Tematu Pol Pota, reżimu Czerwonych Khmerów i kambodżańskich Pól Śmierci unikałam starannie. Czym jest wojna, lubdobójstwo, okrucieństwo, wiem na szczęście tylko z teorii, ale na tyle dobrze, że świadomie zdecydowałam się nie dotykać tego tematu. Wystarcza mi zupełnie, że mieszkam 120 kilometrów od Auschwitz, w centrum krakowskiego getta. Wystarcza mi szczegółowa wiedza na temat tego, co się działo dosłownie na moim podwórku, na podwórku obok, czy w kanale, który biegnie pod moją ulicą.
Kiedyś, w erze przedgajkowej, szukałam tych informacji aktywnie. Czułam wewnętrznie, że tylko w taki sposób – wiedząc i pamiętając, mogę w jakiś sposób ożywić tych ludzi, dać im imiona, twarze, osobowości i emocje. Szukałam ich, wyobrażałam sobie, a potem truchlałam z trwogi, nie mogąc ogarnąc tego, co się kiedyś działo. Czasami stawałam w oknie mojej kuchni i próbowałam sobie wyobrazić sięgający pierwszego piętra stos kobiecych ciał, który kiedyś leżał na moim podwórku. Patrzyłam na kamienicę na przeciwko – uroczą, niziutką, piękną – i zastanowiałam się, ilu ludzi gniezdziło się w jej ciasnych izdebkach, a ilu potem kryło się w piwnicach, w mikroskopijnych skrytkach, dygocząc z zimna i z przerażenia.
Wszystko to trwało do marca 2012 roku. Wówczas, będąc już w 4 miesiącu ciąży, zabrałam Brzuszek na spacer. Ubrałałam się po uszy, bo wiosna jakoś nie chciała do Krakowa zawitać i ruszyłam moimi ulubionymi, staropodgórskimi uliczkami. Wówczas to zobaczyłam idącą w kolumnie, ubraną na czarno grupę ludzi. Niewiele myśląc, poszłam za nimi – i tak trafiłam do jednej z krakowskich Synagog, na film dokumentalny o ostatecznej likwidacji krakowskiego getta.
I choc znałam te obrazy, czułam się, jakbym oglądała je po raz pierwszy. A gdy doszłam do kadrów, które pokazywały kamienicę z sąsiedniej ulicy i hitlerowców wrzucających niemowlaki do koszy, a potem zasypujących ich żywcem w wykopanych dołach, nie wytrzymałam.
Wypadłam z tego pokazu zachłystując się płaczem, a potem długo jeszcze płakałam w domu, a obrazy dzieci wsypywanych do dołów, wijących się, krzyczących i ksztuszących się ziemią podnosiły mi włosy na głowie. Przecież to mogłaby być Gaja, tam w tym koszu. Przecież to mogłabym byc równie dobrze ja – malutka, leżąca na dnie, szarpiąca sie w zwierzęcym przerażeniu, ostatnimi siłami próbując złapać haust powietrza.
Długo po tym doświadczeniu nie mogłam dojść do siebie.
Ciąża zdjęła ze mnie wszystkie pancerze ochronne. Obrazy wracały, a ja czułam się jakby nagle zniknęła moja skóra, na wierzchu zostawiając samo niczym nie chronione mięso. Kwiczałam wówczas z bólu, a życie metodycznie, raz za razem, wcierało we mnie garście soli.
Od tego czasu świadomie unikam eksponowania siebie na wszelkie traumatyzujące sytuacje. Nie oglądam filmów wojennych, unikam przemocy, zamykam oczy i zatykam uszy, widząc brutalne sceny. Wybrałam nie zgłębiać już historii, wiedząc, że przeszłości nie zmienię. To co robić mogę – to reagować na przemoc w teraźniejszość i takie działanie wybieram.

