Home / AZJA / Kambodża / Szczepionka na wściekliznę

Szczepionka na wściekliznę

Poprzednia część historii o pogryzieniu znajdziecie we wpisie „Pogryzienie przez psa – co robić”.

Pod szpitalem, dygotając ze stresu, parkowałam pięć minut później.

Izba przyjeć była po lewej stronie, a w zasadzie trzy pomieszczenia o takim charakterze, otwarty korytarz i kasa. Przed nimi siedziały trzy pielegniarki i leżał stos papierów.

– Coś się stało? –  zapytała jedna.

– Tak! – wyrzuciłam z siebie – ugryzł mnie pies, potrzebuję immunoglobulinę i szczepionka na wściekliznę!

– Szczepionka na wściekliznę? Nie mamy. – skwitowala krotko dziewczyna. – Możemy Ci co najwyżej przemyć nogę.

– COOOO??? – nie wierzyłam w to co usłyszałam – Nie macie szczepionki na wsciekliznę???

– Nie. Musisz isć do prywatnej kliniki. Tam powinni mieć. I schowaj ten aparat! Tu nie wolno fotografowac! Natychmiast wykasuj te zdjecia!!! – ruszyla do mnie, robiąc gest, jakby chciała wyrwać mi aparat z ręki

Tego już było dla mych skołatanych nerwów za wiele.

– Don’t touch me!!! – wrzasnełam dziko. Na dziedzińcu szpitala zapanowala grobowa cisza. Wszystkie głowy zwrocily sie w moim kierunku. – Jesli mnie dotkniesz – cedziłam  – gorzko tego pożałujesz.. – I chyba faktycznie nieobliczalność biła ode mnie, bo pielęgniarka uniosła ręce i zrobila dwa kroki w tył.

 

takeo hospital cambodia

Szczepionka na wściekliznę nie jest codzienną rzeczą w prowincjonalnych szpitalach. To troche jak w Polsce – państwowe placówki są niedofinansowane, a personel łata jak może ciągle pojawiające się nowe potrzeby. W innej sytuacji są szpitale prywatne – i tam w pierwszej linii należy szczepionka na wściekliznę szukać. – Takeo, Cambodia.

 

Odpaliłam motor, telepotając się jak osika. Potrzebowalam pomocy. Nie bylo czasu do stracenia.

Prywatny szpital zamknęty był na cztery spusty.

 – Otwarte ósma – siedemnasta. – przeczytałam. – Gaja! Zamknięte! Patrz!

Zdaje się, ze to miejsce miało bardziej charakter przychodni, niż szpitala. Wiedzialam, ze tu pomocy nie zdnajde.

– Gdzie teraz? Do cholery, nie wiem!  Co robić? – pulsowało w głowie – Kto może mi pomóc?

Nagle mnie olśniło.

SĄSIAD!!! 

Dokładnie ten sam, który zajął się motorkiem. Jest  z Takeo, mówi też po angielsku.

– Panie Boże, żeby tylko był w domu – modliłam się w duchu, odpaląjac motor i grzejąc ciemnymi uliczkami w kierunku naszego gniazdka.

BYŁ!!!

Siedział na dole, w swojej kawiarence i jadł kolacje.

– Sus dei!.. – przywitalam się chlipiąco. Tego placzu z nerwow, ze strachu i stesu nie byłam w stanie opanować. – Pies!.. Potrzebuje pomocy!

– Szpital? – zerwał się zza stołu, rzucając okiem na moją nogę.

– Bylam, nie mają szczepionek! Prywatny zamknięty! Potrzebuje lekarza i szczepionki!

Sasiad już palił motor.

– Za mną!

Okazało się jednak, że znalezienie lekarza i szczepionki w sobotni wieczór graniczyło z cudem. Jeden lekarz – już zapił. Drugi i trzeci w zasadzie też, bawiąc sie na którymś weselu. Pachniało katastrofą.

– Jest jeszcze czwarty.. – myslał głośno sąsiad – Za miastem trochę..

