Home / Inspiracje / Elżbieta i Hania. Marokański koniec świata.

Elżbieta i Hania. Marokański koniec świata.

Kiedy samodzielnie wychowujesz dziecko, świat się nie kończy.  On tylko odwraca się do góry nogami. Z czasem ustala się rutyna obowiązków, rzeczy, które musisz zrobić, by przetrwać. W wolnych chwilach, np. gdy ze zmęczenia w nocy nie możesz zasnąć, przytłacza Cię ogrom odpowiedzialności – bo Ty odpowiadasz za tego Małego Człowieka w 100% i nie masz z kim tego uczucia podzielić.

Nasz pierwszy rok był lajtowy. Naprawdę. Moje dziecko było radosne, towarzyskie, zasypiało przy gromadzie znajomych w domu, jeździło ze mną na konferencje, szkolenia, a  wszystko wokół było dla niej fascynujące. Kiedy jednak nauczyła się mówić, okazało się szybko, że gwiazda jest tylko jedna i na nią trzeba zwracać uwagę. Tak więc etap konferencji itp. się zamknął. I nasz świat znajomych zaczął się kurczyć.

Gdy nadszedł czas żłobka i gdy okazało się, że jest miejsce dla Hani, skakałam z radości. Miałam wizję powrotu do pracy, wyjazdów weekendowych oraz tych dłuższych i dalszych. Samodzielne macierzyństwo to często również samodzielność finansowa, a to ogranicza. Nigdy w życiu nie spędziłam tyle czasu w domu, co przez te dwa lata. I mocno mi to doskwierało.

W międzyczasie oczywiście zapuszczałyśmy się w dziwne krakowskie zaułki, zwiedzałyśmy okolice, odwiedzałyśmy najbliższą rodzinę mieszkającą kilkaset km od nas, a wszystko to środkami transportu publicznego. Wiedziałam więc, że moje dziecko jest typem podróżnika – z radością wskakuje do autobusów, busów, obserwuje wszystko, co nowe, chętnie zawiera nowe znajomości.

 

Ela i Hania od małego próbowały swoich sił w drodze.

Ela i Hania od małego próbowały swoich sił w drodze. /Wyjazd z dzieckiem do Maroka/

 

Mnie nosiło, rosła presja wyjazdu nieco dalej, choć na chwilę z dala od Polski. Już w ciąży snułam wizje, gdzie my to nie polecimy, jak Hania się urodzi, a później dopadła mnie rzeczywistość – strach, finanse, choroby. Ja wyjeżdżałam w międzyczasie po krótki łyk oddechu – Ukraina, Włochy, ale bez Hani. Nie działo się nic szczególnego, co zmobilizowałoby mnie to wyjazdu. Do czasu. Pojawiło się bezpośrednie połączenie lotnicze z Krakowa do mojego ukochanego miasta. I to był ten znak, taki lekki pstryczek z góry, więc nie myśląc wiele, kupiłam bilety.

Pamiętam ten moment euforii. 14 dni za granicą. Ogarnięcie noclegów. A później niepokój, im bliżej wyjazdu. Hania miała właśnie kończyć 3 latka i to ona była źródłem moich lęków. Co będzie jak się rozchoruje, jak źle zniesie podróż samolotem – przecież nie da się z niego wysiąść, a i wrócić trzeba? A co, jeśli nie będzie chciała jeść tamtejszej kuchni? Znajomi nie pomagali – pytali, czy się nie boję z małym dzieckiem, a rodzina o wyjezdzie dowiedziała się.. w trakcie podróży.

Naturalnym wyborem naszej pierwszej destynacji stało się miejsce, które znałam od 2010 roku i było mi bardzo bliskie. Marrakesz to miasto, które zawsze mnie uszczęśliwia. Tylko co na to Hania?

Wylatywałyśmy o 7 rano – ja nie spałam wcale, ciągle coś dokładając lub wyciągając z bagaży. Na szczęcie obie miałyśmy tylko bagaż podręczny.  Ona co 15 minut otwierała oczy i pytała czy to już. Zmaltretowane wsiadłyśmy w ostatni zimny dzień października do samolotu. Ja marzyłam o śnie – w końcu 4 i pół godziny lotu. A Hania… z ekscytacją wszystkiego dotykała i o wszystko pytała. Pytanie czemu ten samolot tak wolno leci rozbawił nawet stewardesy…

Wysiadłyśmy w upalne 30 stopni. Ze stresu zapomniałam zapisać w telefonie adresu naszego mieszkanka, a podanie go podczas odprawy w Maroku jest obowiązkowe. Miałam go w kalendarzu w plecaku, a on – mimo że podręczny poszedł do luku i czekał na taśmie… za bramką. Wysłano nas na posterunek policji, z policji znów do odprawy. W końcu – kreatywna matka – wpisałam w rubryce destynacja Riad Atlas, bez żadnych danych teleadresowych, nie mając pojęcia czy i gdzie istnieje. I wypuszczono nas z lotniska.

Wyszłyśmy w czerwone, hałaśliwe i rozgrzane miasto. Hania chłonęła wszystko wokół wielkimi oczami – czemu oni tak dziwnie mówią, czemu tak dziwnie ubrani, a co to, patrz tam… Z każdą chwilą jej entuzjazm rósł!

 

Wyjazd z dzieckiem do Maroka był wielkim marzeniem Eli.

Wyjazd z dzieckiem do Maroka był wielkim marzeniem Elżbiety.