Idyliczny widok z okolicy Killing Cave, Phnom Sampeau, Kambodża (Czerwoni Khmerzy, czyli jak zginął Pol Pot – cz. I)
W Kambodży reżim Pol Pota jest jednocześnie przeszłością i teraźniejszością. Był tak niedawno, że wciąż żyją świadkowie gotowania żywych ludzi, duszenia ich plastikowymi torbami czy podrzynania gardeł ostrymi liśćmi. Czerwoni Khmerzy zakatowali jedną czwartą ludzi i nie było litości czy była to babka, czy urodzony właśnie dzieciak. Wszyscy byli potencjalnymi wrogami sytemu, których należało eksterminować. I eksterminowano, torturując – by najpierw przyznali się do wyimaginowanych win, a potem załatwiając sprawę pałką, motyką czy czymkolwiek, co akurat było pod ręką.
Od reżimu Pol Pota w Kambodży nie da się uciec. Wystarczy podstawowa wiedza i widok starszej osoby na ulicy.
– Kto to jest? – od razu pojawia mi się w głowie – Dlaczego przeżył? Kim był? Co robił? Co widział? Ile wycierpiał?..
Ale ludzie o Pol Pocie rozmawiać nie chcą. Wciąż nierozliczone są tamte czasy. Kaci wciąż chodzą po ulicach, mieszając się z ofiarami. Sąsiedzi czasem wiedzą kto jest kto, a czasem nie. Więc lepiej nic nie mówić, bo nie daj Buddo, czasy się wrócą. Albo mścić się będą. Lepiej nic nie pamiętać, nie wracac do przeszłości, żyć dniem dzisiejszym.

„Lepiej nic nie pamiętać, nie wracac do przeszłości, żyć dniem dzisiejszym.” Killing Cave, Phnom Sampeau, Kambodża (Czerwoni Khmerzy, czyli jak zginął Pol Pot – cz. I)
Świadomie więc wybrałam nie jeździć na polpotowskie Pola Śmierci, nie odwiedzać sal przesłuchań, nie przyglądać się narzędziom tortur, no i przede wszystkim – nie wlec tam Gai.
Niestety, śladów po reżimie jest tak dużo, że trudno od nich uciec. Szczególnie jak się jest w Kambodży drugi miesiąc i zagląda w przeróżne, turystyczno-nieturystyczne miejsca. Jadąc więc motorkiem na Phnom Sampeau, góry pełnej naturalnych, różnie zagospodarowanych przez ludzi i zwierzęta jaskiń, uznałam, że zajrzę i TAM – do tej jaskini, do ktorej polpotowcy masowo wrzucili 10 tysięcy prawdziwych i wyimaginowanych przeciwników reżimu.
Zastanowiałam się tylko jak Gai opowiedzieć tą historię, by dać jej delikatne i stosowne dla 5 latki wyobrażenie o ludzkim dualiźmie i mrocznej stronie naszej duszy.
– Wiesz Gajku, zanim pojedziemy zobaczyć nietoperze, zajrzymy też do jaskini Buddy i do jaskini, w której zabijano ludzi.
Gaj popatrzył na mnie uważnie.
– Gdzie zabijano ludzi?..
– Tak. Tu w Kambodży czterdzieści lat temu Khmerzy strasznie cierpieli. Pojedziemy zaśpiewać im Wieczne Odpoczywanie.
Kiedyś, na pierwszym roku studiów poszłam ze znajomymi na Zaduszki Jazzowe u Dominikanów. Tam po raz pierwszy i jedyny usłyszałam Wieczny Odpoczynek w takiej wersji, że miałam ciary na plecach. Potem na Zaduszki wracałam jeszcze kilkukrotnie dla nastroju, niesamowitej muzyki i nadziei, że jeszcze kiedyś takie wykonanie usłyszę. Nie zdarzyło się to już nigdy, ale melodia wygrana dawno temu tak wbiła mi się w serce, że zastąpiła właściwie tą oficjalną, płaczliwą i żałobną, która w mojej głowie nierozerwalnie połączona jest z rozpaczą katolickich pogrzebów. Dlatego gdy trafiam do miejsc śmierci lub na groby – śpiewam Wieczny Odpoczynek jazzowy – bo on jakieś światło w sobie ma. Nic lepszego mi do głowy nie przychodzi, gdy staję bezradna nad miejscem, gdzie ginęli ludzie..
