Mijal tydzien naszego zycia na barce. Tydzien codziennych rozmow, radosci, obowiazkow i problemow do rozwiazania. Tydzien gotowania na wodzie z Putumayo i tydzien sikania do tejze wody. Obserwowania, czy jej poziom rosnie, czy tez maleje. Czy kotwica trzyma, czy nalezy ja poprawic. Tydzien ostatnich napraw, pakowania towarow, zalatwiania ostatnich spraw. Bo Parce do Puerto Asis miala wrocic dopiero za 3 miesiace. Tyle trwa droga do Letici i z powrotem, pod rwacy prad Putumayo, z przerwami na handel i przybrzezne ...
Czytaj całość »Puerto Asis – życie na wodzie cz.II
Dni nam plynely zwyczajnie-niezwyczajnie. Blyskawicznie stalysmy sie czescia Parce, a po kilku dniach – czescia La Playa. Wszyscy znali las Polacas, a szczegolnie ta mniejsza, ktora jasnymi wloskami, otwartoscia i usmiechem zjednywala serducha ludzi. Na lodce kazdy mial swoje obowiazki. Do naszych nalezalo m.in. szorowanie pokladu. Mama miala wiaderko, ale ze stara sie wszystko robic razem z corka, corka szybko otrzymala kubeczek. Kubeczkiem tym pracowicie dopelniala wiadro mamy i w ten sposob w proces ...
Czytaj całość »Puerto Asis – życie na wodzie
Do portu, a raczej miejsca zaladunku i wyladunku towarow nie bylo latwo sie dostac. Najpierw nalezalo przebyc cale Puerto Asis pieszkom, co zabieralo prawie godzine, lub jakims stopem. Moto, lub konio oczywiscie:))) Potem nalezalo zasuwac kolejne 40 minut droga przez pola, hmm, pelne wygladajacych jak bawoly krow i drzew rodem z „W pustyni i w puszczy”, by wreszcie, obierajac spocona twarz, dotrzec na skraj wioski, dumnie zwanej La Playa. To, co od razu zwrocilo moja uwage, to ...
Czytaj całość »Puerto Asis – życie na lądzie
Z Moccoa do Puerto Asis nie jest daleko. Prowadzi tam asfaltowa droga, na której, oprócz patroli, raczej nie ma żadnych niespodzianek. W związku z tym, by oszczędzić parę groszy, ustawiłyśmy się z Gajką na stopa.10 minut – nic. Kolejne 10 min – nic. Następne 10 min – deszcz.No tak, normalne w dżungli. I tak miło, że tyle wytrzymało.W związku wiec z ulewą złapałyśmy collectivo i zajęłyśmy najtańsze miejsca na pace. Z 5 dorosłych osób i 2 dzieci siedzących z tyłu ...
Czytaj całość »Wymarzyły mi się kiedyś warkoczyki
Wymarzyły mi się kiedyś… warkoczyki. Takie jak mają czarne kobiety, wodospady cieniutkich warkoczyków spadających na ramiona. Więc gdy zobaczyłam w naszym sklepiku Sandrę z córką, obie całe w przepięknych, starannych trenzach, poczułam że to już. Że przyszedł czas na te warkoczyki, właśnie tu, w Puerto Asis, gdzie gorąco i wilgotno, zielono i wielkolistnie. Sandra plotła warkocze 5 godzin z przerwa na drugą kawę. Razem plotłyśmy głupoty, czasem i mniej głupie. Gaj patrzył podejrzliwie na transformacje mamy. Sam przetransformować ...
Czytaj całość »Na koniec świata
Moccoa. Nasz pokoiczek i nasz codzienny bałaganik. Patrzę na te panoszące się wszędzie rzeczy i po raz kolejny zastanawiam się, jak one wszystkie grzecznie mieszczą się w plecaku. Cud podróży. Niemniej jednak zupełnie się tym nie martwię. Nasz genialny CS zostawił nam cale mieszkanie do dyspozycji z wi-fi od kuzyna i sprzętem do jego użytku, wiec nawet strugi wody za oknem nas nie smucą. Ja piszę maile, a Gaj w sąsiednim oknie ogląda ulubioną Peppę. Paruje kolumbijska ...
Czytaj całość »Droga śmierci
To miała być taka sobie zwykła dróżka przez góry, jakich tu wiele. Mój host z Pasto nie był w stanie mi nic więcej o niej powiedzieć, tyle tylko że długo się jedzie i że kosztuje 35 mil pesos. No więc, nie spodziewając się niczego więcej poza oszałamiającymi widokami, po dwóch godzinach bezskutecznego łapania stopa zapakowałyśmy się z Gajka do zatrzymanego transportu publicznego i wiuuuu… Ruszyliśmy przed siebie. No i faktycznie, przez pierwsze 3 godziny ...
Czytaj całość »Gracja, czyli wpis tylko dla dziewczyn
Tak, to będzie wpis tylko dla dziewczyn:))) Ponieważ nasze zasoby finansowe są dość skąpe, szeroko korzystamy z rzeczy używanych, niechcianych, a nam darowanych. Jakiś czas temu w nasze skromne rączki trafił luksusowy, intensywnie zmiękczający krem z woskiem pszczelim, mocznikiem i wyciągiem z rozmarynu. Krem z założenia przeznaczony był do stop, jednakże nasze potrzeby dotyczyły zupełnie innej części ciała. Ponieważ jak się nie ma co się lubi – to się lubi co się ma, po starannym zbadaniu składu kremu zdecydowałam się ...
Czytaj całość »Tenis – Pasto
Po pełnej zawijasów drodze pokonywanej nowiutkim 4by4, okupionej kilkoma pawiami, które bynajmniej nie przeszkadzały w milej konwersacji z prowadzącym pojazd panem doktorem, dotarłyśmy do Pasto – niewielkiej, uroczej mieściny, z której niewiadomo dlaczego nabija się cala Kolumbia. Tamże, po kilku logistycznych wygibasach, odnalazłyśmy naszego couchsurfera i nasz malusieńki, pełny artefaktów pokoik. Carlos okazał się być przemiłym człowiekiem, a przy okazji – pasjonatem tenisu. I tak oto Mała i Duża otrzymały zaproszenie na swoje pierwsze ...
Czytaj całość »Koniostop
Moje achillesy tak dawały mi w kość, że postanowiłam łapać na stopa wszystko, co się rusza. Nawet na krótkie dystanse. Byle tylko odciążyć zmordowane nogi i uszczknąć coś z tego świata, co wokół nas. Gdy poprosiłam miłego pana o podwózkę do domu, patrzył na mnie jak na dziwo. Do Pupiales nie zagladają turyści. W zasadzie nikt tu nie zagląda. Miasteczko żyje sobie swoim własnym, leniwym tempem, a prawdziwe turystyczne szaleństwo odbywa się kawałek dalej – w Ipiales. A dokładnie ...
Czytaj całość »