– Jedziemy! – zadecydowałam.

takeo kambodia doctor

Szczepionka na wściekliznę wreszcie znalazła się w prywatnym gabinecie doktora. Takeo, Cambodia.

 

Lekarz przyjmował w domu. Od petentów dzieliła go poczekalnia, a potem coś na kształt apteki, w której groźnie wygladająca pielęgniarka skutecznie odpedzała petentów od doktorskich drzwi. Usiedliśmy grzecznie w kolejce.

– Czy jest szczepionka na wściekliznę? – zapytałam grzecznie pielęgniarki.

– Na wszystkie pytania odpowie lekarz. – pielęgniarka nawet nie podniosla wzroku.

– Bo jak nie macie, to nie mam po co tu czekac! – denerowałam się.

– Mamy. – odrzekła krótko.

 – Znakomicie! – ucieszyłam się – A którą? – drążyłam – Tą z Chin, czy z tą Francji?

O chińskich szczepionkach mialam tą samą opinię, co o chińskich produktach spożywczych. Mogły zawierać całą Tablice Mendelejewa i jeszcze troche wiecej.

– Na wszystkie pytania odpowie lekarz. – odpowiedziała wyniośle pielęgniarka i pokazując mi plecy, ucięła rozmowę.

Popatrzyłam na sąsiada, sąsiad popatrzył na mnie. Uśmiechnęliśmy się oboje, rozbawieni sytuacją.

– Im sorry.. – rzekł do mnie – W Kambodży tak jest. Hierarchia, rozumiesz? Na wszystkie pytania odpowiada lekarz, jeszcze moment, cierpliwości..

Gabinet lekarza był mały i ciasny, wszędzie kłębiły się stosy papierów i opakowania leków. Młoda, prześliczna pielęgniarka stała za fotelem doktora, gotowa na jego każde skinienie.

– Ooo, good evening, what happened? (dzień dobry, co się stało?) – padło od biurka.

– Noga. Ugryzł mnie pies. Potrzebuję szczepionki i immunoglobulin. – odpowiedziałam. Mówi po angielsku, dobrze jest! – uśmiechnęłam się w duchu.

– Imunnoglobulin nie mamy. Może w Phnom Phen będą. Mogę dać Ci szczepionke na wściekliznę i na tężec.

– A szczepionka na wściekliznę skąd jest?

Mina lekarza świadczyła, że nie bardzo rozumie moje pytanie.

– Kto jest producentem?.. – sprecyzowałam.

– Kate, pokaż szczepionkę! – nakazał lekarz.

Rzuciłam okiem. Sanofi, dobrze jest.

– Czy ona cały czas była w lodówce? Jak długo ją macie? Czy jest wiarygodna?

Lekarz spoglądał na mnie mrugając oczami.

– No bo ta szczepionka jest bardzo wrażliwa na temperaturę! Przechowuje się ją pomiędzy cztery a osiem stopni, no i jeśli na przyklad przewozi sie ją źle, albo będzie przerwa w dostawie prądu, to nie będzie już działać, rozumie pan? Będzie do wyrzucenia! No więc pytam, jak długo ją tu macie i jak była przewożona?

Tego było dla lekarza już za dużo. Zbyt zaawansowany angielski i zbyt szczegółowe pytania sprawiły, że postawił sprawę krótko:

– Bierze Pani czy nie?

 – Biore. – odrzekłam po chwili. Nawet jak nie zadziała, to nie zaszkodzi, a po kolejną pojadę już do stolicy.

 – Dobrze, a tężec Pani chce?

– A skąd macie? – dla odmiany teraz prawie parsknęłam smiechem. Zmęczony stresem mózg podsunął mi obraz lekarza siedzącego na khmerskim targu, wśród owocow, warzyw i surowego mięsa, tyle, że przed lekarzem, na bambusowym blacie rozłożone były szczepionki i lekarstwa.

– Kate, pokaż Pani!

Na fiolce widniały chińskie krzaczki.

– Dziekuję, ja się zdecyduję tylko na wściekliznę.