 

Kolejne dni przyniosły nam nieco spięć. Szybko okazało się, że podróżowanie z dzieckiem znacznie różni się od samodzielnych wypraw. Mój plan dnia – wyjścia, muzea, zwiedzanie – udawało się realizować w 15 %, co mnie mocno denerwowało. Ale Hania złapała chill. Stała się „dzikim” dzieckiem, świadomym tego, co chce tak mocno, że aż mnie momentami zatykało. I dopiero 3 dnia, gdy zrozumiałam jej potrzeby, nasza podróż zamieniła się w piękną przygodę. Zobaczyłam moje małe dziecko w pełni jako odrębną jednostkę. Z jej preferencjami, zainteresowaniami, myślami. Małego człowieka. To był pierwszy milowy krok naszej nie tylko podróży, ale i relacji.

I tak wstawałyśmy rano, ona biegła na nasz taras na dachu z widokiem na starówkę miasta, ja robiłam śniadanie. Później siadałyśmy na leżakach i wygrzewając się w słońcu leniwie się bawiłyśmy. Po lunchu był mój czas – odwiedzanie nowych miejsc, spotkania ze znajomymi, wyjazdy. I tak do późnej nocy, kiedy mojemu dziecku kończyły się baterie i zasypiała bez względu na miejsce, pozę czy czynność.

 

Nowe smaki, zapachy i zwyczaje fascynowały małą Hanię. /Wyjazd z dzieckiem do Maroka/

Nowe smaki, zapachy i zwyczaje fascynowały małą Hanię. /Wyjazd z dzieckiem do Maroka/

 

Odrębna kultura, kuchnia, zapachy – wszystko ją fascynowało. Ludzie, którzy do niej zagadywali, głaskali na ulicy czy dawali prezenty – na początku ją przestraszyli, ale gdy zrozumiała, że to z sympatii, bardzo jej się spodobało. Po 3 dniach prób znalazła swoje smaki – tajin kefta – i w każdej kolejnej restauracji brała kartę, szukała obrazku i pokazywała – chcę to. Doskwierał jej jedynie brak placów zabaw – nie ma ich tam w zasadzie i trudność w porozumieniu ze spotkanymi na ulicach dziećmi – „nie mogę się zaprzyjaźnić”.

 

hania maroko somosdos 2

Bariera językowa przeszkadzała nieco Hani w zawieraniu nowych przyjaźni.  /Wyjazd z dzieckiem do Maroka/

 

Dwa tygodnie minęły nam błyskawicznie. Jedynym trudnym momentem był tak naprawdę powrót i pożegnanie z nowopoznanymi osobami. A w domu ciągłe pytanie „dlaczego nie możemy mieszkać w Marrakeszu?!”.  Teraz, 9 miesięcy później, znów mamy bilety do Maroka – kuszą nas plaże, Ocean i odliczamy już dni.  A ja wiem, że wkrótce nadejdą nowe, kolejne państwa i miasta.

Jeśli Ty również czujesz zew podróży, a obawiasz się… Uwierz w swoje dziecko. Uwierz w siebie. Dziecko otwiera serca i drzwi. Pomaga wejść w lokalną codzienność. Podróż z dzieckiem może być końcem świata, ale tego, który znasz, bo pozwoli Ci odkryć Siebie i Twoje dziecko od nowa.

 

hania maroko somosdos 1

Wyjazd z Hanią do Maroka nie był końcem świata, a wręcz przeciwnie – okazał się być początkiem nowego rozdziału w matczyno-córczynych relacjach.  /Wyjazd z dzieckiem do Maroka/

 

Kontakt z autorką: ellhannw@gmail.com

0 0 vote
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

8 komentarzy
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments
Agata
Agata
5 lat temu

Wow jak ja się cieszę, ze przeczytałam ten tekst! Wybieram się na wakacje z przyjaciółką (obie jesteśmy w okolicach 30) i moja córcia 7- letnią. Bardzo marzyło mi się Maroko, ale bałam się, ze tk niebezpieczne dla dwóch kobiet i dziewczynki i ze w ogóle nie ma takiej opcji, ale Ty udowodniłas, ze nawet samotnie można! Dziękuje!

Anonimowo
6 lat temu

Super tekst. Podziwiam od wazna mamy. Dodam podroz z dzieckiem czy bez tak samo oblozona jest lekiem I obawami

Somos dos - migawki z podróży Małej i Dużej
Reply to  Anonimowo

Prawda. Ale rzek ę z autopsji, że ta z dzieckiem obłożona obawami jest podwójnie.

Anonimowo
6 lat temu
Reply to  Anonimowo

Ale za to jest podwojna radosc, podwojna ekscytacja, podwojne zmeczenie, podwojny głód, podwojne pomysly i az cztery ręce i cztery nogi. Nauczyłysmy się nie obawiac na zapas, nie ma mozliwosci wszystkiego przewidziec w podrozy. Podczas samotnej podrozy z dzieckiem kazdy dzien jest ogromna lekcja skupienia, odwagi, cierpliwosci, wytrwania i opanowania oraz umiejetnosci odpowiedniej reakcji stosownie do zaistniałej sytuacji.

Anonimowo
6 lat temu

Piękne

Asia
Asia
6 lat temu

Historia:)

Asia
Asia
6 lat temu

Ale super historian:-)

Ela
Ela
6 lat temu
Reply to  Asia

dziękujemy :*

x

Check Also

Iza i rodzina

Iza, Gaja i Iwo

Nazywam się Iza. Podróżuję z prawie 5-letnią Gają i 2,5 letnim Iwo. Z podróżowaniem oswajamy ...