Wientian, późnym popołudniem – Gaja, idziemy? – zapytałam moją córkę wpatrzoną w ściany buddyjskiej świątyni. Siedziałyśmy w środku, pogoda za oknem nie zachęcała do wyjścia. Co prawda nie padało, ale niski pułap chmur i jeszcze niższa temperatura odbierały nieco światu uroku. – Jeszcze chwię mamusiu.. – rzekła moja córeczka, zmienając pozycję z siedzącej na leżącą. – Jeszcze chwilę.. A ten Budda tutaj to strasznie wkurzony jest! – oświadczyła nagle. – Budda wkurzony!? – brwi podjeżdżają mi do góry ze zdumienia ...
Czytaj całość »Kura
Kura umierała dwa dni. Nim się zorientowałam, że jest z nią tak źle, myślałam, że wysiaduje jaja. Bo i siedziała ciągle w jednym miejscu, i plątało się wokół niej małe kurczątko. Mijałam ją po drodze, nie zwracając specjalnie uwagi. Wysiaduje – to wysiaduje. Odsiedzi swoje i pójdzie z dzieciakami w świat. Że coś jest nie tak, zaskoczyłam dopiero pod koniec drugiego dnia. Przecież kwoka powinna być czujna, łypać okiem na każdego intruza, puszyć się i srożyć, starając sie odstraszyć potencjalne ...
Czytaj całość »Czerwony Kapitan
Na kolejną, przy ogniu opowiedzianą historię, tym razem Czerwonego Kapitana, zapraszam.. Noce przy ognisku zawsze nastrajały do rozmów. Czasem wariackich, czasem poważnych. Uwielbiałam Alejandro, przekomarzaliśmy się ciągle, żartowaliśmy, śmialiśmy się do łez. Ten przesympatyczny gaduła, z fantastycznym poczuciem humoru zupełnie skradł moje serce. Ale – w tym całym szaleństwie – Alejandro swą wrażliwością widział wiele i rozumiał wiele, a że – jako człowiek z innej kultury, z wykształceniem, obyciem w świecie i szerokim horyzontem – pomagał jak mógł. Czasem, przejeżdżając ...
Czytaj całość »Drugi dom
Histora Alejandro, który znalazł swój drugi dom na laotańskiej wiosce.. Cieszę się ogromnie z tej niespodziewanej wizyty na wsi. Wszystko jest tu dla mnie jest interesujące, nowe i niesamowite. Poczynając od mieszkających tu ludzi, ciepłych, ciekawych i przyjacielskich; przez sposób w jaki żyją, aż po przyrodę. Postrzępione, zielone góry nieco przypominają mi nasze Pieniny, na kaskadowo ułożonych polach ryżowych, suchych o tej porze roku, pasie się chude bydło. Gdzieniegdzie rośnie dynia, chili i ogórek, dla których nastały doskonałe wręcz ...
Czytaj całość »Zabawki z Pewexu
– Alejandro – zagadałam mojego hosta, obserwując dzieciaki bawiące się na balkoniku naszej bambusowej chatki – jak tu jest z zabawkami? Mają dzieciaki lalki czy samochody? – Nie ma na to kasy – odpowiedział Alejandro – Zresztą im są niepotrzebne. – dodał, z niejaką wyższością patrząc na moją Gajkę – Wiejskie dzieci w Laosie potrafią bawić się wszystkim – patyczkiem, kamieniem, kałużą, kawałkami traw czy szkiełek. Popatrz zresztą sama. To fakt. Bawiły się wszystkim. Ale gdy widziałam pożądanie malujące ...
Czytaj całość »Dzieci w Laosie
Dzieci w Laosie. Są wszędzie, a tym bardziej na wiosce. Ciekawskie ogromnie małej farang (potoczna nazwa białej osoby), co to przyjechała z mamą. Gaja też ciekawa dzieci. Wyciąga swoja walizeczke z zabawkami, rozkłada laleczki, ubranka, dzieli się tym, co ma. Ja, schowana za przepierzenie w bambusa, trochę piszę, trochę obserwuję, jak biegnie zabawa. Dzieci rozmawiają na migi. – Gajka, mów do nich po angielsku. Być może zrozumieją jakieś słowo, będzie Wam łatwiej się porozumieć. Z ciekawością, ale i ze smutkiem konstatuję, ...
Czytaj całość »Daty urodzenia – wymysł Zachodu
W Laosie ludzie nie przywiazuja wagi do daty urodzenia. Gdy zapytasz kogos, ile ma lat, robi wielkie oczy. No bo jakie to ma znaczenie, kiedy się urodziłeś. Najważniejszym jest przecież to, jakim człowiekiem jesteś no i gdzie aktualnie się w swym życiu znajdujesz. To takie buddyjskie „tu i teraz” – przeszłość odeszła, przyszłości nie znamy, więc po co zaprzatać sobie głowę liczeniem, ile to mamy lat. Alejandro opowiadał, jak pojechali z El Capitane załatwiać formalności związane z budową Nola Guesthouse. ...
Czytaj całość »Nola Guesthouse – w przyszywanej rodzinie Alejandro
Poprzedni wpis o Nola Guesthouse znajdziesz TU. Alejandro przydziela nam malutką, bambusową chatką, z wielką, królewskich rozmiarów mosquitierą. To chateczka dla wolontariuszy pracujących w Nola Guesthouse, nie dla turystów. Jest akurat wolna, bo chwilowo nie ma nikogo do pomocy. Zagniazdowujemy się momentalnie, po czym Gaja łapie walizeczkę z zabawkami i leci do dzieci. Ja staję na werandzie naszego nowego domu i przyglądam się światu. – Me Gaja!.. (mama Gai!..) – dobiega mnie wołanie – Kin khao!.. (dosł. jedz ryż, fraza ...
Czytaj całość »Nola Guesthouse – laotański raj
– Wiesz Gaja – mówiłam siedząc z moją kruszyną na skałach na przeciwko luangprabangckiej starówki – wiesz Gaja, czuję się jak turystka, jak wczasowicz. Strasznie brakuje mi normalnego życia, kontaktu ze zwykłymi ludzimi, takiej laotańskiej codzienności. Przecież jesteśmy tu, a na prawdę to nic o tym Laosie nie wiemy. Mieszkamy w hostelach, chodzimy po atrakcjach turystycznych, a to nic z prawdziwym Laosem nie ma wspólnego. A ja chciałabym do ludzi.. – zadumałam sie patrząc przed siebie – Patrz, tu za ...
Czytaj całość »Awaria silnika – koszmaru na Mekongu odsłona nowa
Ciąg dalszy – poprzedni wpis znajdziesz TU. Laotańczycy usiedli na swych posłaniach równie zaniepokojeni jak ja. Nie mineła sekunda, jak wpadł mechanik. Błyskawicznie zsunął się do maszynowni, mamrocząc coś pod nosem. Szarpnął za jakąś linkę – nic. Szarpnął po raz drugi – silnik kwiknał, jeknął, po czym zgasł. Laotańczycy byli już na równych nogach. Jeden przez drugiego zalądali w dół, wymieniając krótkie zdania. Za chwilę wpadł drugi gość z obsługi. Stanęłam z tył na burcie. Sternik był prawdziwym mistrzem. ...
Czytaj całość »