– 30 dolarów zapłaci Pani u pielęgniarki. Ale tężec też trzeba przyjąć, KONIECZNIE!

– Ale ja dziękuję! To szczepionka z Chin! Nie chce jej! Nie mam zaufania..

Lekarz patrzył na mnie zdumiony.

– Poza tym byłam szczepiona 5 lat temu. Jeszcze okres ochronny trwa. – obliczałam szybko w pamięci.

– No chyba ze tak. – zgodził się ze mną lekarz – Kate, zaszczep Panią! – zakomenderował i pogrążył się w papierologii.

Kate ze strzykawką w ręce zbliżała się wolnym krokiem. Gaja zacisnęła oczy, wargi i piąstki.

BACH!

Kate z rozmachem wpakowała mi igłę w ramię, ale o dziwo bólu nie było.

– Gajku, Gajku! NIE BOLI!!!

Gaja ze zdziwieniem otworzyła oczy.

– Naprawdę nie boli! popatrz na mnie, bym się krzywiła przecież, a tu nic! Żadnego bólu! – wykrzykiwałam.

Faktycznie nie bolało. Przygotowana na niemiłe sensacje, nie posiadałam sie ze zdziwienia.

– To tyle! – oswiadczyła pielegniarka – możecie już iść.

– A noga? – zaprostestowalam.  – Wciaż krwawi!

Mimo, że od ugryzienia mineło już ze trzy godziny, z rany wciąż sączył się strumyk czerwono-różowego płynu.

– Ranę przemywa się na zewnątrz. – oświadczyła pielegniarka, wywalając nas z gabinetu.

No dobrze. Podeszłam do siostry z rejstracji.

– Noga mi krwawi. Może mi pani jakos pomóc?

Ta bez słowa zdjeła z aptecznej półki jodynę, wacik i bandaż, wciskając mi je w ręce.

– Pani sobie umyje, a potem przyjdzie zapłacić.  – zakomenderowała.

Byłam tak zaskoczona, że posłusznie kiwnęłam głową.

– No dobrze. Gdzie jest kran?..

– Jaki kran?!  Pani butelkę wody kupi i sobie umyje. O, tu stoją, w lodówce.

W tym momecnie coś we mnie puściło i zaniosłam się głośnym histerycznym śmiechem. No bo pomyślcie, macie zakrwawioną całą nogę, do tego brudną z kurzu, przychodzicie do lekarza ją opatrzyć, a tu.. opatrzyć ją musicie sobie sami!

– I gdzie te 15minut mycia rany mydłem i bieżącą wodą, zalecanego przez IHMO? – zgrzytnęłam w duchu – Nawyraźniej wszedzie, ale nie w Kambodży..

Nie było jednak na co narzekać. Pomocy udzielono mi kompetentnie. Co prawda immunoglobulin nie mieli, ale z drugiej strony wiedziałam, że surowicę mało kto ma. Najważniejsze, że zaszczepili. Zapłaciłam więc rachunek, sfotografowałam papiery dla ubezpieczyciela, podziekowałam i pojechałam do domu, by tam – choć wciąż w khmerskich warunkach, przemyć solidnie ranę, a potem ją zdezynfekować i zgrabnie zabandażować.

Tego wieczoru jednak została mi jeszcze jedna sprawa do załatwienia.

Pies.

Ostatnią część opowieści o pogryzieniu przeczytacie we wpisie „Jedzenie psa”.

 

0 0 vote
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

29 komentarzy
Newest
Oldest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments
Anonimowo
5 lat temu

À gaja jest zaszczepiona ? Prewencyjnie na wscieklizne ? Sa takie. Jesli nie to chetnie dofinansuje. W tych krajach lepiej miec. Daj znac.

Somos dos - migawki z podróży Małej i Dużej
Reply to  Anonimowo

Iwona, priv!

Anonimowo
5 lat temu
Reply to  Anonimowo

OK. Jutro odczytam i zareaguje. Noscie dlugie spodnie !

