W Kambodży rzeczy się nie wyrzuca. W żadnym biednym kraju zresztą się nie wyrzuca, reperując je po stokroć i wskrzeszając do drugiego, trzeciego i dziesiątego życia.
Pana zegarmistrza nie musiałyśmy specjalnie szukać. Było ich kilku, rozstawionych na rogach targowiska. Wędrowałyśmy od jednego do drugiego, pytając się o ceny.
– 3 dolary!
– 4 dolary!
– 5 dolarów!
– 2 dolary!
Podeszłyśmy jeszcze do jednego, najstarszego. Przez chwilę nie zwracał na nas uwagi, reanimując jakis wysadzany kamieniami, ręczny zegarek. W końcu podniósł na nas wzrok. Miał białe włosy, a w krajach azjatyckich to prawdziwa rzadkość. Siwizna jest oznaką starości, a tu nikt nie chce być stary. Tu wszyscy, włączając mężczyzn na potęgę się farbują. I to koniecznie na czarno, bo póki mężczyzna ma ciemne włosy, to do czegoś się nadaje.
– Battery.. – powiedziałam najprościej jak się da – How much?..
Popatrzył na mnie uważnie. Miał coś takiego w oczach, że nie mogłam nie uśmiechnąć się. Odwzajemnił uśmiech i wciągnął rękę po zegarek, ten sam, Piotr, który podarowałeś nam jeszcze w Meksyku, a któremu nie dawałeś sam długiego życia. Służy nam wciąż dzielnie, stracił już wszystkie kolory i przez ten czas stał się zegarkiem – przyjacielem, który ginął juz tyle razy, ale za każdym udawało się go jakoś odnaleść, odzyskać, odszukać.
Wziął go więc zegarmistrz w swoje mocne dłonie i delikatnie otworzył pordzewiałą klapke, a potem bach – wstawił nowe serducho i poprzesuwawszy wskazówki, nadrobił przegapiony czas. Zegarek zatikał, Gaja podskoczyła z radości, a ja sie zaśmiałam. Nasz mały przyjaciel ożył, a zegarmistrz świata znów pochylił sie nad starym, wysadzanym kamieniami, ręcznym zegarkiem.
Bo w Kambodży, tak jak w każdym biednym kraju, przedmiotów się nie wyrzuca, ale wskrzesza do drugiego, trzeciego i dziesiątego życia.
Tak powinno być w każdym kraju. Obecnie jest tak że Ci co najwięcej wyrzucają, najgłośniej krzyczą o ekologi i potrzebie ratowania świata.
Super !!! Podziwiam Panią!! ?Pozdrawiam Gorąco!!