Gdy domotorkowaliśmy do rozjazdu na jaskinię, Gaj był pełen niepokoju.
– To już tu, mamo?
– Tak córeczko. To już tu.
Nastrój na szczęście zmieniły dzieciaki bawiące się na parkingu, bo takie miejsca są atrakcjami (jak to brzmi) turystycznymi i często są dobrze zorganizowane – z dojazdem, opisami, straganami z pamiątkami (sic!) i khmerskimi przekąskami. Może to i dobrze, choć mam ambiwalentne uczucia na ten temat – bo o tragedii Khmerów trzeba mówić i pamiętać – by się nigdy nie powtórzyła.

Dziewczynka z parkingu pod Killing Cave, Phnom Sampeau, Kambodża (Czerwoni Khmerzy, czyli jak zginął Pol Pot – cz. I)
Nas dopadł jeden z nastolatków.
– O dzień dobry! Z Francji? Nie? Z Holand? Z Holand! Nie?.. Z Poland?.. Hmm.. Holand! Poland?.. – nie winiłam chłopaka za nieznajomość geografii. W końcu Holendrzy są badziej znani na świecie, niż Polacy, a ciekawe ilu Polaków wiedziałoby dokładnie, gdzie leży Kambodża. – Jaskinia jest blisko! O, tam trzeba iść! Pokażę Wam!
– Dziękuję! – ucinam stanowczo rozmowę – Nie chcę przewodnika. Chcę iść sama.
Bo i taka była prawda. Chciałam iść z Gajenką w swoim tempie, być dla niej, odpowiadać na jej pytania.
Chłopak zmył się jak niepyszny.
Jakiś czas temu odwiedziliśmy Kambodżę. Wciąż widać ślady dawnych krwawych dni. Co gorsza po czystkach większość narodu to niewykształceni chłopi i biedota. Trudno będzie im otrząsnąć się z traumy.
Pozdrawiamy
http://www.naszeszlaki.pl
Od kiedy przeczytałam, że wjechałyście do Kambodży bardzo bałam się, że napiszesz coś o Czerwonych Khmerach. Urodziłam się w roku, w którym reżim przejął tam władzę i często myślałam jak moje życie wyglądałoby gdybym urodziła się tam a nie tu w Polsce – biednej, PRL-owskiej ale bezpiecznej i spokojnej.
Polecam książkę Yeonmi Park „Przeżyć” – wspomnienia dziewczynki, która urodziła się w strasznym kraju, Korei Północnej i przeszła długą, bezlitosną drogę do wolności i bezpieczeństwa.
My tu w Polsce teraz nie tylko boimy się sierot wojennych ale i niepełnosprawni zaczęli nam śmierdzieć..wstyd po prostu, a nawet więcej. Hańba.
O rany, teraz widzę, co narobilam 🙂 Mialam wyslac na profil prywatny, a tu niedoklilalam czegos i znow post wylądował na Somos Dos
Czekam na cdn….Asiu, swietny tekst…Na początku płakałam razem zTobą…jakoś nie znałam tej Waszej krakowskiej, wojennej historii…dziękuje <3
To ja dziękuje Ewelina Sobikowska.. <3
Asia, do przeczytania w tym temacie „First they killed my father”. Ale zdecydowanie nie dla tak wrazliwych osob jak Ty… Czytajac to, codziennie mialam koszmary i chodzilam ciagle glodna. Niesamowita i straszna ksiazka, wspomnienia z tamtych czasow z perspektywy dziecka…
Słyszałam o tej książce, nawet przeczytalam gdzieś fragment i zaczęłam omijać ją szerokim łukiem, dziekuje, ze o niej przypomnialas – musze dopisac do listy polecanych pozycji, która opublikuje w drugiej czesci naszej opowiesci o Czerwonych Khmerach.