Somos dos - migawki z podróży Małej i Dużej
Reply to  Anonimowo

Aaaaa! Upały po 40 stopni.. Po prostu na maksa trzeba unikac chodzenia nocą. Psy po zmroku stają sie bardzo smiałe.. 🙁

Anonimowo
5 lat temu
Reply to  Anonimowo

Przewiewne spodnie chronia przed upalem. Chodzenia noca sobie nie wyobrazam. Pamietam te szczekaja psy szczegolnie na bali. Horror w dzien ! Po co taki stres ?

Somos dos - migawki z podróży Małej i Dużej
Reply to  Anonimowo

Iwona Sweens Ano. Wiejskie burki biegnace za motorem i probujace zlapac za noge, plus bezdomne psy.. A i w dzien bywa niesympatycznie, a propos psow.. Chyba znow musze zacząć chodzic z kapiszonami w kangurce i po prostu uzywac ich prewencyjnie na widok takiego, albo nie dajcie bogowie – calej zgrai.. 🙁

Anonimowo
5 lat temu
Reply to  Anonimowo

Tak. To wielki problem i pamietam ten strach ! I zgraje psow raz na lomboku brr. Chroncie sie.

Somos dos - migawki z podróży Małej i Dużej
Reply to  Anonimowo

O tak. Teraz bedziemy jeszcze bardziej uwazne.. <3

Anonimowo
5 lat temu

Asiu, ratunku, nie trzymaj nas w takiej niepewności!!! Wszystko dobrze!?!?

Somos dos - migawki z podróży Małej i Dużej
Reply to  Anonimowo

Wszystko dobrze. Na drugi dzień byłam w stolicy, tam juz porządnie i wg standardów za noge sie zabrali. Dziekuje, ze pytasz.

Anonimowo
5 lat temu
Reply to  Anonimowo

Somos dos – migawki z podróży Małej Dużej Uff! Naprawdę, czyta się jak horror!! Trzymajcie się kobiety

Somos dos - migawki z podróży Małej i Dużej
Reply to  Anonimowo

Małgorzata Ledzion To było kochana jak horror. Niestety.

Anonimowo
5 lat temu

A matko, Kochana, ale miałaś horror 🙁 Dobrze, że juz wiem iż byłaś w stolicy i zajęto się Toba w końcu. Niby nie koniec świata…a jednak 🙁 Asiu, czekam na kolejny wpis i mam nadzieję, że już doszłaś jakoś do siebie. Jestes bardzo ważna i niezstapiona w tej życiowej przygodzie . Dbaj o siebie <3 Buziaki dla Was obu

Somos dos - migawki z podróży Małej i Dużej
Reply to  Anonimowo

Dziekuje kochana. Dbam jak moge, mam swiadomosc waznosci i kruchosci naszego zycia. Do stolicy akurat zabarlo nas pogotowie w nocy, hahaha, ale to juz inna story, jak bedzie czas to sprobuje opisac, bo tez bardzo mi oczy otworzyla na to, jak wyglada zycie w Kambodzy. Niemniej jednak nasze problemy zdrowotne sie zakonczyly, jest dobrze – i bardzo chcialybysmy, by ten stan sie nie zmienial.. <3

Anonimowo
5 lat temu

O raju…dbaj o siebie Asiu i wracaj do zdrowia. Pewnie byłaś prewencyjnie zaszczepiona tez na wściekliznę przed podróżą, więc powinno być Ok. Co za stres. Chwila i taki niefart. Jeśli pies jest poddawany właśnie kwarantannie to może już wiadomo, czy masz się czego obawiać? Jejciu, przesyłam Wam pozytywne myśli. I ucieszył mnie komentarz ze zostałaś zaopiekowana w stolicy…buzka

Somos dos - migawki z podróży Małej i Dużej
Reply to  Anonimowo

Kochana, historia z psem przybrala szokujacy dla mnie obrot, ale o tym bedzie w ostatniej czesci tego tryptyku. No i jeszce w temacie psa – tu nie ma weterynarzy. Tu jest inny swiat, jeszcze inny od tego w Latinoameryce .. Głowa mała!.. Ania, sle serdecznosci, gdziekolwiek jestescie!.. <3

