, który lubił ludzi

lubolud

Lubolud był jedyną bajką jaką Asia miała w domu i w zasadzie tylko dlatego, że autorka była jej przyjaciółką. Trudno zresztą się dziwić. W Domku Pod Chmurami, w Quito nie mieszkają jeszcze dzieci. Lubolud był książką całkiem poważną, napisaną dla pierwszoklasistów, z czarnymi stronami, białym drukiem i z całkiem mrocznymi ilustracjami, którą mały, wygłodniały słowa pisanego Gaj pokochał od pierwszego wejrzenia. – Mama.. Cuéntame.. – prosił nieustannie. Wiec gdy wybiła godzina, zamiast czynić tradycyjne masowanie, otworzyłam Nieco_Za_Poważną_Ksiażkę i uroczyście zaczęłam ...

Czytaj całość »