Home / Ameryka / Kolumbia (page 6)

Kolumbia

Mrówki

Do wieczora mrowki skolonizowaly moj przywieziony, calotygodniowy zapas chleba. Dopadlam go przerazona i wyciagajac buleczke po buleczce, ogladalam je uwaznie, starannie wydmuchujac malych kolonizatorow. Dziady zachwycone byly szczegolnie drozdzowkami z cukrem i marmolada, skubane wlazily do srodka wszelkimi mozliwymi buleczkowymi szczelinkami. Ale ja bylam cierpliwa, wydmuchalam je wszystkie, chlebek wsadzilam w nowa reklamowke i calosc powiesilam na sznurku na hamaku Viktora. Hamak byl przywiazany do beli na suficie, pomyslalam wiec z msciwa satysfakcja, ze nie ma szans by mrowy wpadly ...

Czytaj całość »

Lagartococha

        Wreszcie przyszedl dzien wyplyniecia. Oczywiscie pelen niskich chmur, podmuchow bynajmniej niecieplego wiatru i siapiacego co chwile deszczu. Czyli generalnie dla nas z Gaja mocno niesprzyjajacy, bo jak tu uniknac przemoczenia i – co za tym idzie glutow po pas dnia nastepnego i – co za tym idzie zle przespanej nocy i kolejnego marudnego, zakatarzonego dnia? Probujac zminimalizowac konsekwencje niepogody, zostawilam wiec na wierzchu pokrowce z plecakow. Sprawdzily nam sie w pogoni za „El Emigrante”, powinny sprawdzic ...

Czytaj całość »

Finka, czyli domek na wsi

  W Puerto Leguizamo dlugo nie moglam znalesc zaczepienia. Kontakty dane przez znajomych nie pomagaly, a agencji turystycznej nie bylo. Nie moglam wiec isc, wypytac co ciekawego w okolicy, ogladnac to cos wlasnym sumptem, a potem w poczuciu zadowolenia wrocic do domu. Na szczescie los postawil na mej drodze Don J – osobe, ktora wszyscy w Leguizamo znali. PDon J byl przewesolym czlowiekiem, ktory ciagle sie smial i z tego smiechu bil sie dlonmi po udach:))) Zaskoczylo miedzy nami od ...

Czytaj całość »

Puerto Leguizamo – ludzka wyspa na selwy oceanie..

Somos Dos: Puerto Leguizamo - ludzka wyspa na selwy oceanie..

Pierwszy dzień w Puerto Leguizamo przywitał nas cudowna tęcza. Rozładunek barki trwał, wiec my, skoro świt, wyładowałyśmy nasze plecaczki i ruszyłyśmy w poszukiwaniu schronienia. Bez specjalnego żalu za „El Emigrante”. Pan Kapitan okazał się być Nie_Do_Konca_Slownym_Człowiekiem i nie zadowolił się pięknie wymalowaną maszynownią. Wyśmiałam jego propozycję dopłaty do przejazdu i zupełnie bezstresowo przespałam nas jeszcze jedną noc na barce, ale bezstresowo tylko dlatego, że staliśmy przycumowani do ruchliwego miejsca, a na barce także spała jej obsługa, w tym i członkowie ...

Czytaj całość »

Barkostatkieeeem w długi reeeejs…

        Zaczelo sie zle. Bardzo zle. Z glebokiego snu wybudzil mnie krzyk Hugo-Asia, wstawaj, szybko wstawaj!!! Emigrant sie odprawia!!! Wyplywaja!!! Wyskoczylam z kojki jak sprezyna. Jak to sie odprawia??? Jak to tutaj??? Przeciez mial wyplywac za 2 dni!!! -Biegnij do nich, blagaj, moze Cie jeszcze wezma!!!Cudnie. Wybiegam z barki. Gaja w ryk. Wracam na barke, przytomnie lapie pokrowce przeciwdeszczowe, Gaje na rece i gazem w gore, na skarpe do stanowiska zoldakow. Dobieglam, zziajana jak kon po wyscigach. ...

Czytaj całość »

Parce znaczy przyjaciel

  Mijal tydzien naszego zycia na barce. Tydzien codziennych rozmow, radosci, obowiazkow i problemow do rozwiazania. Tydzien gotowania na wodzie z Putumayo i tydzien sikania do tejze wody. Obserwowania, czy jej poziom rosnie, czy tez maleje. Czy kotwica trzyma, czy nalezy ja poprawic. Tydzien ostatnich napraw, pakowania towarow, zalatwiania ostatnich spraw. Bo Parce do Puerto Asis miala wrocic dopiero za 3 miesiace. Tyle trwa droga do Letici i z powrotem, pod rwacy prad Putumayo, z przerwami na handel i przybrzezne ...

Czytaj całość »

Puerto Asis – życie na wodzie cz.II

          Dni nam plynely zwyczajnie-niezwyczajnie. Blyskawicznie stalysmy sie czescia Parce, a po kilku dniach – czescia La Playa. Wszyscy znali las Polacas, a szczegolnie ta mniejsza, ktora jasnymi wloskami, otwartoscia i usmiechem zjednywala serducha ludzi.   Na lodce kazdy mial swoje obowiazki. Do naszych nalezalo m.in. szorowanie pokladu. Mama miala wiaderko, ale ze stara sie wszystko robic razem z corka, corka szybko otrzymala kubeczek. Kubeczkiem tym pracowicie dopelniala wiadro mamy i w ten sposob w proces ...

Czytaj całość »

Puerto Asis – życie na wodzie

  Do portu, a raczej miejsca zaladunku i wyladunku towarow nie bylo latwo sie dostac. Najpierw nalezalo przebyc cale Puerto Asis pieszkom, co zabieralo prawie godzine, lub jakims stopem. Moto, lub konio oczywiscie:)))   Potem nalezalo zasuwac kolejne 40 minut droga przez pola, hmm, pelne wygladajacych jak bawoly krow i drzew rodem z „W pustyni i w puszczy”, by wreszcie, obierajac spocona twarz, dotrzec na skraj wioski, dumnie zwanej La Playa.   To, co od razu zwrocilo moja uwage, to ...

Czytaj całość »

Puerto Asis – życie na lądzie

Z Moccoa do Puerto Asis nie jest daleko. Prowadzi tam asfaltowa droga, na której, oprócz patroli, raczej nie ma żadnych niespodzianek. W związku z tym, by oszczędzić parę groszy, ustawiłyśmy się z Gajką na stopa.10 minut – nic. Kolejne 10 min – nic. Następne 10 min – deszcz.No tak, normalne w dżungli. I tak miło, że tyle wytrzymało.W związku wiec z ulewą złapałyśmy collectivo i zajęłyśmy najtańsze miejsca na pace. Z 5 dorosłych osób i 2 dzieci siedzących z tyłu ...

Czytaj całość »

Wymarzyły mi się kiedyś warkoczyki

Wymarzyły mi się kiedyś… warkoczyki. Takie jak mają czarne kobiety, wodospady cieniutkich warkoczyków spadających na ramiona. Więc gdy zobaczyłam w naszym sklepiku Sandrę z córką, obie całe w przepięknych, starannych trenzach, poczułam że to już. Że przyszedł czas na te warkoczyki, właśnie tu, w Puerto Asis, gdzie gorąco i wilgotno, zielono i wielkolistnie.     Sandra plotła warkocze 5 godzin z przerwa na drugą kawę. Razem plotłyśmy głupoty, czasem i mniej głupie. Gaj patrzył podejrzliwie na transformacje mamy. Sam przetransformować ...

Czytaj całość »