Tak sobie myślę, że Robert Lewandowski zrobił więcej dla rozsławienia Polski, niż Jan Paweł II czy Lech Wałęsa razem wzięci. Bo Jana Pawła II znają, owszem, ale tylko w chrześcijańskich zakątkach globu. Lecha Wałęsę znają także, ale tylko ci wykształceni lub interesujący się zmianami w Europie. A Roberta Lewandowskiego znają wszyscy, nawet dzieci. Gdy tylko powiem, że jestem z Polandii, od razu rozpromieniają się twarze.
– Robert Lewandowski! Polandia! Bagus! (Dobrze! Brawo!)
Tak też było i z Ryduanem. Gdy dowiedział się, ze jesteśmy z Polandii, nie odstępował nas ani na krok. Lewandowski był jego idolem, a my – jakimś jego przedłużeniem. Tak więc Ryduan, podobnie jak inne dzieci, spędzały całe dnie w naszym domku, brykając z Gają, albo towarzysząc nam w różne pobliskie miejsca.
Ryduan z Gajką bardzo się polubili. I choć dzieliła ich przepaść sześciu lat i innej płci, trzymali sztamę, nawet pomimo żartów Ryduana, który wykorzystywał każdą okazję, by Gajke nastraszyć lub zszokować. Początkowo Gaja przybiegała z tym do mnie, ale szybko zaczęła sobie radzić z sytuacją sama.
Ot, na przykład – poszliśmy wszyscy na ryżowe pola. Ryż jest podstawą wyżywienia Azji, Indonezji także. Ryż się je na śniadanie, obiad i kolację – to z rybą, to z warzywami, to z jajkiem, albo z przyrządzonymi na ostro owocem chlebowca lub obgotowanymi i doprawionymi liśćmi sayur pahit. Z ryżu robi się też desery, ciastka i napoje. Jeśli nie ma w domu co jeść – je się sam ryż. Mięso jest przygotowywane od święta z prostego powodu – jest drogie.
Na polach ryżowych ryż rósł od takiego dopiero wysadzonego, do już gotowego do zbiorów. To wielkie błogosławieństwo dla tej ziemi, bo jedzenie jest dostępne cały rok. Więc obserwowałyśmy ryżowe dzieciaczki, w karnych rządkach sterczące z błotnistej wody, przyglądałyśmy się ryżowym młodzieniaszkom, soczystą zielenią cieszących oczy, aż wreszcie, gdzieś w oddali zamajaczył nam ryż dojrzały, zielonozłoty, pełen kłosów gotowych do ścięcia. Ręcznie ma się rozumieć, tak jak to drzewiej i w Polsce bywało.
Kiedy ja przyglądałam się ryżowym polom, Ryduan testował odporność Gajki. Najpierw straszył ją ślimakiem, potem obślizgłą ropuchą, potem zaczął obrzucać ją kolczastymi kulkami. No, tu już interweniowałam, bo nierówność sił była druzgocząca. Poza tym strasznie nie chciałam, by Gaja wpadła mi w ryżowe pole. W grę, zarówno jeśli chodzi o pranie, jak i prysznic wchodziły tylko zbiorowe łazienki z wypływającą ze źródła, lodowatą wodą. A że w górach temperatury nas nie rozpieszczały, unikałam gruntownego mycia jak ognia.
Posadziłam więc towarzystwo na platformie i zerkając co rusz, czy nie psocą, kontemplowałam przestrzeń. Wróciłam prosto na lekcję medytacji. Po roku spędzonym wśród buddystów oraz po oglądnięciu ósmej części Gwiezdnych Wojen Gaja budziła w sobie moc Jedi. Ryduan przyglądał jej się z zainteresowaniem, nie bardzo rozumiejąc o co chodzi.
Z plantacji ryżu, poszliśmy wprost na plantację papai. Uwielbiam papaję, ale ta tutejsza jest zupełnie inna od tych mi znanych z Latinoameryki. Po pierwsze, drzewo jest szalenie cycate. Po drugie – dojrzały owoc jest wciąż twardy i zielony. Po trzecie – pomimo tego jest bardzo słodki. Ale jak rozpoznać dojrzałą papaję od tej niedojrzałej, pomimo szkolenia siostry Mr Mushina – nadal nie wiedziałam. Zaczęłyśmy zbierać więc papaję zgodnie z jej wskazówkami, a gdy obskoczyłyśmy trochę drzewek, Gaj dostał jedną za pomoc.
Wreszcie Ryduanowi udało się nas zaciągnąć do ogrodu z palmami kokosowymi. Wiedziałam, co chłopak planuje – chciał nam nazrywać kokosów. Sprawa była genialna, bo obie z Gają uwielbiamy kokosową wodę, tyle tylko, że palmy były ogromne, a Ryduan miał tylko 12 lat. No i – choć zapewniał, że wspina się świetnie, bałam się wypadku. Ale kiedy spotkana po drodze mama Ryduana nie miała nic przeciwko, wraz z dzieciakami, które dołączyły po drodze, poszliśmy do ogrodu.
Nie minęła minuta, a Ryduan był już na szczycie palmy, zrzucając kokosy. Nie minęło 10 minut, gdy ostrą jak brzytwa maczetą zaczął je otwierać.
Patrzyłam zafascynowana, pamiętając moje doświadczenia z Laosu. Tam też 12 letni chłopcy byli traktowani jak dorośli – jeździli na skuterach, chodzili na polowania, sprawnie posługiwali się maczetą, z łatwością oprawiali zwierzęta.(klik) Tu było podobnie. Dzieci chodziły do szkoły, ale mieszkając na wsi zdobywały kompetencje konieczne do przeżycia w środowisku, w którym wciąż brakowało pieniędzy. Ale, choć szybko musiały dorośleć, przejmując niektóre obowiązki rodziców – wciaż i przede wszystkim były dziećmi – skorymi do figlów, ciekawskimi świata i zawsze chętnymi do zabaw. Bo dzieci w każdym zakątku globu są takie same. I w każdym zakątku globu, gdzie tylko dociera telewizyjny sygnał, wiedzą doskonale, kim jest Robert Lewandowski. I wiedzą, że jest z Polski.
***
Post scriptum
Dzieci uwielbiają się bawić. Przyjazd bule (białych) był świetnym pretekstem, by hasać cały dzień.
Jestescie obie niesamowite 🙂 Czytam Was od jakiegos czasu, przeczytalam wszystko, zainspirowalam sie podrozowaniem i czesto rowniez ruszam w nieznane, aczkolwiek ja mam male przedszkole 2 chlopcow 3i4 latka i coreczke 4 miesieczna. Mimo to nie poddaje sie i dalej gonie marzenia wlasnie dzieki Tobie i podobnym do Ciebie osobom, ktore dodaja otuchy nawet kiedy o tym nie wiedzą 😉 To moj ukochany blog i czuje do Was wielką sympatię. Jeśli kiedys chcialybyscie albo potrzebowały pobyć, pomieszkać w UK to zapraszam do mnie, wystarczy wyslac maila a bede przygotowana na goscine;) Trzymajcie sie, goraco pozdrawiam i nadal wiernie czytam!