Ostatni Rosomak
5 lat temu

Bardzo współczuję tej „przygody” i życzę Wam, żeby noga szybko wróciła do siebie i skołatane nerwy też 🙁
A myślałaś o noszeniu przy sobie gazu na psy? Po jednym incydencie z warczącym (na szczęście na tym się skończyło, ale serce podeszło do gardła) zabłąkanym psem wśród pól też planuję sobie taki kupić 🙁

Somos dos - migawki z podróży Małej i Dużej

Nie wiem czy maja tu takie cudo. Kambodza to Kamobdza.. Bardziej mysle o ponownym kupieniu kapiszonow i zapalniczki – w ten sposób oduczylam atakowania nas bande psów, która rządziła na uliczce, przy ktorej mieszkaliśmy. Bezdomne psy z tej strony swiata sa szalenie niebezpiecznie. W komentarzach do poprzedniej cześci historii opisalam kilka naszych – brrr – z nimi spotkan..

Rosomaku – dziękujemy za zyczenia! Serdecznosci! <3

Anonimowo
5 lat temu

Masakra, gdyby nie groza sytuacji to przypominało by to skecz,z pamiętnika młodej lekarki, dobrze, że napisałaś, że wszystko przebiega w miarę dobrze, ponieważ człowiek by ze stresu nie przeżył trzymajcie się ciepło i zdrowiej

Somos dos - migawki z podróży Małej i Dużej
Reply to  Anonimowo

Wiesz, bo to tak troche bylo. Stopnowo zaczynalam dostrzegac ta warstwe humorystyczna – to znaczy, ze zaczely mnie puszczac nerwy. A potem przyszlo ogromne zmeczenie.. Sciskam Cie! Usciski dla dziewczyn! <3

Anonimowo
5 lat temu

Nerwy się udzielają, dobrze ze już doczytałam w komentarzach, ze w stolicy ogarneli nogę na poważnie!

Somos dos - migawki z podróży Małej i Dużej
Reply to  Anonimowo

Tak, to prawda. Noga niestety dlugo jeszcze nie mogla sie zasklepic, jednak slina psa najrozniejsze mikroby w sobie zawiera. Musialam wrocic do szpitala i po raz drugi mi tą ranę czyscili.. Za pierszym razem też próbowali, ale wejscie było tak wąskie, ze ostatecznie nie zrobili tego.. Brrr.. Okropne to wszystko bylo 🙁

Anonimowo
5 lat temu

Ale sie narobilo! Jakas masakra! I jak tu nerwy trzymac. Pozdrawiam i zycze ogromnego zdrowka!

Somos dos - migawki z podróży Małej i Dużej
Reply to  Anonimowo

Serdecznie Ci dziekuje! Obie dziekujemy!
<3

Anonimowo
5 lat temu

Nie chciałam pytać, czekając cierpliwie na info ze opanowane i że u Was dobrze. Dobrze że potwierdzacie! Oby mniej takich ‚przygód’ :*

Agata
Agata
5 lat temu

W Maroko szczepionkę na wściekliźnę mieli wszędzie i to bezpłatnie. W każdej państwowej przychodni na końcu świata. Widocznie to u nich bardzo popularne.

Renia
5 lat temu

O rany nie cierpię tych Twoich thrillerów w odcinkach?. Wiem że to już za Tobą, że wszystko dobrze(mam przynajmniej taką nadzieję),ale i tak trzęsę się z nerwów. Nie wiem jak dałaś sobie z tym wszystkim radę. Podziwiam nieustannie.❤❤❤

trackback

[…] Szczepionka na wściekliznę […]

x

Check Also

Killing Cave, Phnom Sampeau. Cambodia

Czerwoni Khmerzy, czyli jak zginął Pol Pot – cz. II

„Czerwoni Khmerzy, czyli jak zginął Pol Pot” – cz. I znajdziesz TUTAJ. Weszłyśmy z maluchem na ...