Z radością uciekałyśmy z zimnego Zacatecas. Mimo przesympatycznej ekipki nas goszczącej nie byłyśmy w stanie zostać dłużej. Uciekałyśmy do przodu, do nowej przygody.. A przygoda zaczeła się już 2 godziny później, kiedy dotarłyśmy do niewielkiego Fresnillo, leżącego u podnoża masywu Sierra Madre Occidental. Okazało się, że autobusu o którym pisał nam Marakame nie ma! To znaczy, owszem jest, ale nie o 11, ale o 13, co oczywiście oznaczało, że na ostatnie, najważniejsze collectivo zwyczejnie nie zdążymy. Nie ...
Czytaj całość »Zaproszone do tańca
Do Huicholi nie tak łatwo się dostać. Nie da się tak po prostu przyjechać i z nimi zamieszkać. To zamknięte bardzo społeczności, nie wpuszczające obcych do swoich światów. Inaczej jednak dzieje się, gdy przbywa się z polecenia, gdy pojawia się z zaproszeniem od członka rodziny, albo od człowieka, którego darzą szacunkiem, przyjaźnią i zaufaniem. My w tym przyjeździe miałyśmy malutkiego pecha. Otóż Gema skontaktowała nas ze swoim znajomym szamanem, jednakże marakame Rogelio właśnie wybierał się do Brazyli na konferencję peyoterów i ayahuascerów. ...
Czytaj całość »Kojoty
Wyjechaliśmy kawał drogi w pustynię. Cerro Quemado wraz z całym łańcuchem wznoszących się nad nią gór zrobiło się maleńkie, wioski nie było już widać. Kierowca w milczeniu zrzucił nam drewno, zainkasował należność, po czym, wznosząc tumany pustynnego kurzu wrócił do wioski, a my? Popatrzyliśmy na siebie, popatrzyliśmy na niskie już słońce i zaczęliśmy szukać miejsca na rozbicie namiotów. Miejsce znalazło się błyskawicznie. W lesie governadoras i kolczastych kaktusów Eric odkrył małą polankę, w sam raz na nasze dwa niewielkie ...
Czytaj całość »Cerro Quemado – vlog #2
Zapraszam Was serdecznie na migaweczke filmową, zmontowaną sprawną ręką Konrada Śniadego. montaż: Konrad Śniady zdjęcia: Somos Dos i amigos
Czytaj całość »Na Cerro Quemado
cd W drogę wyruszyłyśmy późnym popołudniem, w ostatnim zdaje się, do tego stosownym momencie. Słońce przetoczyło się już na drugą stronę nieba, zalewając świat ciepłym, miękkim światłem. Z nosidłem na plecach, uzbrojona w kijki, ciepłe ubrania, wodę i banany szłam ostatnia, goniąc wędrujące do góry dziewczyny. Dlaczego ostatnia? Bo w połowie pierwszego podejścia zorientowałam się, że nie wzięłam czołówki. Nie było na co czekać, należało zawrócić i przeskakujac z kamienia na kamień błyskawicznie lecieć do domu. Na szczęście Gajka postanowiła ...
Czytaj całość »Szyb
Zagrzebanej w śpiworze, przykrytej dwoma kocami ani chce się wstawać. Jest jeszcze ciemnawo na zewnątrz, musi być wciąż przed siódmą. Leżę więc sobie pod piernatami, dogrzewana wciąż ciepłą butelką z wrzątkiem, który jeszcze nie zdążył wystygnąć. Jest zimno, przez dużą, zaparowaną szybę nie widać nic. Gema i Simone jeszcze śpią, ale mój budzik odtrąbił już pobudkę. Internetu co prawda nie ma, ale jest laptop i Gaja uśpiona, więc chcę wykorzystać ten czas na kolejną migaweczkę. Rozglądam się wokół. No tak, ...
Czytaj całość »Real de Catorce. Po drugiej stronie lustra.
Po drugiej stronie lustra wita nas stary kamieniołom, olbrzymi parking i ruiny zabudowań. Pomiędzy nimi, gdzieniegdzie widać życie, ale trudno jest nam na pierwszy rzut oka rozróżnic, gdzie to życie trwa, a gdzie dawno umarło. Autobus ustawił się koło wjazdu do tunelu i zapadł w drzemkę, my zaś stałyśmy na środku gigantycznego, wyłożonego kamieniami parkingu, zastanowiając się co dalej. – Mama, jeść – zaanonsowało moje dziecko, określając nasz kolejny cel. Weszłyśmy w uliczkę koło parkingu, zapomnianą i sennie ...
Czytaj całość »Tam, gdzie gwizda wiatr
Do Real de Catorce ostatecznie postanowiłam nie jechać. Zostały nam raptem 2 miesiące wizy, a w tej części meksykańskiej ziemi miejsc do zobaczenia jest mnóstwo, należało więc coś wybrać. O Real de Catroce, oprócz tego, że to święte miejsce Indian Huicholes, słyszam także, że to kultowe miejsce hippisów, backpeakersów tudzież wszelkiej maści turystów. Nie brzmiało to dobrze. W wyobraźni widziałam wysokie ceny i przechadzających się wśród straganów gringos, fotografujących się ze specjalnie do zdjęć wystrojonymi Indianami. Tandeta i cyrk w ...
Czytaj całość »Strzelanina
Asia, która przygarnęła nas na samym początku naszego pobytu w Queretaro, mieszkała na obrzeżach miasta. Aby stamtąd dojechać do części historycznej, należało złapać autobus i 40 minut poźniej wysiąść pod mercado, a potem iść jeszcze całkiem dobrą chwilę. Ale ze w miłym towarzystwie poranek przeciągnął nam się aż do południa, przystanek na mercado (targ), gdzie można kupic obiad w nienachalnej cenie był nam bardzo na rękę. Tak więc wysiadłyśmy w opisanym przez Asię miejscu i stojąc na chodniku rozglądałyśmy się ...
Czytaj całość »Metro – kalejdoskop zdziwień i radości
– Mama! MAMA! Mira! Payaco!!! Rozgladam sie wokol. Zmeczona, przysiadlam na podlodze, a z perspektywy podlogi niewiele przeciez widac. – MAMA!!! TU!!! Moj dziec sprawnym ruchem reki nakierowuje moja glowe w pożądaną stronę. – O rany! Faktycznie! Gaj uwielbia klaunow. Klauni sa wyczuleni na dzieci. Ten z metra od razu dostrzegl bałwochwalczy wzrok Gai. – O! Kogo my tu mamy! Guera! (Biała! – sposób określania białych kobiet przez Latynosów, określenie pozytywne) Skad jestes? – De Polonia – odpowiada ...
Czytaj całość »
Somos Dos Fotoreportażowy blog podróżniczy mamy z dzieckiem