Okropieństwo, Jezu Chryste, ten Pol Pot – nie mieści mi się w głowie, ze to wszystko sie na prade dzialo.
Ja wolałam ominąć jaskinię szerokim łukiem. Bo łatwiej jest zamknąć oczy udawać że to się nigdy nie zdarzyło niż przełknąć gorzką prawdę.
Omijalam wiekszosc Pol Śmierci, miejsc tortur i Studni Cieni, ale one sa WSZEDZIE! Każda miejscowosc je ma, a ile jest takich jeszcze nie odkopanych! Ktos sobie uprawia warzywka, a tu nagle ktoregos dnia ziemia odslania czaszki.. To sie wszystko w glowie nie miesci, mi slow brakuje by o tym mowic..
Oglądałam film how they killed my father. Bardzo przykre
Okropne! Mnie dodatkowo przybija fakt, ze to wszstko sie dzialo, a swiat o tym nie wiedzial! I powstaja mi w glowie pytania , co sie dzieje w Korei na przyklad, w Chinach, w Syrii, w Sudanie, czy w innych rezimowych miejscach.. Tam tez takie dziewczynki, na bogów, zyja..
Dokładnie, Syria też ma przesrane teraz a jeszcze media odwracają kota ogonem i robią z tych biednych ludzi jakichś kurna najeźdźców i zagrożenie dla porządku Europy. Ciekawa jestem czy gdyby w Polsce była wojna domowa to czy by ci wszyscy szczekający ludzie zostali i walczyli niewiadomo przed kim i czy by nie próbowali ocalić swojego życia.
Nina Aleksandrowicz Wialiby gdzie pieprz rosnie. Tyle tylko, ze tam, gdzie pieprz rosnie na bank by do nas strzelano. Zadawalam sobie pytanie kiedys, dlaczego ludzie przed IIWW nie wiali, albo potem, jak sie zaczela dlaczego nie wiali. Owszem, wiali, tylko ze ich zawracano z granic. A jak nie chcieli wrocic po dobroci, to do nich strzelano.
Jestem przekonana, ze jak cos sie wydarzy, to nam – Polakom – nikt nie bedzie chcial pomoc.
Cholera, przypomniala mi sie historia z sierotami z Syrii. Nadal rozumiem, ze boimy sie niemowlat-terrorystow? No klać chce mi sie na caly glos!!!!
Weź, szkoda słów naprawdę….. Taka niesprawiedliwość na tym świecie
I oczywiście wiem że by uciekali,to była ironia bo jak masz dobre warunki to masz gdzieś że ktoś inny ich nie ma. Niestety tak to wygląda
Tak. Jak masz kase, to uciekniesz. Jak nie masz kasy, to musisz miec kupe szczescia, albo niezwykle mocne kontakty. A kontakty zwykle dzialaja za pomoca kasy. Wiesz, tak sobie mysle, ze w tym naszym zakatku Europyp spokojne zycie jest. I – na bogow – niech sie to nie zmienia. Ale tez – na bogów – pomagajmy innym dziewczynkom uciekac z ich piekla, jesli nie jestesmy w stanie go zmienic..
Polecam książkę W lesie wiedeńskim wciąż szumią drzewa – jak to było przed wybuchem IIww i w trakcie na faktach o przyjacielu Kamprada (założyciela Ikea – faszysty notabene). Przerażajace w tej książce jest to, ze nic się nie zmieniło.
Asiu, lata temu przeczytalam ksiazke „Okruchy Azji” Jerzego Chocilowskiego. Po czesci poswieconej Kambodzy i temu, co zrobil rezim Pol Pota nie moglam powstrzymac lez. Niesamowite opisy tego co sie wydarzylo w Kambodzy w II polowie lat 70-tych.
[…] Czerwoni Khmerzy, czyli jak zginął Pol Pot – cz. I […]