Home / Ameryka / Meksyk / Zaproszone do tańca

Zaproszone do tańca

Do Huicholi nie tak łatwo się dostać. Nie da się tak po prostu przyjechać i z nimi zamieszkać. To zamknięte bardzo społeczności, nie wpuszczające obcych do swoich światów. Inaczej jednak dzieje się, gdy przbywa się z polecenia, gdy pojawia się z zaproszeniem od członka rodziny, albo od człowieka, którego darzą szacunkiem, przyjaźnią i zaufaniem.

My w tym przyjeździe miałyśmy malutkiego pecha. Otóż Gema skontaktowała nas ze swoim znajomym szamanem, jednakże marakame Rogelio właśnie wybierał się do Brazyli na konferencję peyoterów i ayahuascerów. Nie było szans na spotkanie, a tym samym na bycie gościem szamana. Natomiast okazało się, że wciąż jest szansa na bycie gościem jego rodziny.

– Jak się dziewczyny nie krepujecie, przyjedzcie, zostawię dla Was klucze do mojej cabani (chatka z drewna lub bambusów)

Jak to mawia kolega Żaker: „Niespodziewana propozycja podróży to jak zaproszenie przez Boga do tańca.” Czułam, że znów zabiera nas wiatr i ze świętych, indiańskich miejsc niesie nas prosto do huicholskiej społeczności.

Niemniej jednak z pustyni postanowiłyśmy zaglądnąć najpierw do Zacatecas, miasta słynącego głównie z kopalni srebra, oraz pięknej, kolonialnej starówki. Nam Zacatecas potrzebny był głównie do wyprania rzeczy, porządnej kąpieli oraz kilku solidnych, obfitych i gorących posiłków.

P1200741 walentynkiP1200748aeditededitedP1210013

 

Los nam spłatał nam jednak figla. Trafiłyśmy do mieszkanka studenckiego, zamieszkanego przez cudownych hostów, ale studiujących i w bylejakości typowej dla studentów całego globu żyć zaprawionych.

Bez wątpienia do wielu rzeczy jesteśmy przyzwyczajone i z łatwością dostosowujemy się do otaczających nas warunków, ale tym razem było inaczej – a to za sprawą potwornego zimna, na jakie w Zacatecas trafiliśmy. Oj, rozczarowałam się solidnie. Liczyłam, że po lodowatym Real de Catorce i zimnej pustyni ogrzejemy się w jakimś domeczku, a tu niespodzianka. Mieszkanko Salvadora było nie do nagrzania. Zimne samo w sobie, nie ocieplało się specjalnie nawet wtedy, kiedy się gotowało. A ekipa, przyzwyczajona do takiego życia, nie ani domykała okien, ani balkonowych drzwi, co skutkowało natychmiastowym sprowadzeniem temperatury mieszkania do wartości zewnętrznych. Trochę ciepła można było złapać w południe na słońcu, ale i to było zwodnicze, bo lodowaty wiatr siekł bezlitośnie i nawet po sześć warstw ubrań – dwie pary spodni, czapka i rękawiczki – niewiele nam tu pomagały. Kochany Salvador pożyczył mi ubrania, bo cały nasz skromny dobytek musiałyśmy oddać do pralni. Na szczęście znalazły sie także ciepłe ubranka dla Gajki, więc obie paradowałyśmy odziane od stóp do głów w czystych rzeczach, choć same czyste jeszcze nie byłyśmy.

P1210760edited

Domowe temperatury oscylowały tak nisko, że pomimo gorącej wody odważyłam się wykąpać nas tylko raz. Ekipa nie miała ani farelki, ani suszarki do włosów, więc mycie pokrytych pyłem pustyni głów zostawiłam na czas, gdy będzie to można zrobić bez wizji zapalenia płuc. Łazienka niestety była tak zimna, że w momencie wyłączenia gorącej wody temperatura spadała na łeb i na szyję, wprawiając podprysznicowych nagusów w stan telepki.  Panicznie przywdziewałyśmy więc kolejne warstwy ubrań, obiecując sobie solennie, że gdy wrócimy od Huchioli, poszukamy ciepłego mieszkanka z ciepłą łazienką, z gorącą wodą i z ciepłym łóżkiem.  A jak się nie da – idziemy do hostelu. Po dwóch dniach w Zacatecas, wystarczających na odpranie się i zobaczenie conieco miasta, zmykałyśmy w góry, słysząc, że jest tam troszke cieplej.

– Żeby dostać się do San Andres, musicie najpierw pojechac do Fresnillo, potem złapać autobus do Huahuaquilla, a potem collectivo do San Andres. Do Huahuaquilla macie autobusy co godzinę, z Huahuaquilla ostatnie collectivo rusza o 2 pm. – napisał nam nasz Rogelio – w San Andres znajdzcie mojego brata Miguela i jego żonę, Vivianę, powiedzcie, że jesteście moimi znajomymi i by Wam dała klucz od cabani.

Wyposażone w powyższą wiedzę wpakowałyśmy w plecaki komplet czyściutkich rzeczy i kolejnego zimnego, choć słonecznego ranka spiesznie udałyśmy się na przystanek z nadzieją, że u Huicholi co prawda nie wykąpiemy się w ciepłej wodzie, ale przynajmniej odmarzniemy conieco po tych diabelnie niskich, zacateckich temperaturach.

zokno

 

 

 

0 0 vote
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

4 komentarzy
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments
klau
klau
6 lat temu

cudowny blog. Bylo by jeszcze fajniej jakby Pani dodala jeszcze jedna zakladke na gorze – zdjecia, i wrzucala tam same zdjecia,duzo zdjec, bo super sie oglada, ale jest ich jednak malo. moze kiedys Pani nad tym pomysli ? 🙂 byloby wspaniale!
Pozdrawiam serdecznie Pania i coreczke

Somos dos - migawki z podróży Małej i Dużej

Prawda? Tez je bardzo lubie. Choc kolega Zaker prostuje, że to cytat z Kociej Kolyski wzięty 🙂

Ola Wysocka
6 lat temu

Piękne to zdanie o zaproszeniu do tańca <3

x

Check Also

Chica polacca y dia de los Muertos

Live z Meksyku 66 – Dia de los Muertos na cmentarzu w Oaxaca czyli Wszystkich Świętych po meksykańsku

Kochani, na Dia de los Muertos zabieram Was na miejscowy cmentarz. To będzie cmentarz prawdziwy, ...