Tukłyśmy się wolno podmiejskim autobusem, smutno wyglądając przez okno. Przyroda krzyczała radosnymi kolorami po naszej lewej stronie, po prawej natomiast zbierało sie na mordor.
– A w Mari-Mari teraz słonko świeci – powiedziała Gajenka smętnie po dłuższym milczeniu.
– Acha. – przytaknęłam, także w minorowym nastroju – Eddy pewnie płynie do wsi po zapasy.
– Acha – pokiwała głową Gaja – Komu on teraz chipsy kupi?..
– Pewnie nikomu – odpowiedziałam smutno. Czarna chmura po prawej stronie zjadała coraz wiecej nieba. – W Mari-Mari słońce teraz piękne.. Wiesz gdzie jest Mari – Mari?
Gaja spojrzała na podarowany jej kiedyś przez przyjaciela kompas.
– Mari – Mari jest tam – odrzekła stanowczo, wskazując na błękitną plamę nieba – Mari – Mari jest zawsze tam, gdzie świeci słońce.
Tak, to była prawda.
Mari – Mari jest tam, gdzie słońce.
***
Czas upływał, ale niespiesznie. Pechowo spakowałam nasze karty do gry, rysowanki i kredki do dużego plecaka. Gdy skończyło się łaskotanie i opowiadanie, gdy obie miałysmy już dość wymyślania piosenek, przypomniało mi się to, co robiłyśmy w autobusach w Peru.
Otoż rysowałam nam paluszki.
I tak paluszki stawały się mamą i Gają i innymi osobami, odgrywając osobliwe scenki.
Od czasu do czasu rysowałam nam także brzuszki, które wraz z oczami, buzią i nosem z pępka od razu zyskiwały osobowość, prowadząc między sobą pouczające dialogi.
Tym razem kolej przyszła na kolanka – i tak oto powstała kolankowa mama i kolankowa Gaja.
I choć moja mama zawsze powtarzała mi, że od rysowania jest papier, a nie ciało, to jednak zawsze lubiłam tu i ówdzie coś na nim skrobnąc – to szybką notatke, to listę zakupów, to krótką wskazóweczke na trudny sprawdzian.
Czy nie powinno malować sie po ciele?
Mi to nie przeszkadza.
A Wy?
Malujecie buzie na kolankach swoich dzieci?
My sie bawimy z coreczka: to palec moj ty przystaw swoj dotknely sie opuszki. Ja ciebie znam i ty znasz mnie od glowy po paluszki 🙂